Nie zbiorowe pozwy, ale zmiany legislacyjne. Tak branża chcą walczyć z pośrednikami pomiędzy klientami a kierowcami takimi jak Uber. Czy firmy pośredniczące między szukającymi przewoźnika a świadczącymi takie usługi łamią prawo, czy tylko wykorzystują luki w przepisach?
Nie zbiorowe pozwy, ale zmiany legislacyjne. Tak branża chcą walczyć z pośrednikami pomiędzy klientami a kierowcami takimi jak Uber. Czy firmy pośredniczące między szukającymi przewoźnika a świadczącymi takie usługi łamią prawo, czy tylko wykorzystują luki w przepisach?
/>
Nielegalne lub półlegalne usługi taksówkarskie działają w Polsce od lat. Nie chodzi tylko o świadczenie ich przez kierowców, którzy np. nie posiadają licencji taksówkarskiej w danym mieście, ale i o przewozy dokonywane przez osoby, które nie mają jakiejkolwiek licencji, samochodami, które nie przypominają nawet taksówek.
Po zapowiedzi wejścia na rynek amerykańskiej firmy Uber problem odżył, bo według deklaracji usługa UberPOP ma polegać na przeniesieniu na grunt miejski tzw. ridesharingu, czyli oferowania miejsca w swoim samochodzie. Tak działają już serwisy w rodzaju bla bla car, na których kierowcy jadący z miasta do miasta zamieszczają ogłoszenia o chęci zabrania pasażera. Oczywiście za opłatą.
Prawo nie zakazuje tego typu działalności, ale to, co oferuje Uber, trudno uznać za ridesharing.
– To są dwie zupełnie różne sytuacje. Po pierwsze, kierowca, który w internecie zamieszcza ogłoszenie, że będzie jechał z punktu A do punktu B, nie realizuje kursu zarobkowo. On pokonuje daną trasę niezależnie od tego, czy znajdzie współpasażera, czy nie. Po drugie znaleziony za pośrednictwem portalu współpasażer nie płaci mu za kurs, lecz tylko partycypuje w kosztach – wylicza Paweł Judek z kancelarii Działyński i Judek, specjalizujący się w prawie transportowym.
– Po trzecie, kierowca sam decyduje o wyborze trasy oraz dacie i czasie podróży. W przypadku Ubera to klient decyduje, kiedy będzie realizowany kurs i jak będzie przebiegała trasa – precyzuje.
Uber zapewnia, że nie jest przewoźnikiem, lecz tylko dostarczycielem aplikacji na smartphone’y czy tablety, która kojarzy klienta z kierowcą. Ten pierwszy będzie zamawiał przejazd i rozliczał się z dostawcą usługi (środki mają być automatycznie ściągane z karty kredytowej), a nie z kierowcą. Jednak fakt, że firma jako taka nie świadczy usług transportowych, nie oznacza jeszcze, że realizowane za jej pośrednictwem przewozy będą legalne.
Z licencją lub zabytkiem
Zgodnie z ustawą o transporcie drogowym (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 1414 ze zm.) wykonywanie zarobkowego przewozu samochodem osobowym jest możliwe tylko, jeśli kierowca posiada licencję taksówkarską. Nie wystarczy więc samo prawo jazdy i auto. Trzeba mieć zarejestrowaną działalność gospodarczą, być niekaranym, dysponować pojazdem spełniającym wymagania techniczne dla taksówek. Auto musi być więc wyposażone m.in. w taksometr z kasą fiskalną, minimum dwa miejsca dla pasażerów, co najmniej dwoje drzwi z każdej strony, kogut z napisem taxi etc.
– Z kolei jeśli ktoś zamierza takie przejazdy wykonywać sporadycznie, to musi spełnić wymagania, jakie ustawa przewiduje w stosunku do przewozów okazjonalnych. A te są możliwe tylko samochodami konstrukcyjnie przeznaczonymi do przewozu siedmiu i więcej osób. Wyjątek stanowią zabytkowe samochody osobowe – przypomina mec. Judek.
Ustawodawca przewidział tę furtkę dla właścicieli samochodów wypożyczanych np. na czas ceremonii ślubnych, ale wprowadził dodatkowe obwarowania.
– Za każdym razem musi być z góry określona cena, płatność następować musi z góry, a umowa musi być zawarta w siedzibie przedsiębiorstwa. Co siłą rzeczy w przypadku Ubera nie będzie następować – wylicza prawnik.
Realizowanie przewozów bez licencji taksówkarskiej, albo wbrew przepisom dotyczącym przewozu okazjonalnego jest zagrożone karą administracyjną w wysokości do 15 tys. zł. Jednak póki co Inspekcja Transportu Drogowego żadnych kontroli nie zapowiada.
– Analizujemy sytuację. Zwróciliśmy się nawet do Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju z prośbą o interpretację niektórych przepisów. Czekamy na stanowisko resortu i w zależności od niego będziemy podejmować działania – mówi Alvin Gajadhur, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego.
Zdaniem prawników podpisywanie umów z kierowcami, którzy nie ponoszą kosztów związanych z działalnością taksówkarską, może stanowić przejaw nieuczciwej konkurencji.
– Jeśli korporacje taksówkarskie poniosą straty z powodu działań podmiotu de facto czerpiącego korzyści z działalności nielegalnej, to na zasadzie powództwa cywilnego mogą domagać się od Ubera partycypowania w wyrównywaniu tych strat – zauważa mec. Judek.
Takie możliwości daje art. 422 kodeksu cywilnego, który stanowi, że za szkodę odpowiedzialny jest nie tylko ten, kto ją bezpośrednio wyrządził (w tym przypadku nielegalnie działający kierowcy), lecz także ten, kto świadomie skorzystał z wyrządzonej drugiemu szkody.
Póki co, jak informuje Maciej Chmielowski z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, do tej instytucji nie trafiły jednak żadne skargi od korporacji.
Lex Uber
– Środowisko taksówkarskie bardzo się zjednoczyło, ale pozew nie będzie dobrym rozwiązaniem, ponieważ Uber to nie jest jedyna firma świadcząca tego typu usługi. Chcemy wprowadzenia rozwiązania systemowego, które uporządkuje rynek w sposób logiczny, tak, aby był bezpieczny dla pasażerów – zapewnia Artur Oporski ze stołecznej korporacji Ele Taxi.
Zaznacza przy tym, że choć Uber kieruje ofertę do każdego, kto ma prawo jazdy i samochód nie starszy niż 10 lat, to tak konstruuje umowy, by uniknąć jakiejkolwiek odpowiedzialności za pośrednictwo w przewozach dokonywanych przez kierowców bez uprawnień.
– We wzorze umowy określono, że kierowca deklaruje, że posiada wszelkie niezbędne licencje i zezwolenia wymagane prawem do świadczenia usług transportowych. W ten sposób firma jest kryta, a wszystkie negatywne konsekwencje ponosi kierowca – wyjaśnia Oporski.
Dlatego taksówkarze postulują zmiany w prawie, które polegałyby na dodaniu w ustawie o transporcie drogowym definicji pośrednika w przewozie osób. Zamiast archaicznych określeń w rodzaju „radiotaxi”, pośrednictwo w przewozie osób obejmowałoby wszystkie rodzaje kojarzenia klientów z kierowcami, niezależnie od sposobu komunikacji. W myśl propozycji taksówkarzy pośrednik miałby być zobligowany do przekazywania zleceń tylko i wyłącznie licencjonowanym kierowcom. W ciągu najbliższych tygodni taksówkarze mają przedstawić gotowy projekt nowelizacji.
Jak mówi Artur Oporski, dziś lepiej zdefiniowane są warunki przewozu rzeczy niż przewozu ludzi.
– Jeśli wprowadzimy taką definicję pośrednika, to wówczas firmy będą zobowiązane do prowadzenia baz danych, dzięki którym odpowiednie organy będą mogły skontrolować, czy np. kierowca, który wykonał kurs cztery miesiące temu, miał na tamten czas do tego uprawnienia, czy nie. Dopiero kiedy wszyscy będą równi wobec przepisów prawa, będzie można mówić o uczciwej konkurencji – akcentuje Oporski, zapowiadając jednocześnie, że taksówkarze zamierzają walczyć z Uberem, rozwijając własne aplikacje mobilne.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama