Scalenie służb kontrolnych dla poprawy bezpieczeństwa żywności – to cel projektu ustawy o Państwowej Inspekcji Weterynarii i Żywności. Branża jest za, lecz ma własne propozycje zmian
Dziennik Gazeta Prawna
Nowy urząd ma powstać z połączenia Inspekcji Weterynaryjnej, Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa, Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych (IJHARS) i przejęcia części kompetencji Państwowej Inspekcji Sanitarnej (PIS).

Pomysł dobry, realizacja zła

– Miałby podlegać bezpośrednio pod prezesa Rady Ministrów, czyli pozostać niezależny od ministra zdrowia i ministra rolnictwa i rozwoju wsi. To miałoby mu zagwarantować niezależność i zapewnić jednolitą interpretację przepisów na każdym szczeblu – tłumaczy posłanka PO Dorota Niedziela, autorka projektu.
Handlowcy i producenci pochwalają takie rozwiązanie, jednak ich zdaniem projekt ustawy, który 14 marca 2014 r. wpłynął do Sejmu, jest niedopracowany i nic nie zmieni. Projekt wciąż czeka na rozpatrzenie przez Sejm, bo rząd się wstrzymuje przed jego zaopiniowaniem.
– Liczba kontroli się nie zmniejszy. Co więcej, może się okazać, że będziemy narażeni na zbędne kontrole. Tylko część kompetencji PIS zostanie bowiem zespolonych z nowym organem. To oznacza, że nadal będzie mogła wykonywać kontrolę z zakresu warunków produkcji, transportu, przechowywania i sprzedaży żywności. Niezależnie działalność prowadzić też będzie Inspekcja Handlowa (IH). Zatem to tylko połowiczne rozwiązanie – zauważa Karol Stec z departamentu prawnego Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.
Handlowcy przypominają, że już teraz każdy ze sklepów przechodzi w skali roku średnio pięć urzędowych kontroli. W przypadku sieci handlowych ta liczba sięga nawet 1,5 tys.
Dlatego – przekonuje branża – jeśli już robić rewolucję, to taką, w której wszystkie organy kontroli wzdłuż całego łańcucha dostaw zostaną zespolone w jeden podmiot. Taki urząd będzie sprawował nadzór nie tylko nad producentami żywności, handlem detalicznym, lecz i hurtowym, dzięki czemu będzie można wyeliminować z rynku nieuczciwe praktyki, np. fałszowania żywności.
– W funkcjonującym systemie często bywa tak, że IH karze sieci handlowe za oferowane w ich sklepach produkty żywnościowe, podczas gdy IJHARS nie podejmuje żadnych działań wobec ich wytwórców – wyjaśnia Karol Stec i dodaje, że proponowany projekt ustawy nie zmieni tego stanu. Nadzór nad jakością handlową żywności będzie bowiem przekazany do IH, która pozostanie organem niezależnym od nowej inspekcji.

Chaos na rynku

Organizacje producentów i handlowców obawiają się także, że okres przejściowy przewidziany na scalenie inspekcji może wywołać chaos na rynku, który pozbawi pracy wielu fachowców, a działające obecnie laboratoria pozostaną niewykorzystane w nowej formule. To z kolei, podkreśla branża, odbije się na bezpieczeństwie żywności, bo szkolenie nowych pracowników potrwa latami. Może mieć to katastrofalne skutki dla polskiego eksportu żywności, której jakość już teraz kwestionują odbiorcy z Czech, Węgier czy Rosji.
– Dlatego zamiast burzyć i wywracać wszystko do góry nogami, lepiej się zastanowić, jak zwiększyć efektywność obecnie funkcjonujących służb. Taki projekt powinien przygotować rząd, a nie posłowie. Powinna być w nim uwzględniona pionizacja wszystkich służb, przywrócenie pełnej kontroli głównych inspektorów nad strukturami wojewódzkimi i powiatowymi oraz powrót do finansowania z budżetu centralnego zamiast środków samorządowych – wylicza Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Dopiero drugim etapem według niego powinno być stworzenie jednego, niezależnego od poszczególnych resortów urzędu ds. bezpieczeństwa i jakości żywności, podlegającego pod premiera. Urząd ten musi objąć swoimi kompetencjami wszystko, co dzieje się z żywnością od pola do stołu, łącznie z ochroną konsumentów – podkreśla Andrzej Gantner.
Kto sprawuje kontrolę nad żywnością, która trafia do polskich sklepów GazetaPrawna.pl