Jeżeli lekarz dopuścił się łapówkarstwa, ale jest w swoim fachu bardzo dobry, i uzdolniony i wielu rzeczywiście chorym ludziom pomógł, to nie powinien być odsunięty od wykonywania zawodu.
Sprawa dotyczyła lekarza, który poza praktyką lekarską chciał dorobić, będąc przy tym na bakier z prawem. I tak został oskarżony o to, że kilkukrotnie poświadczył nieprawdę co do rzeczywistego stanu zdrowia psychicznego pacjenta i przyjął za to korzyść majątkową w łącznej kwocie 5200 zł.
A o tym mówią przepisy kodeksu karnego: art. 271 i 228. Poza tym jako ordynator oddziału psychiatrycznego, a zatem jako osoba pełniąca funkcję publiczną, w zamian za skierowanie, a następnie przyjęcie pacjenta do tej placówki na hospitalizację, przyjął 200 zł i obietnicę dalszych wpłat. No i wystawił jeszcze kilka „lewych” zwolnień lekarskich. Ale to nie koniec. Okazało się bowiem, że nie wszyscy pacjenci byli pacjentami z tzw. ulicy. Było wśród nich bowiem kilku funkcjonariuszy, którym bardziej niż na załatwieniu sprawy medycznej zależało na tym, aby przyłapać doktora na braniu łapówki. Sprawa - co jest dość ewidentne w tej sytuacji - trafiła na wokandę sądu. I to nie raz. Zaczęło się od Sądu Rejonowego w Piotrkowie Trybunalskim, który uznał oskarżonego za winnego dokonania przestępstw. I wymierzył lekarzowi karę łączną roku i trzech miesięcy pozbawienia wolności i 200 stawek grzywny, ustalając wysokość stawki na 100 zł. Ponadto sąd orzekł zakaz wykonywania zawodu lekarza na 3 lata. Sprawa na skutek kolejnych odwołań przeszła przez Sąd Najwyższy, aż w końcu trafiła do sądu okręgowego. Ten uchylił rozstrzygnięcie o orzeczeniu środka karnego w postaci zakazu wykonywania zawodu lekarza.
Okrucieństwo nie do przyjęcia
Sąd wyjaśnił, że lekarz nie stanął przecież pod zarzutem dopuszczenia się błędu w sztuce lekarskiej, tylko pod zarzutami fałszowania dokumentacji i łapówkarstwa. Oczywiste jest, że do popełnienia tych przestępstw wykorzystał zawód lekarza i funkcję ordynatora. Ale nie popełnił żadnych błędów i nadużyć w tej sferze działalności zawodowej, która jest ściśle związana z leczeniem tylko w sferze związanej z wypisywaniem zaświadczeń, sporządzaniem dokumentacji – a więc administracyjnej.
Pamiętać jednak należy, że zgodnie z utrwalonym orzecznictwem Sądu Najwyższego zakaz wykonywania określonego zawodu dotyczy wszystkich czynności zawodowych, a więc nie może on być w jakikolwiek sposób ograniczony. Z okoliczności tej sprawy nie wynika zaś, aby oskarżony był złym lekarzem albo złym ordynatorem w sensie, że źle leczył naprawdę chorych pacjentów, stawiał złe diagnozy, niewłaściwie organizował pracę oddziału szpitala, itp. Wręcz przeciwnie, wszystkie dowody świadczą o tym, że jest to bardzo dobry, uzdolniony lekarz, który wielu rzeczywiście chorym ludziom pomógł, pomaga i dzięki uchyleniu zakazu wykonywania zawodu będzie pomagał. To, że przy okazji jest to człowiek, który dopuścił się przypisanych mu przestępstw, to zupełnie inna sprawa.
Sąd wytknął prokuratorowi, że ten domagał się wręcz zaostrzenia tego środka karnego, czego nie można zaakceptować, jak i żądania oskarżyciela publicznego „ukrócenia tego wielce nagannego i kryminogennego zwyczaju rozpieszczania lekarzy”. Sąd podkreślił, że „nie ma ani zamiaru nikogo rozpieszczać, ani zezwalać nikomu na rozpętywanie polowania na czarownice. Orzekanie zakazu wykonywania zawodu w tej sprawie byłoby wręcz okrucieństwem.”
Pod przykryciem
Sąd odniósł się też do prowokacji policyjnej, która spowodowała proces i odesłał do art. 19 a ustawy o Policji (Dz.U. z 1990 r., nr 30, poz. 179 ze zm.). I wyjaśnił, że miała ona podstawy do działania. Na skutek informacji o możliwości uzyskania fikcyjnej dokumentacji medycznej wszczęto postępowanie operacyjne, którego celem początkowo nie był oskarżony, tylko adwokat. To do niego udali się działający pod przykryciem policjanci - kobieta i mężczyzna, podający się za parę, w której mężczyzna przyjął fikcyjne dane i udawał, że jest przestępcą i potrzebuje pomocy w uniknięciu zatrzymania i aresztowania. Od niego agenci wprost dowiedzieli się o tym, że od oskarżonego lekarza, będącego wówczas ordynatorem szpitala psychiatrycznego i zarazem biegłym sądowym, mogą uzyskać fikcyjną dokumentację medyczną, która pomoże uniknąć odpowiedzialności karnej. Ów mecenas wprost wysłał parę policjantów pod przykryciem do oskarżonego, prosił, żeby się na niego powołać i nawet wsparł to osobiście wykonanym telefonem do oskarżonego. Do tego momentu przeciwko oskarżonemu nie była prowadzona żadna prowokacja. Dopiero po tym, jak prawnik umówił agentów z oskarżonym, policja wystąpiła do Komendanta Głównego Policji z wnioskiem o zezwolenia na przeprowadzenie prowokacji.
Sąd wskazał, że każdy człowiek ma ograniczoną odporność na wpływ innych osób i przeciwnicy prowokacji policyjnych podnoszą, że odpowiednie techniki policyjne mogą sprowadzić na złą drogę każdego człowieka, który by bez tej prowokacji nie zdecydował się na popełnienie przestępstwa. W tej sprawie jednak z całą pewnością tak nie było – oskarżony popełniał takie czyny zanim znalazł się w zainteresowaniu policji i zanim przeprowadzono wobec niego prowokację policyjną. Niezasadne są również -zdaniem sądu -argumenty związane z rzekomą natarczywością policyjnej prowokacji.
Przecież w przypadku prowokacji do przestępstwa łapówkarstwa nie da się zachowywać całkowicie biernie – z ust agenta policji musi paść propozycja korupcyjna, w przeciwnym razie prowokacja byłaby w zasadzie niemożliwa. Skoro więc ustawodawca przewidział możliwość dokonywania prowokacji policyjnej co do czynu z art. 228 k.k., to znaczy, że dopuścił sytuacje, w której to działający pod przykryciem agent policji, pierwszy składa osobie podejrzewanej propozycję wręczenia korzyści majątkowej.
Wyrok Sądu Okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim z 21 czerwca 2013 r., sygn. akt IV Ka 202/13