TK zbada skargę konstytucyjną radnego, prawomocnie skazanego na grzywnę za znieważenie w 2011 r. wójta w jego gabinecie słowami "uznanymi powszechnie za obelżywe" (w dokumentach TK są one zaczernione). Skarga kwestionuje będący podstawą skazania art. 226 par. l Kodeksu karnego, który za znieważenie funkcjonariusza publicznego podczas i w związku z pełnieniem obowiązków przewiduje grzywnę, ograniczenie wolności albo do roku więzienia.

Jak napisał w skardze konstytucyjnej adwokat radnego Stanisław Kłys, został on skazany na podstawie ustaleń opartych wyłącznie na zeznaniach wójta i podległej mu sekretarki (która nie była świadkiem zdarzenia). Zdaniem skarżącego złożenie przez wójta zawiadomienia o znieważeniu, czego miał dokonać inny funkcjonariusz publiczny niepublicznie, w zaciszu gabinetu, jest nadużyciem prawa i służy "wyłącznie grze politycznej w celu wyeliminowania krytyki władzy gminnej".

Skarżący twierdzi, że działanie wójta podyktowane było "chęcią pozbycia się przeciwnika politycznego, który wielokrotnie krytykował działalność publiczną wójta". Istniał bowiem między nimi "zaciekły, powszechnie znany w lokalnej społeczności konflikt, wynikający z krytyki radnego wobec wójta z uwagi na jego sposób zarządzania gminą".

Skarga wnosi o stwierdzenie niekonstytucyjności art. 226 par. l kk w zakresie, w jakim penalizuje niepubliczne znieważenie funkcjonariusza. Zdaniem skarżącego ogranicza to konstytucyjną wolność wyrażania poglądów - z obawy przed postępowaniem karnym, jakie może być wszczęte wyłącznie na podstawie zeznań rzekomo pokrzywdzonego.

"Zagrożenie to jest nieporównanie większe w małych miejscowościach, do jakich należy wieś M., gdzie lokalna społeczność nie wykształciła jeszcze w sposób dostateczny mechanizmów pozwalających na rzeczywistą kontrolę poczynań organów władzy" - głosi skarga.

Przypomniano w niej, że w 2006 r. TK uznał niezgodność z konstytucją art. 226 par.1 w zakresie, w jakim penalizuje znieważenie funkcjonariusza dokonane niepublicznie lub publicznie, lecz nie podczas czynności służbowych. Sejm znowelizował potem ten przepis, który obecnie nie stwierdza wprost, że takie znieważenie musi być dokonane publicznie. Według skarżącego dziś "publiczność" znieważenia należy do znamion tego przestępstwa. Sąd Najwyższy w 2012 r. uznał jednak, że do znamion przestępstwa "nie należy publiczne działanie sprawcy". Zdaniem skarżącego całkowicie wypaczyło to sens wyroku TK.

W skardze podkreślono, że ETPCz w Strasburgu wskazywał na konieczność zaakceptowania przez osoby publiczne ich słabszej ochrony prawnej. Także TK uznawał, że standardem w demokracji jest przesuwanie coraz dalej granicy wolności wypowiedzi wobec osób publicznych.

Zniewaga niepubliczna, dokonana w sposób niezagrażający porządkowi publicznemu ani nienarażający na poniżenie w opinii publicznej autorytetu funkcjonariusza, staje się pretekstem do objęcia szerszą ochroną godności funkcjonariusza - napisano w skardze. Według niej wystarczająca jest droga prywatnoskargowa (na podstawie art. 216 kk mówiącego o odpowiedzialności karnej za znieważenie "innej osoby") lub cywilna (o naruszenie dóbr osobistych).

Do skargi przyłączyła się Irena Lipowicz, która wnosi, by TK uznał przepis w zaskarżonym zakresie za niezgodny z konstytucyjną zasadą wolności wyrażania poglądów. Przyznała, że wolność słowa może podlegać ograniczeniom - ale tylko dla bezpieczeństwa lub porządku publicznego, dla ochrony środowiska, zdrowia, moralności publicznej albo wolności i praw innych osób. Powinno być one też proporcjonalne, tzn. konieczne dla realizacji określonego celu. Zdaniem RPO karalność niepublicznego znieważenia funkcjonariusza nie jest ani konieczna, ani niezbędna.

Lipowicz dodała, że funkcjonariusze publiczni cieszą się większym zaufaniem w organach wymiaru sprawiedliwości, "co może wpływać na nierówną pozycję obywatela w kontakcie z władzą publiczną i w konsekwencji może w pewnych sytuacjach powodować ustalenie błędnego stanu faktycznego".

RPO przypomniała, że TK uznał w 2006 r., iż nie ma powodów, aby autorytet instytucji publicznych oraz godność osobista funkcjonariuszy podlegały wzmożonej ochronie prawnej. Ingerowanie państwa w tę sferę, a zwłaszcza możliwość zastosowania środków odpowiedzialności karnej, obniża autorytet organów państwa i niesie niebezpieczeństwo patologii - ocenił wtedy TK. Według TK dzieje się tak głównie wtedy, gdy nacechowane są one nadmierną represyjnością, "o czym dobrze świadczą doświadczenia minionej epoki" - dodała RPO.

Sejm oraz Prokurator Generalny wnoszą o uznanie kwestionowanego zapisu za zgodny z konstytucją.

"Treścią wolności słowa nie jest prawo do znieważania funkcjonariusza publicznego, ale prawo kierowania do niego merytorycznych zarzutów" - napisał w stanowisku dla TK zastępca Prokuratora Generalnego Robert Hernand. Dodał, że zachowanie skarżącego było "formą napaści, a nie wyrażaniem poglądów na temat funkcjonowania instytucji samorządowej, a zarazem mogło zostać odebrane jako próba wywarcia niedozwolonego nacisku na piastuna organu, by w przyszłości nie podejmował on działań kontrolnych". Według Hernanda takie zachowanie nie powinno korzystać z ochrony przynależnej wolności słowa.(PAP)

sta/ par/