W toku procesu cywilnego jego strony tracą część podmiotowości: nie one decydują o tym, czy złożą jakieś pismo. Taką władzę ma tylko sąd. Trybunał sprawdzi, czy to zgodne z konstytucją
Władza sędziego nad stronami / Dziennik Gazeta Prawna
Zgodnie z art. 207 kodeksu postępowania cywilnego złożenie pisma przygotowawczego innego niż pozew i odpowiedź na pozew co do zasady mogą nastąpić tylko, gdy sąd tak postanowi. Wątpliwości co do konstytucyjności tej reguły ma Sąd Rejonowy w Szczecinie, który o wyjaśnienie kwestii zwrócił się do Trybunału Konstytucyjnego.

Miało być lepiej

Problem dotyczy zmian w procedurze cywilnej wprowadzonych nowelizacją sprzed dwóch lat. Miały one m.in. przyspieszyć postępowania i wzmocnić zasadę ustności. W praktyce – jak podkreślają prawnicy – wprowadziły chaos.
Na mocy wskazanych przepisów na sądy w sprawach cywilnych został nałożony obowiązek:

badania w toku sprawy możliwości wniesienia przez stronę pisma przygotowawczego, poddania możliwości wniesienia pisma procesowego uprzedniemu rozstrzygnięciu w postaci postanowienia, przeprowadzenia posiedzenia niejawnego w przedmiocie potrzeby złożenia pisma procesowego, zwrotu pisma przygotowawczego złożonego przez stronę bez powyższej decyzji sądu, pomijania spóźnionych twierdzeń i dowodów, chyba że zachodzą określone przesłanki uznania, iż pomimo ich spóźnienia mogą być wniesione do sprawy.

Jak podkreśla sąd zwracający się do TK, istnieje ryzyko, iż tak sformułowane obowiązki godzą w obywatelskie prawo do sądu i mieszczące się w nim prawo do bycia wysłuchanym.
„Przedstawienie swojego stanowiska w sprawie przez stronę procesu jest jednym z głównych jej przywilejów i prerogatyw, zapewniających rzetelność jego przebiegu, jawność procesu i dostateczny »kanał« komunikacji z przeciwnikiem oraz z sądem. W tym sensie norma przewidująca badanie w toku sprawy przez sąd możliwości wniesienia przez stronę procesu pisma procesowego wydaje się istotnym ograniczeniem tej swobody” – czytamy w piśmie do TK.
Szczeciński sąd przypomina również, iż z orzecznictwa trybunału wynika, że gwarancje prawa do sądu zawarte w art. 45 konstytucji powinny być rozumiane jako nakaz takiego ukształtowania przepisów proceduralnych, żeby – poza przesłankami przewidzianymi w konstytucji – nie pozwalały na ograniczenie możliwości ochrony przysługujących jednostce uprawnień. Ustawodawca, dążąc do zapewnienia szybkości i efektywności postępowań, musi zachować konstytucyjne standardy prawa do sądu. „Uproszczenie i przyspieszenie postępowania może się odnosić do kwestii formalnych, ale nie do podstawowych uprawnień stron, zaś samą sprawność rozpoznania spraw można osiągnąć także za pomocą innych mechanizmów” – argumentuje sąd.
Jak podkreśla, z zasady kontradyktoryjności wynika wymóg, by obie strony miały zagwarantowaną jednakową możliwość obrony praw i interesów. Powinny mieć zapewnione prawo do wypowiedzenia się o faktach wysuwanych przez stronę przeciwną i dowodach przez nią powoływanych, w szczególności poprzez zgłaszanie żądań i wniosków, przedstawianie twierdzeń i dowodów oraz korzystanie ze środków zaskarżenia.

Bez zaskoczenia

To, że zdecydowano się zakwestionować wskazany przepis, nie dziwi prawników.
– Zastrzeżenia podnoszone były w piśmiennictwie już na etapie konsultacji prowadzonych przed uchwaleniem zmian w k.p.c., których wejście w życie w maju 2012 r. stanowiło największą reformę postępowania cywilnego w ostatnich latach – komentuje aplikant adwokacki Andrzej Olaś z kancelarii Kaczor Klimczyk Pucher Wypiór, doktorant w Zakładzie Postępowania Cywilnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.
– Już w tamtym okresie pojawiły się krytyczne głosy, włącznie z zarzutem, że zmiany wypaczają ideę nowoczesnego procesu cywilnego, godząc w zasady kontradyktoryjności, dyspozytywności oraz dążenia do ustalenia prawdy – dodaje.
Przypomina, że w założeniu twórców reformy ograniczenia swobody stron we wnoszeniu pism procesowych stanowić miały remedium na praktykę nadużywania tego prawa. Celem było nie tylko usprawnienie i przyspieszenie procesu przez wzmocnienie zasady koncentracji materiału procesowego, ale też stworzenie skutecznego instrumentu sędziowskiego kierownictwa tokiem postępowania, zdyscyplinowanie stron oraz urealnienie zasady ustności rozprawy. De facto chodziło o zabezpieczenie prawa stron do rozpoznania sprawy bez zbędnej zwłoki, co uznawane jest za jeden z kluczowych elementów prawa do sądu.
Praktyka jednak – jak wskazuje adwokat dr Magdalena Matusiak-Frącczak – nie wygląda różowo. W jej ocenie art. 207 w obecnym brzmieniu stanowi nieproporcjonalne ograniczenie prawa do sądu i nie przyspiesza postępowań.
– Kiedy składam do sądu powództwo w sprawie cywilnej, muszę czekać na pierwszą rozprawę kilka miesięcy, tak było również przed nowelizacją. Jaki jest problem, żeby w tym czasie strony wymieniały się pismami przygotowawczymi? Ani to nie przyspieszy, ani nie opóźni rozprawy, bo jej termin zależy od obciążenia sędziego, do którego referatu sprawa trafiła. Sędziemu będzie łatwiej poprowadzić postępowanie, kiedy będzie mógł zapoznać się ze wszystkimi argumentami i kontrargumentami, zobaczy, co jest sporne, a co nie – uważa mecenas Magdalena Matusiak-Frącczak.

Zabrakło wyobraźni

Prawniczka zwraca również uwagę na trudną sytuację osób, które nie działają poprzez profesjonalnych pełnomocników.
– Nowelizacja wymogła, aby już w pierwszym piśmie (pozwie, wniosku) podawać wszystkie możliwe twierdzenia, argumenty i zarzuty i jeszcze antycypować argumenty przeciwnika i od razu powoływać twierdzenia, dowody i zarzuty co do tych antycypowanych argumentów – zwraca uwagę mec. Matusiak-Frącczak.
Jak mówi, powyższe działania mogą się sprawdzać w sprawach schematycznych i szablonowych. Ale życie pisze tak nieprzewidywalne scenariusze, a ludzie są tak kreatywni, że nawet profesjonalny pełnomocnik może nie wpaść na pomysł, na co powoła się przeciwnik.
– A co dopiero strona, która w życiu codziennym nie ma do czynienia z postępowaniem i jego wymogami formalnymi, nie wie, co jest dla sprawy istotne i co przytoczyć. Ustawodawcy przy tej nowelizacji po prostu zabrakło wyobraźni i zdrowego rozsądku – akcentuje Matusiak-Frącczak.
Nic dziwnego, że zmiana różnie przyjęła się w sądach. Jak opisuje ekspertka, niektórzy sędziowie nie kryją niechęci do nowego brzmienia art. 207 k.p.c. i na każdą prośbę pełnomocników pozwalają składać dalsze pisma.
– Jest też przeciwny biegun i sędziowie nie wydają takich zgód – pisma zwracają. Wiem, że niektórzy koledzy na rozprawie po prostu składają oświadczenie do protokołu, odpowiadające treści pisma. Co to przyspiesza? Na pewno nie przebieg rozprawy – zaznacza mec. Matusiak-Frącczak.
Czy te praktyczne problemy są wystarczające, by uznać art. 207 k.p.c. za niezgodny z konstytucją? W opinii mecenasa Olasia, jeśli wziąć pod uwagę nie tylko samo brzmienie zakwestionowanego artykułu, ale i całościową ocenę zasadności jego wprowadzenia, nie można w zupełności wykluczyć, że trybunał uzna go za sprzeczny z ustawą zasadniczą.
– Skoro wskutek wprowadzenia szczególnych rygorów w zakresie dopuszczalności składania pism procesowych regulacja ta w pewnym stopniu ogranicza (choć nie wyłącza) prawa stron do bycia wysłuchanym (przedstawienia swojego stanowiska w sprawie), to zgodnie z zasadą proporcjonalności wynikającą z art. 31 ust. 3 konstytucji takie ograniczenie musi być proporcjonalne do osiąganych za jego pomocą celów – wyjaśnia Olaś.
I dodaje, że owa proporcjonalność zakłada też zarówno niezbędność podjętych środków dla osiągnięcia oczekiwanego efektu, jak i ich skuteczność. Uznanie więc przez TK, że któraś z tych przesłanek nie jest spełniona (np. te same cele można osiągnąć za pomocą mniej dolegliwych środków albo że wprowadzone mechanizmy okazały się przeciwskuteczne), może uzasadnić wniosek o niekonstytucyjności art. 207 par. 3 i 4 k.p.c.
W podobnym tonie wypowiadają się również konstytucjonaliści.
– Prawo do bycia wysłuchanym nie jest nadużywane poprzez możliwość złożenia dodatkowego pisma. A jego ograniczenie wprowadzone w nowelizacji jest nieproporcjonalne. Wartość, którą ustawodawca chciał ochronić, a więc efektywność postępowania, nie jest bardziej doniosła konstytucyjnie aniżeli prawo do sądu. Wręcz przeciwnie: to prawo do sądu jest bardziej istotne – mówi dr Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.