"Człowiek o wielkim sercu, filantrop, erudyta, pacyfista" – tak pisze o sobie Krzysztof Habiak w zakładce „O autorze” w swoim nowym serwisie alerty24. Internautom kojarzy się jednak z oszustem, który wyłudzał pieniądze, wykorzystując do tego pseudoedukacyjny portal De Lege Artis. I tym razem stosuje tę samą technikę.
Na skrzynki mailowe przedsiębiorców zaczęły ostatnio trafiać wiadomości o szokujących tytułach: „Leszek! Do jasnej cholery! Jestem naprawdę wkurzony!", "Krzysztof! Do jasnej cholery! Jest mi przykro!". Wielu z nich, widząc naładowane emocjami wyrażenia, natychmiast zapoznawało się z ich treściami. W każdym z maili znajdował link do serwisu alerty24, pod którym należało złożyć wyjaśnienia co do zawartej w treści wiadomości informacji. Tym, co skłaniało użytkowników do wejścia na stronę było umieszczenie w adresie URL imienia i nazwiska odbiorcy.
Po kliknięciu w link oczom złapanych w pułapkę ukazywały się okna dialogowe, nakazujące dokonania kolejnych akceptacji w celu przeniesienia na stronę internetową. Między innymi potwierdzenia wymagały celowo rozszerzone warunki polityki cookies. Po ich zaakceptowaniu automatycznie dochodziło do zawarcia umowy o świadczenie usług. Wyrażona zgoda była bowiem rzekomą akceptacją warunków regulaminu, będącego integralną częścią umowy o świadczenie usług przez Habiaka.
Usługi widmo
Sami prawnicy mają problem z rozszyfrowaniem treści przekazywanego przez Habiaka regulaminu. Umowa polegać ma bowiem na odpłatnym świadczeniu przez niego „usługi dostępu do Płatnej Sekcji Serwisu za pośrednictwem Systemu, w celu umożliwienia Usługobiorcy zapoznawania się z jej treścią, będącą usługą świadczoną drogą elektroniczną w rozumieniu ustawy z dnia 18.07.2002 r. o świadczeniu usług drogą elektroniczną (Dz.U.nr 144,poz.1204, z późn. zm.), obejmującą możliwość dostępu do Płatnych Sekcji www Serwisu na zasadach określonych w Regulaminie. Serwis w rozumieniu nadsyłanego regulaminu to serwis internetowy należący do Administratora, w ramach których Administrator świadczy Usługę. Serwis umieszczony jest pod adresem http://alerty24.net”.
- Z zacytowanego fragmentu trudno wywnioskować co tak naprawdę ma być usługą, za którą odbiorca usługi ma płacić, niejednokrotnie bajońskie sumy miesięcznego abonamentu płatnego „z góry”. Co ciekawe, abonamenty dla różnych odbiorców opiewają na różne sumy, gdyż stawki dla poszczególnego użytkownika są generowane losowo – komentuje Katarzyna Czepiel, prawnik z kancelarii Koksztys.
Ze skarg użytkowników na forach internetowych wynika, że opłaty, których żąda Habiak, wahają się od kilkuset do kilku tysięcy złotych.
Co zrobić zatem, gdy wpadliśmy w internetową pułapkę? Możliwe jest powołanie się na błąd przy zawieraniu umowy.
- Najwłaściwszą drogą byłoby złożenie oświadczenia o uchyleniu się od skutków prawnych czynności dokonanej pod wpływem błędu. Możliwość złożenia takiego oświadczenia woli została uregulowana na podstawie przepisu artykułu 84 kodeksu cywilnego w związku z art. 86 kodeksu cywilnego. Oczywiście wysłanie takiego oświadczenia wraz z uzasadnieniem, czego dotyczył błąd nie determinuje jeszcze zaprzestania działań zmierzających do windykowania należności uznawanych za słusznie naliczane, przez Habiaka. Na wypadek spotkania jednak właściciela serwisu alerty24 w sądzie, dokument ten może być najlepszą obroną – wyjaśnia Katarzyna Czepiel.
Jak wynika jednak z orzeczenia Sądu Okręgowego we Wrocławiu z 14 listopada 2013 r. (sygn. akt X Ga 348/13) ewentualne sprawy nie powinny kończyć się sukcesem dla Krzysztofa Habiaka. Stwierdzono bowiem, iż „o połączeniu obu skutków, czyli związania oferenta ofertą, jak i jej przyjęcia przez oblata [stronę, której złożono ofertę – red.], można mówić tylko wtedy, gdy z uwagi na wypełnienie wymogów art. 661 par. 2 kodeksu cywilnego oblat będzie miał świadomość, iż jego czynność, czyli kliknięcie, powoduje zawarcie umowy wraz ze znajomością praw i obowiązków z niej wynikających, a przede wszystkim powstanie po jego stronie zobowiązania finansowego”.
Wprawiony oszust
Alerty24 nie są pierwszym serwisem Habiaka mającym na celu wyłudzanie pieniędzy od internautów. Autor strony zyskał „popularność” dzięki portalowi Lege-Artis.edu.pl, gdzie zastosował taką samą technikę wyłudzeń, jak w swoim najnowszym pomyśle. W ubiegłym roku założył serię katalogów z wizytówkami przedsiębiorców pod takimi domenami jak Kbiz.pl, Baza-Ofert.net czy hurtownie2013.pl. Firmy, które nieświadomie z nich skorzystały otrzymały wiadomości żądaniami zapłaty.