Jak powiedziała PAP wiceminister Elżbieta Seredyn, prace nad nowelą są na "bardzo roboczym etapie". Zespół przygotowuje rekomendacje, trwają konsultacje i uzgodnienia z ekspertami. "Nie ma jeszcze projektu ustawy" - zaznaczyła.
"Myślę, że zaraz po Nowym Roku, kiedy będzie już budżet, zajmiemy się przygotowaniem nowelizacji, bo widać, że jest taka społeczna potrzeba" - zapowiedziała. Tym bardziej - jak dodała - że od tego roku obowiązuje nowy Krajowy Program Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie. Podkreśliła, że "wyprzedza on nieco obowiązującą ustawę", to znaczy, że nie wszystkie realizowane w nim zapisy wprost z niej wynikają, a - jak zaznaczyła Seredyn - te dokumenty powinny być ze sobą kompatybilne.
Konrad Wojterkowski z Krajowego Centrum Kompetencji, jeden z członków zespołu monitorującego, poinformował PAP, że zespół proponuje m.in. wprowadzenie do ustawy pojęcia przemocy ekonomicznej czy umożliwienie przedstawicielom Żandarmerii Wojskowej prac w grupach roboczych, jeśli do przemocy doszło w rodzinie wojskowej.
"Planowane są też zmiany doprecyzowujące niejasne, a zatem i często nierealizowane lub realizowane w nieprawidłowy sposób, zagadnienia, takie jak darmowe zaświadczenia stwierdzające obrażenia na skutek przemocy, wydawane przez lekarzy. Jest też wiele zmian porządkujących, które mają uprościć i doprowadzić do efektywnego stosowania procedur" - powiedział Wojterkowski.
Jedną z najistotniejszych zmian rekomendowanych przez zespół, o którą wielokrotnie apelowały organizacje pomagające osobom doświadczającym przemocy w rodzinie, jest wprowadzenie narzędzia dla policji umożliwiającego odseparowanie sprawcy od pokrzywdzonych już na etapie interwencji domowej. Chodzi o nakaz opuszczenia lokalu i zakaz zbliżania się na określony czas do osoby doznającej przemocy. Jak tłumaczy Wojterkowski, ma to uzupełnić lukę pomiędzy interwencją domową a momentem postawienia zarzutów prokuratorskich. Nakaz lub zakaz wydawany przez policję miałby obowiązywać na określony czas i musiałby być potem potwierdzony przez prokuratora.
Obecnie nakaz opuszczenia mieszkania wspólnie zamieszkiwanego przez ofiarę i sprawcę może być wydany dopiero na etapie postępowania prokuratorskiego. Można go wydać nawet wtedy, gdy sprawca jest właścicielem mieszkania. Jednak zdaniem specjalistów wydawany jest zbyt rzadko. Poza tym zwykle od momentu interwencji do wydania ewentualnej decyzji przez prokuratora upływa dużo czasu, przez który ofiara i sprawca muszą mieszkać pod jednym dachem lub ofiara musi szukać schronienia poza domem. Wyposażenie w takie narzędzia policji miałoby przyspieszyć te procedury.
Zdaniem Renaty Durdy, kierowniczki Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" IPZ, również należącej do zespołu, wprowadzenie takich rozwiązań do polskiego porządku prawnego może być trudne. Jak poinformowała, z zespołu monitorującego wyłoniła się grupa robocza, która ma nad tym pracować, i już widać, że wymaga to poważnych zmian. "W Polsce od każdego systemowego nakazu, który można obywatelowi wydać, przysługuje tryb odwoławczy. A od decyzji policji podejmowanej w trakcie interwencji nie ma trybu odwoławczego" - wyjaśniła Durda.
"Dlatego w moim odczuciu ten instrument dla policji, choć najbardziej pożądany i mogący coś zmienić w praktyce, wydaje się dość odległy. Jestem gorącą zwolenniczką tego, żeby policjanci na miejscu zdarzenia mogli wydać sprawcy nakaz opuszczenia miejsca zamieszkania, żeby nie musieli go przy tym tymczasowo zatrzymywać, czy odwozić do izby wytrzeźwień, żeby mogli mu powiedzieć, że ma opuścić mieszkanie, niezależnie od tego, czy jest trzeźwy, czy pijany. Co do zasady jest to słuszne działanie, ale nie sądzę, że łatwo je będzie wprowadzić, bo w Polsce mamy nieco inny porządek prawny niż w państwach, gdzie takie rozwiązania funkcjonują" - dodała.
Zdaniem Durdy procedury można jednak przyspieszyć, nawet bez zmian w prawie i dodatkowych uprawnień dla policji. "Trzeba tylko zmienić nasz sposób działania i myślenia o przemocy. Prokuratorzy są przecież na dyżurach przez całą dobę. Powinno być tak, że w sytuacji, gdy policja przyjeżdża na interwencję domową i stwierdza, że doszło do przemocy, to nie policjant wręcza sprawcy nakaz opuszczenia domu, ale dzwoni do prokuratora, który podejmuje taką decyzję. Wydawałby ją ustnie, potem potwierdzał na piśmie. I od tego obywatel może się odwoływać. To nie wymagałoby zmiany przepisów. Chodzi o to, byśmy uznali, że przemoc w rodzinie jest poważnym przestępstwem" - zaznaczyła Durda.
Podkreśliła, że konstruując rozwiązania, które mają służyć ochronie najsłabszych, trzeba pamiętać o przestrzeganiu praw obywatelskich. "Chodzi o to, żeby nie było narzędzi prawnych, które stawiają funkcjonariuszy państwa ponad prawami obywatelskimi i jako obywatele nie mamy możliwości się bronić, nawet jak ktoś się pomyli. Z jednej strony mamy ważny interes społeczny, jakim jest ochrona osób doświadczających przemocy, z drugiej nie powinniśmy tworzyć instrumentów prawnych, które, jeśli będą nadużywane, mogą okazać się opresyjne" - zaznaczyła ekspertka.