Sukces reformy procedury karnej miał zasadzać się na wyprowadzeniu większości spraw z sądów. Ale zamysł ma marne szanse na realizację
ikona lupy />
Ułatwienia przy trybach konsensualnych / Dziennik Gazeta Prawna
Aby udała się reforma procedury karnej w lipcu 2015 r., prokuratorzy muszą znacznie szerzej sięgać po tryby konsensualne – zakładające dogadanie się z podejrzanym. Twórcy reformy założyli, że wskaźnik ten podskoczy do 80 proc. Oskarżyciele mówią wprost: to myślenie życzeniowe, niepoparte żadnymi symulacjami. Obecne regulacje już dają szeroką możliwość wykorzystania tych ścieżek, gdy tylko jest taka wola stron. A efektów nie widać.
Jeśli mają rację, może się okazać, że cała reforma nie przyniesie oczekiwanego skutku, czyli skrócenia czasu trwania postępowań karnych.

Wiara bez badań

„O ile w sprawach, w których odbywać się będzie kontradyktoryjna rozprawa, postępowanie sądowe raczej skrócone nie będzie, to zapewne średni czas postępowania sądowego zostanie skrócony, jeśli uwzględni się szacunki, według których po wejściu w życie noweli 80 procent spraw w ogóle nie trafi na rozprawę” – wskazywał prof. Piotr Hofmański, jeden z współtwórców reformy procesu karnego („Wielka reforma Kodeksu postępowania karnego 2013”, „Forum prawnicze”, 4/2013).
Tryby konsensualne to załączenie do aktu oskarżenia wniosku o skazanie bez przeprowadzenia rozprawy lub niesprzeciwianie się wnioskom o dobrowolne poddanie się karze na etapie postępowania sądowego. Jak często prokuratorzy dziś z nich korzystają? Z danych Prokuratury Generalnej wynika, że w 2013 r. aktem oskarżenia, do którego dołączono wniosek o skazanie bez rozprawy, skończyło się 174 757 spraw, czyli 51,7 proc. postępowań zakończonych aktem oskarżenia.
– Wiara, że tryby konsensualne zrekompensują straty czasowe, jakie poniesie polski proces karny od 1 lipca 2015 r., nie jest poparta poważniejszymi badaniami. Przypomina raczej wróżenie z kuli. Owszem, rozszerzono zakres przedmiotowy dobrowolnego poddania się karze w trybie artykułu 335 k.p.k., ale nie sądzę, by liczba wniosków o takie zakończenie sprawy znacząco wzrosła – ocenia Jacek Skała, przewodniczący Związku Zawodowego Prokuratorów i Pracowników Prokuratury RP.
Jego zdaniem obrońcy nie będą zainteresowani takim zakończeniem postępowania.
– Nie będą oni namawiać klientów do skorzystania z poddania się karze. Kwota otrzymana od państwa za szybkie zakończenie sprawy będzie bowiem niższa, niż uzyskana w wyniku długiego, niezakłócanego przez sąd kontradyktoryjnego procesu – przypuszcza związkowiec.

Pobożne życzenia

Sceptycznie do założeń o rozszerzeniu ugodowych form podchodzi też Paweł Kaliszczak, prokurator, członek Rady Fundacji Prokuratorów i Pracowników Prokuratury im. Ireny Babińskiej.
– Wiara autorów reformy w tryby konsensualne opiera się m.in. na przekonaniu o skuteczności instytucji umorzenia postępowania na wniosek pokrzywdzonego, któremu sprawca wyrówna szkodę. Nie sądzę jednak, by był to kierunek optymalny z punktu widzenia szeroko rozumianej sprawiedliwości. Co więcej, może być powodem rodzących się głębokich patologii – ostrzega Paweł Kaliszczak.
Państwo bowiem, zamiast oskarżycielowi, odda stronom decyzję o zakończeniu postępowania. Chodzi o dodawany art. 59a kodeksu karnego. Pozwala on na umorzenie – na wniosek pokrzywdzonego – postępowań w sprawie drobniejszych przestępstw (z karą do 3 lub do 5 lat pozbawienia wolności), jeżeli sprawca, który nie był uprzednio skazany za przestępstwo umyślne z użyciem przemocy, naprawił szkodę lub zadośćuczynił krzywdzie.
– Mam obawy, że po pierwszym lipca zacznie się swoisty targ oparty na tej instytucji. Obrońcy i pokrzywdzeni powiedzą: zapłać tyle i tyle, a my złożymy wniosek o umorzenie. Ze sprawiedliwością będzie to miało niewiele wspólnego – przekonuje prok. Kaliszczak.
Osiągnięcie oczekiwanego odsetka spraw zakończonych ugodowo uważa za pobożne życzenie.
– Samo zniesienie dotychczasowych progów ustawowego zagrożenia karą pozbawienia wolności jako limitujących skorzystanie z dobrowolnego poddania się karze nie wywoła lawinowego wzrostu liczby wniosków składanych w trybie art. 335 czy 387 k.p.k. Poprzednia nowelizacja wprowadzająca instytucję zawartą w art. 335 również nie spowodowała rewolucji – przekonuje.
Zwraca też uwagę, że nowe przepisy w żadnym stopniu nie zwalniają prokuratora od uczynienia zadość prawdzie materialnej.
– Pamiętać trzeba, że rozszerzenie dotyczyć będzie przestępstw o najwyższym ciężarze gatunkowym. A doświadczenie wskazuje, że im poważniejsze zarzuty, tym skłonność do konsensualizmu mniejsza – podkreśla Kaliszczak.
Przypomina, że twórcy reformy zachęcają prokuratorów, by kierowali do sądu sprawy na niższym stopniu uprawdopodobnienia sprawstwa, dokumentując czynności np. notatkami policji.
– Gdybym był obrońcą po lipcu 2015 r. i zobaczyłbym w sądzie akt oskarżenia oparty na policyjnych notatkach przeciwko mojemu klientowi, z wnioskiem o dobrowolne poddanie się karze, doradziłbym mu wycofanie się z wniosku i przyznanie się do winy. Sprawa oparta na notatkach zakończy się wówczas uniewinnieniem, czyli de facto porażką sprawiedliwości w wyniku fatalnie skonstruowanego procesu – uważa prok. Kaliszczak.
Co zatem można zrobić, by rzeczywiście tryby konsensualne zdominowały i przyspieszyły proces karny?
– Wystarczy spojrzeć za naszą zachodnią granicę. Tam tryb konsensualny nie widzi sądowej sali. Ugodę zawiera się na prokuratorskim biurku, a przed sąd trafia co piata sprawa – opowiada prokurator Skała.
Tłumaczy, że niemiecki prokurator wyposażony jest w istocie w kompetencje w sferze wymiaru sprawiedliwości – w sensie decydowania o karze. I to najlepsza droga do odciążenia sądownictwa. – W uproszczeniu: jeśli zapłacisz państwu i pokrzywdzonemu, rozstajemy się w prokuratorskim gabinecie. Wychodzisz z niego z premią w postaci braku stygmatyzacji, bo twoje dane o karalności zawierać będą adnotację „nie figuruje”. Jeśli się na to nie zdecydujesz, to spotkamy się w sądzie – opisuje związkowiec.
Jedynie 20 proc. sprawców decyduje się na tę drugą drogę.