Rosyjskie media docierają do orzeczeń Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, zanim zostaną one oficjalnie opublikowane. A fakt, że informacje wyciekają, przekłada się na to, iż niektóre państwa wolą przegrać sprawę, niż ujawnić za dużo. Sęk w tym, że Strasburg nie potrafi wypracować właściwych procedur.
ETPC od kilku lat ma problem z utrzymaniem w tajemnicy orzeczeń przed ich opublikowaniem. Gdy Wielka Izba bądź Panel Wielkiej Izby coś postanowi, po 2–3 dniach oficjalne służby prasowe Strasburga o tym informują. Kłopot w tym, że już w kilka godzin po posiedzeniu o jego efektach donoszą rosyjskie media. Tak było między innymi przed trzema laty w sprawie zbrodni katyńskiej. Decyzję izby poznaliśmy z publikacji w „Moskowskich Nowostiach”, zanim nawet werdykt został ogłoszony w Strasburgu.
Uzyskałem wtedy odpowiedź od szefa kancelarii trybunału, iż ówczesny prezes Nicolas Bratza przeprowadził wewnętrzne dochodzenie, które jednak nie ujawniło autora przecieku – mówi prof. Ireneusz Kamiński, który wówczas reprezentował skarżących, a obecnie jest sędzią ad hoc ETPC. – Zapewniono mnie wtedy, że w trybunale stworzono dodatkowe zabezpieczenia, by sytuacja się nie powtórzyła. Szczegółów jednak nie sprecyzowano – uzupełnia prof. Kamiński.
Brak zaufania
Okazuje się jednak, że działania okazały się niewystarczające. Przed kilkoma tygodniami rosyjski „Kommiersant” poinformował o werdykcie w sprawie Jukosu, zanim uczynił to sam Strasburg.
Głośny wyrok z 24 lipca 2014 r. w sprawie więzień CIA w Polsce, w którym stwierdzono, że w Starych Kiejkutach torturowano więźniów, był m.in. pokłosiem braku zaufania do służb trybunału. ETPC nie otrzymał od Polski dokumentów, których zażądał. Uznał więc to za brak współpracy, a ten przełożył się na uznanie racji skarżących. Jednak Polska informacje chciała udostępnić. Z tym, że postawiła pewna warunki, na które trybunał nie przystał. Polski rząd chciał przesłać do Strasburga poufną przesyłkę, tak aby sędziowie mogli się zapoznać z dokumentacją. Następnie jednak dokumenty miały wrócić do kraju.
Nie można się dziwić, że niektóre państwa nie ufają ETPC. Wolą przegrać sprawę, niż przekazać zbyt wiele dokumentów sędziom – zwraca uwagę prof. Ireneusz Kamiński.
Brak rozwiązania
Decydenci ETPC zdają sobie sprawę z kłopotu i deklarują, że chcą ukrócić proceder. Jak nieoficjalnie wiadomo, trwają prace nad poprawą procesu obiegu dokumentów. Tak naprawdę jednak nikt nie wie, co zrobić, aby sytuacja się nie powtórzyła. Dlatego też prezes ETPC woli nie składać obietnic bez pokrycia.
Po poprzednich wyciekach – bo warto wiedzieć, że było ich więcej niż dwa – postanowiono ograniczyć krąg osób, które mają dostęp do nieopublikowanych jeszcze orzeczeń. Obecnie są to orzekający sędziowie oraz bardzo wąska grupa administracji obsługująca postępowania. Jak się okazało, ten wąski krąg i tak jest zbyt szeroko zakrojony. Ale bardziej zawęzić się go już nie da – podkreśla prof. Kamiński.
Zdaniem dr. Bartłomieja Wróblewskiego, dyrektora Instytutu Prawa SWPS Poznań, możliwe są trzy warianty: za wyciekiem stoją sami sędziowie, kluczowi pracownicy administracji lub dane są zdobywane bez współpracy z wewnątrz.
Jeśli wyroki mediom przekazują sędziowie lub pracownicy, to szczerze powiedziawszy, nie dostrzegam dobrego rozwiązania tego problemu – mówi dr Wróblewski.
Jedyne, co można zrobić, to skrócić czas między podjęciem decyzji a jej publikacją. Nie rozwiązywałoby to problemu, ale zmniejszało jego znaczenie. Bo media by już bazowały na obiektywnym przekazie, nie zaś kreowały go w sposób korzystny dla jednych państw, a niekorzystny dla drugich – sugeruje prawnik.
Jawność czy restrykcje
Niektórzy politycy brytyjscy znaleźli inne rozwiązanie. Ich zdaniem publikację tego typu informacji przez media można by uznać za złamanie prawa. Dlatego też państwa członkowskie Rady Europy powinny przyjąć nowe przepisy, które by penalizowały działalność dziennikarzy polegającą na publikowaniu wycieków z europejskiego wymiaru sądownictwa.
To bardzo zły pomysł – oponuje prof. Wiesław Godzic, medioznawca z SWPS.
Jak twierdzi, należy przede wszystkim walczyć z przyczyną, a nie skutkiem. I tak jak w tym przypadku – zdaniem profesora – zachowanie rosyjskich mediów jest nieodpowiednie, tak i regulacje mogłyby się okazać fatalne dla wolności prasy. Bo istnieje ryzyko, że w przyszłości byłyby wykorzystywane w innych celach.
W ocenie prof. Ireneusza Kamińskiego rozwiązanie jest w zasadzie jedno. Trybunał powinien ujawnić, jakie zabezpieczenia powstały, by zagwarantować bezpieczeństwo poufnych informacji i dokumentów przekazywanych przez państwa w związku z toczącymi się postępowaniami.
W przeciwnym razie niebawem może się okazać, że np. Rosja odmówi przekazania dokumentów ETPC, bo jak stwierdzi, będzie się obawiała, że trafią one do rosyjskich mediów – spostrzega prof. Kamiński.