Zapewne nie ma dziś wielu lepszych od niego znawców dziejów polskiej adwokatury. Dr hab. Adam Redzik został właśnie nowym wicenaczelnym dwumiesięcznika „Palestra”.
Jego podręcznik z historii adwokatury powinien znać na pamięć każdy aplikant, który chce zabłysnąć na swoim pierwszym egzaminie. Mimo młodego wieku jak na statystycznego naukowca (ma 37 lat) mec. Redzik zdążył już zgromadzić pokaźny dorobek, zostać kierownikiem Zakładu Prawa i Polityki Penitencjarnej w Instytucie Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji UW, a ponad rok temu uzyskał nawet habilitację. Na swoim koncie ma ponad kilkadziesiąt szkiców i esejów na temat wybitnych, często zapomnianych polskich prawników, nie wspominając o licznych opracowaniach naukowych z dziedziny prawa prywatnego, historii prawa czy właśnie samorządu adwokackiego.
Miejscem, w którym na dobre rozpoczęła się jego fascynacja adwokaturą, jest Lwów. Po ukończeniu studiów prawniczych na lubelskim UMCS i historii na KUL w 2001 r. mec. Redzik został stypendystą Europejskiego Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów, które umożliwiało ambitnym studentom prowadzenie badań naukowych na różnych uczelniach. Jednocześnie przestał żałować, że zapewne nie zostanie już architektem, mimo że skończył technikum o takim profilu.
Dzięki stypendium przez cztery lata miał okazję podróżować między Lwowem, Kijowem, Krakowem i Lublinem, gdzie zbierał materiały do dwóch prac doktorskich. Obie dotyczyły zresztą lwowskiego środowiska prawników, z tym że pierwsza koncentrowała się na historii uniwersytetu w okresie 1939–1946, druga zaś na doktrynie prawa prywatnego przed 1939 r. – Przed II wojną światową Lwów był najsilniejszym w Polsce ośrodkiem prawniczym. Profesorami Uniwersytetu Lwowskiego były w tamtym czasie tak znamienite postacie jak choćby Juliusz Makarewicz, główny twórca słynnego kodeksu karnego z 1932 r., Ernest Till i Roman Longchamps de Berier, twórcy kodeksu zobowiązań z 1933 r., czy Aleksander Doliński, główny autor kodeksu handlowego z 1934 r. – przypomina dr hab. Redzik. W czasie swojego pobytu na Ukrainie miał okazję też z bliska obserwować początek i przebieg pomarańczowej rewolucji oraz śledzić losy zapoczątkowanych wówczas reform m.in. prawa cywilnego i prawa gospodarczego. Wprawdzie jego obecne projekty naukowe koncentrują się przede wszystkim na prawie penitencjarnym, historii polskiej adwokatury i etyki zawodów prawniczych, ale wciąż prowadzi szkolenia z prawa ukraińskiego dla zainteresowanych tą dziedziną prawników.
Z warszawskim samorządem adwokackim związał się w 2005 r. przede wszystkim za sprawą śp. mec. Stanisława Mikkego, wówczas redaktora naczelnego „Palestry”. To właśnie on na jednej z konferencji zaproponował młodemu doktorowi (wtedy jeszcze tylko historii) pracę w redakcji pisma. Jak przyznaje mec. Redzik, było to nie tylko niezwykłe wyróżnienie, ale i szczęśliwy zbieg okoliczności, gdyż krótko po rozpoczęciu pracy redaktora stracił posadę protokolanta w Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego po odwołaniu jej przewodniczącego prof. Stanisława Waltosia przez ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. – Moim ostatnim zadaniem służbowym było dostarczenie rezygnacji złożonych przez pozostałych członków komisji – wspomina, podkreślając, że jej prace były dla niego doskonałą szkołą prawa karnego.
Po dymisji całego składu komisji adw. Redzik poświęcił się pracy w „Palestrze”. W ciągu dziewięciu lat przeczytał setki, a może tysiące artykułów nadesłanych do redakcji. Jego ogromną pracowitość wychwala Czesław Jaworski, redaktor naczelny pisma, a w przeszłości prezes NRA. – Stanisław Mikke zawsze komplementował Adama Redzika, mówiąc z uznaniem o tym, jakim wzmocnieniem był dla redakcji „Palestry”. Kiedy sam go poznałem cztery lata temu, wszystkie superlatywy wypowiadane na temat jego charakteru i eksperckiej wiedzy w dziedzinie historii adwokatury potwierdziły się – podkreśla adwokat Jaworski.
Sam zainteresowany zapewnia, że redagowanie tekstów, podobnie zresztą jak praca wykładowcy uniwersyteckiego go nigdy nie nudzi, choć przyznaje, że coraz bardziej ciągnie go na salę sądową.– Wydaje się, że wykonywanie zawodu adwokata może sprawiać nawet większą satysfakcję niż pisanie kolejnej rozprawy naukowej, zwłaszcza jeśli ma się ich już trochę na koncie. Może po prostu potrzebuję jakiejś odmiany – mówi. Jedną z takich zawodowych odskoczni stał się Instytut Allerhanda, think tank prawniczy, którego jest jednym z ekspertów i fundatorów.
W niedalekiej przyszłości myśli o otwarciu własnej kancelarii prawnej, ale czeka na moment, kiedy będzie miał mniej obowiązków. – Staram się dziś nie wywierać na siebie takiej presji, jak w czasie pisania doktoratów, kiedy regularnie sypiałem po dwie, trzy godziny. Przypłaciłem to później ogromnym osłabieniem i spadkiem odporności, które spowodowały, że wylądowałem w szpitalu ze zdiagnozowaną sepsą – wspomina.
Dlatego na razie każdą wolną chwilę stara się spędzać z rodziną, najchętniej w górach. Od serwowania bliskim opowieści o ikonach polskiej adwokatury woli grać na gitarze i śpiewać w towarzystwie swojej sześcioletniej córki, początkującej wiolonczelistki. Śmieje się, że udało mu się ją zarazić zamiłowaniem do rocka progresywnego i jest dziś najmłodszą w Polsce koneserką tego gatunku w wydaniu... Skaldów. – Większość osób kojarzy ten zespół z prostymi, melodyjnymi piosenkami, zapominając, że nagrał on kilka płyt, które należą do kanonu polskiego rocka progresywnego – podkreśla mec. Redzik.