Gdybym mógł zmienić jeden przepis, rozszerzyłbym zakres odpowiedzialności urzędników za wydawane decyzje, wprowadzając przykładowo odpowiedzialność finansową. Być może wizja utraty pracy, prywatnego majątku, skłoniłaby niektórych do poważniejszego traktowania swoich obowiązków i rozważenia liczących już tysiąc siedemset lat słów Hermogenianusa: „Wszelkie prawo powinno być stanowione [i – dodajmy – stosowane] za względu na człowieka”.
Wcale nierzadkie jest stwierdzenie, zgodnie z którym nasze prawo nie jest takie złe, a jedynie jego stosowanie pozostawia wiele do życzenia. Nie czas i miejsce na analizę trafności pierwszej części tego sformułowania – niewątpliwie znajdą się argumenty za i przeciw – chciałbym skoncentrować się na jego drugim członie. Sposób stosowania prawa, i to przez urzędników różnego szczebla, reprezentujących różne instytucje, delikatnie mówiąc, wielokrotnie zdaje się nie przystawać do standardów państwa prawa.
Przede wszystkim przepisy prawne – o czym przekonać się można przeglądając niemalże dowolny serwis informacyjny – intepretowane są w oderwaniu od celu regulacji, a zwłaszcza wartości, których zabezpieczeniu lub realizacji powinny służyć, a już Celsus powiadał: ustawy wtedy są właściwiej interpretowane, gdy zachowuje się ich ducha. Urzędnicy obawiają się wykroczyć poza literalne brzmienie przepisu i dotrzeć do istoty normy prawnej realizującej zasady i cele prawa. Stając się bezwolnym narzędziem mającym zagwarantować życie ustawy, w istocie czynią z niej karykaturę. W ten sposób dochodzi do wspomnianego już naruszenia standardów państwa prawa, z normami konstytucyjnymi na czele. Dla przykładu można przytoczyć art. 1 konstytucji: „Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli” i zapytać retorycznie: czy wydanie decyzji niszczącej – także jako człowieka – przedsiębiorcę i prowadzącej do likwidacji stworzonych przez niego miejsc pracy jest dbaniem o dobro wspólne? Czy przeciąganie latami postępowań, także w drobnych sprawach, sprzyja realizacji dobra wspólnego? Co wspólnego z dobrem wspólnym ma traktowanie obywatela w kategoriach „wroga państwa” – potencjalnego oszusta, złodzieja?...
Dodatkowo niejednokrotnie odnosi się wrażenie, że w trakcie stosowania prawa, na ołtarzu sprawiedliwości i to w pierwszej kolejności, składany jest w ofierze zdrowy rozsądek. Nawet jeśli bowiem konkretny urzędnik niewiele wie na temat zasad prawa, polityki prawa, wartości, które legły u podstaw określonej legislacji, ba! zwrot państwo prawa niewiele mu mówi, powinien zdawać sobie sprawę, że decyzja, którą wydaje, urąga wszelkim standardom i poczuciu nawet nie sprawiedliwości, ale po prostu przyzwoitości.