Zdaniem organizacji zbiorowego zarządzania nawet zamieszczenie linku do utworu wymaga zgody właściciela praw autorskich
W lipcu 2014 r. światło dzienne ujrzał raport zawierający wyniki konsultacji społecznych przeprowadzonych przez Komisję Europejską odnośnie do pożądanego kierunku reformy prawa autorskiego. Przez 3 miesiące (od 5 grudnia 2013 r. do 5 marca 2014 r.) każdy zainteresowany mógł wyrazić swoje zdanie, wypełniając ankietę w internecie. Wśród respondentów znaleźli się zarówno przedstawiciele organizacji zbiorowego zarządzania, producentów i nadawców, instytucji publicznych, twórcy, jak i zwykli internauci – określeni jako użytkownicy końcowi. Wśród wielu pytań, pogrupowanych tematycznie, znalazły się te dotyczące kwestii linkowania oraz przeglądania treści chronionych prawem autorskim.
Obecnie obowiązującym aktem dotyczącym tej materii jest dyrektywa 2001/29/WE Parlamentu Europejskiego i Rady ws. harmonizacji niektórych aspektów praw autorskich i pokrewnych w społeczeństwie informacyjnym. Jej art. 2 stanowi o monopolu podmiotów prawa autorskiego na zezwalanie lub zabranianie – zarówno w sposób pośredni, jak i bezpośredni – tymczasowego lub stałego zwielokrotniania utworu. Z kolei art. 5 ustanawia w tym zakresie wyjątek, jeżeli tymczasowe zwielokrotnianie nie ma odrębnego znaczenia ekonomicznego, ma charakter przejściowy lub dodatkowy, stanowi integralną i podstawową część procesu technologicznego i ma na celu jedynie umożliwienie sieciowej transmisji przez pośrednika lub legalnego korzystania z utworu.
Użytkownicy chcą wolności
Większość użytkowników końcowych, którzy wzięli udział w konsultacjach, opowiada się za możliwością linkowania do utworów dostępnych w internecie bez konieczności uzyskania zgody od podmiotów praw autorskich. Zdaniem internautów linkowanie jest jednym z fundamentów codziennego korzystania z blogów czy portali społecznościowych. Z kolei przeglądanie stron internetowych (ang. browsing) użytkownicy postrzegają podobnie do procesu czytania. Co prawda przy odwiedzaniu kolejnych witryn w pamięci przeglądarki zapisywane są grafiki, pliki wideo czy dźwięki dostępne na danej stronie, jednak takie zwielokrotnianie ma charakter tymczasowy i ma na celu jedynie poprawne wyświetlanie treści prezentowanej pod danym adresem WWW.
Nieco inaczej na tę kwestię zapatrują się twórcy. Obawiają się, czy w przypadku zamieszczenia ich utworów na innej stronie niż źródłowa możliwe będzie zidentyfikowanie ich jako twórców materiału. Zwracają też uwagę na kwestię publikowania reklam przy ich treściach zamieszczanych na innych stronach przez użytkowników, co postrzegają jako wykorzystanie komercyjne. Odnośnie do przeglądania największe zastrzeżenia wśród tej grupy budzi zwielokrotnianie treści przy przeglądaniu stron zawierających utwory chronione prawem autorskim, a zamieszczone bez zgody osób uprawnionych.
Swoje zastrzeżenia mają także przedstawiciele producentów, wydawców i nadawców, jednak nie uważają oni kroków legislacyjnych za konieczne. Opowiadają się raczej za podejściem case-to-case, czyli rozpatrywaniem każdego przypadku osobno i orzekaniem przez sądy.
Linkowanie tylko za zgodą?
Zdaniem organizacji zbiorowego zarządzania zamieszczenie linku do materiału będącego przedmiotem prawa autorskiego (nawet zamieszczonego w oficjalnym kanale dystrybucji) powinno odbywać się wyłącznie za zgodą uprawnionych z tytułu praw autorskich. Linkowanie do treści zamieszczonych przez osoby nieuprawnione miałoby zaś stanowić naruszenie prawa autorskiego i podlegać sankcjom. Dlaczego? Według wskazanych podmiotów zamieszczenie linku umożliwia dotarcie do utworu nowej grupie odbiorców: szerszej niż zamierzał twórca. Takie spojrzenie prowadzi do wniosku, że zamieszczenie odnośnika do materiału chronionego prawem autorskim mogłoby być traktowane na gruncie prawa polskiego jako pomocnictwo – forma zjawiskowa przestępstwa nieuprawnionego rozpowszechniania utworu, uregulowanego w przepisach ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz.U. z 1994 r. nr 24, poz. 83 ze zm.).
Warto zaznaczyć, że przywołane stanowisko jest sprzeczne z wykładnią prawa dokonaną niedawno przez Trybunał Sprawiedliwości UE w sprawie C-466/12 Svensson i in. przeciwko Retriever Sverige AB. Trybunał orzekł, że umieszczenie w sieci odnośnika do utworów zamieszczonych na innej stronie nie wymaga zgody podmiotów prawa autorskiego, bowiem nie prowadzi do udostępnienia utworów nowemu kręgowi odbiorców. Zamierzonym adresatem treści chronionych prawem autorskim dostępnych na danej stronie internetowej są wszyscy jej potencjalni odbiorcy, a zatem – jeżeli dostęp do treści na stronie nie jest ograniczony – należy uznać, że po prostu wszyscy internauci.
Zaskakujące, że przywołane podmioty zarządzające prawami autorskimi w imieniu twórców idą w swoich żądaniach dalej niż sami twórcy. W takim wypadku nasuwa się pytanie, czy ich priorytetem jest nadal ochrona własności intelektualnej i zapewnienie twórcom należnego egzekwowania ich praw, czy też coś innego.
Co dalej z multimediami
W odniesieniu do prawa autorskiego często wskazywany jest argument, że regulacje tej gałęzi prawa pozostają w tyle za tempem rozwoju zarówno nowych technologii, jak i społeczeństwa informacyjnego. W stanowieniu prawa dotyczącego wolności jednostek należy zachować szczególną ostrożność, by nie zagalopować się w tworzeniu zbyt restrykcyjnych rozwiązań.
Jeżeli w pracach nad reformą prawa autorskiego na szczeblu unijnym nad głosem użytkowników końcowych i samych twórców przeważy stanowisko organizacji zbiorowego zarządzania oraz producentów i nadawców, sprawy mogą przybrać dwojaki obrót. Albo większość internautów, nie zmieniając dotychczasowych nawyków, będzie w świetle prawa przestępcami, albo internet z epoki 2.0 cofnie się do lat 90., gdy był bazą informacji praktycznie pozbawioną multimediów.