Dr Mariusz Bidziński: W praktyce zmiana statusu z pracownika na wspólnika nie jest zależna od spektakularnej wygranej w precedensowej sprawie o ogromnym kalibrze.
Ewa Maria Radlińska: Etat czy własna kancelaria – radcy mają wybór, ale mają i dylemat. Własna kancelaria brzmi nieźle. Jakie są minusy?
Dr Mariusz Bidziński, radca prawny, wspólnik w kancelarii Chmaj i Wspólnicy: Wbrew pozorom, samodzielne prowadzenie kancelarii jest bardzo poważnym i trudnym wyzwaniem. Wymaga to nie tylko zainwestowania środków finansowych w lokal, sprzęt czy pracowników, ale przede wszystkim ogromnego uporu, cierpliwości i przebojowości. Nasycenie rynku znacznie utrudnia funkcjonowanie już istniejących kancelarii, nie wspominając o działalności nowo zakładanych. Prowadzenie kancelarii pociąga za sobą wiele obowiązków oraz problemów. Mało kto zdaje sobie z tego sprawę, że prowadzenie własnej działalności oznacza nielimitowany czas pracy. Własna działalność oznacza konieczność stałego nadzoru, nie tylko nad kwestiami merytorycznymi, ale również związanymi z wynagrodzeniami, inwestycjami w siedzibę, sprawami podatkowymi, szukaniem zleceń i klientów. W praktyce czas pracy wynosi zazwyczaj około 7 dni w tygodniu i 24 godzin na dobę.
Ewa Maria Radlińska: Czyli lepiej na etat?
MB: Tego nie powiedziałem. Zaletą własnej kancelarii jest z całą pewnością wolność. I to wolność w pełnym tego słowa znaczeniu. Mamy pełne prawo do decydowania o czasie pracy, miejscu jej wykonywania, a także – co w praktyce jest bardzo istotne – możemy sami kształtować portfel klientów. Co więcej, możemy decydować o tym, czy chcemy dalej rozwijać kancelarię inwestując w pracowników, siedzibę, sprzęt, czy też wystarczy nam małe spokojne biuro gdzieś na przedmieściach. Jednak niejednokrotnie te zalety, z uwagi na brak czujności lub zbyt długie celebrowanie sukcesu otwarcia własnej kancelarii, przeradzają się w trudne do przezwyciężenia wady. Brak nadzoru powoduje brak terminowości, to z kolei pociąga za sobą utratę klientów, a w efekcie stajemy się ponownie wolni – gotowi do podjęcia pracy u innego pracodawcy.
Ewa Maria Radlińska: A jak daleka jest droga od prawnika w kancelarii do wspólnika, jeżeli nie zaczyna się prowadzenia kancelarii w spółce?
MB: To zależy. Nie ma żadnych drogowskazów czy wytycznych, których stosowanie przybliżałoby nas do statusu wspólnika. Jest to kwestia bardzo indywidualna, zależna w dużej mierze od wystąpienia szeregu sprzyjających okoliczności. Trzeba znaleźć się w dobrym czasie w odpowiednim miejscu. W praktyce zmiana statusu z pracownika na wspólnika nie jest zależna - a jeśli nawet, to jedynie w niewielkim stopniu – od spektakularnej wygranej w precedensowej sprawie o ogromnym kalibrze. Wbrew powszechnemu wyobrażeniu awans uzależniony jest od czystej matematyki, zaś sama decyzja poprzedzona jest zawsze analizą ewentualnych zysków oraz związanego z nią ryzyka. Pamiętajmy, że kancelaria jest jedną z form prowadzenia działalności zarobkowej, a zatem każda decyzja oparta jest na analizie finansowej oraz badania pól ryzyka związanych z ekspansją obszaru działalności.
Ewa Maria Radlińska: Kiedy nadchodzi ten moment, że należy pożegnać wspólników i postawić na własną kancelarię i własne nazwisko?
MB: To czy w ogóle nadchodzi w dużej mierze zależy od usposobienia danej osoby oraz aspiracji. Zawsze znajdą się osoby, które będą przemierzały świat dźwigając wyładowany po brzegi plecak, ale również i takie, które poniosą bagaż wspólnie i dotrą do celu szybciej osiągając ten sam efekt. Prowadząc jednoosobową kancelarię musimy się liczyć z tym, że wszystko jest na naszej głowie. W efekcie czasami trudno nawet wziąć wolne na więcej niż jeden dzień. Musimy pogodzić kwestie merytoryczne z obowiązkami związanymi z prowadzeniem działalności, poszukiwaniem klientów i odpoczynkiem. W tak dynamicznych czasach, w których klienci wymagają kompleksowości obsługi prawnej, wielozadaniowości oraz efektywności, prowadzenie jednoosobowych kancelarii jest karkołomnym zadaniem. Klienci coraz rzadziej potrzebują umowy najmu. Tę ściągają - co nie jest najlepszym pomysłem - z internetu. Obecnie standardem jest realizacja zadań w ciągu 24 czy 48 godzin. Równoległa praca kilkuosobowego czy kilkunastoosobowego zespołu jest normą.
Ewa Maria Radlińska: Zgrana praca, wspólne działanie, wspólne cele. Nie wierzę, że jest aż tak różowo. Konflikty są nieuniknione we wszystkich relacjach międzyludzkich. Czy zatem w spółkach prawniczych są szczególnie groźne?
MB: Oczywiście, że w naturze ludzkiej leży konfliktowość. Niemniej jednak większość z konfliktów jest efektem braku lub błędnej komunikacji. Stad dobrym zwyczajem są cykliczne spotkania i narady w gronie wspólników. Służą one nie tylko wzajemnemu notyfikowaniu istotnych kwestii, ale także pozwalają na bieżące wyjaśnianie spraw czy wątpliwości. W spółkach ważne jest, aby na samym początku współpracy, a w zasadzie jeszcze przed jej podjęciem ustalić jasne i uczciwe zasady. Każdy ze wspólników powinien mieć świadomość, co należy do jego obowiązków i na co ma zwracać uwagę. Nie musi on oczywiście podejmować działań na akord. Musi jedynie swoją osobą gwarantować, że zostaną one zrealizowane w terminie.
Ewa Maria Radlińska: A gdy pojawia się rywalizacja?
MB: Nie można z jednej strony prowadzić spółki ukierunkowanej na osiągnięcie założonego celu, a z drugiej podejmować działań sprzecznych z interesem pozostałych wspólników. To tak, jakby jadąc na tandemie każdy chciał skręcić w przeciwnym kierunku. W spółce każdy ze wspólników musi bezwzględnie dążyć do wspólnego celu.
Ewa Maria Radlińska: No więc jaka jest recepta udanego funkcjonowania w spółce?
MB: Nie ma takiej recepty. Spółkę trzeba odpowiednio przygotować i ustalić zasady jej funkcjonowania. Nie można liczyć na to, że się uda, bowiem łut szczęścia zdarza się wyłącznie osobom przygotowanym.
Ewa Maria Radlińska: Czasem zdarza się, że młody startujący w zawodzie prawnik szuka wspólnika niemalże z ulicy – z ogłoszenia w prasie. To może wypalić?
MB: Czasami trudno odróżnić desperację od odwagi, ale żadna z nich nie powinna nam towarzyszyć na etapie zakładania kancelarii. Zawód radcy prawnego oraz adwokata jest zawodem zaufania publicznego, z którym wiążą się wielokrotnie decyzje o być lub nie być naszych klientów. W efekcie, kancelaria zawsze musi być zakładana w sposób przemyślany, poprzedzony biznes planem, koncepcją rozwoju oraz w sposób gwarantujący odpowiednie standardy obsługi. Ryzyko takiego eksperymentu jest takie samo, jak udział w rajdzie Dakar z przypadkowo wybranym pilotem.
Ewa Maria Radlińska: Ze wspólnikiem z ulicy źle, to może lepiej z przyjacielem, choć podobno nie należy łączyć spraw zawodowych z prywatnymi?
MB: Łączenie przyjaźni z interesami jednak bardziej pomaga, niż przeszkadza. W wielu z funkcjonujących kancelarii wspólnikami są osoby, których znajomość sięga kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu lat. Tak długa znajomość pozwala podejmować wiele decyzji intuicyjnie – o ile powinniśmy o niej mówić w aspekcie prowadzenia działalności. Co więcej, dobre stosunki interpersonalne między wspólnikami pozwalają przyśpieszyć proces decyzyjny, ale także budzą zaufanie wśród kontrahentów.
Rozmawiała Ewa Maria Radlińska
W cyklu „Różne ścieżki kariery i awansu młodych prawników” ukazał się już wywiad z dr. Jakubem J. Szczerbowskim, radcą Prokuratorii Generalnej Skarbu Państwa (czytaj TUTAJ).