Im więcej zarejestrowanych znaków towarowych, tym większa szansa na kłopoty. Na świecie działa kilkanaście firm wyspecjalizowanych w watchingu, czyli ściganiu podobieństw w nazwach i symbolach marek. Ich ofiarą padają też polscy przedsiębiorcy.
Ten rok zaczął się ledwie kilka dni temu, a Urząd Patentowy Rzeczpospolitej Polskiej zdążył już zarejestrować 426 nowych znaków towarowych. Znak to nazwa, logo, motyw, symbol, czasem kształt czy melodia, które pozwalają zidentyfikować produkt na rynku. Co roku do Urzędu Patentowego trafia 8–10 tys. takich symboli. A na świecie rok w rok pojawia się ok. 800 tys. nowych znaków.
– Są bardzo ważnym elementem budowy wartości przedsiębiorstwa. Dlatego globalne firmy, których wartość brandu może sięgać miliardów dolarów, są zdeterminowane, aby chronić swoje znaki – to one decydują o ich rozpoznawalności na rynku – tłumaczy Maciej Olejnik, prawnik w zespole prawa własności intelektualnej i nowych technologii kancelarii CMS Cameron McKenna.

Jak zarejestrować znak towarowy
Znaki towarowe rejestrowane są w Urzędzie Patentowym RP. Po wypełnieniu odpowiedniego wniosku wraz z dokładnym opisem tego, jak ten znak wygląda, z jakich elementów ma się składać, oraz wyjaśnieniem, czy znak ma być słowny, czy także graficzny – jeżeli jest potrzeba także z załączeniem wzoru graficznego – urząd ma trzy miesiące na rozpatrzenie wniosku. Za rejestrację znaku trzeba jednak zapłacić. Opłata urzędowa, jeżeli dotyczy on trzech lub mniej klas działalności gospodarczej, wynosi 550 zł, każda dodatkowa klasa to 120 zł. Znak jest chroniony przez 10 lat, za co ponosi się kolejną opłatę – 400 zł, a jeżeli operuje więcej niż w trzech klasach, opłata wynosi kolejne 450 zł.

Najcenniejsze marki, jak Apple, Coca-Cola, IBM czy Google, wyceniane są na ponad 70 mld dol. Stąd też globalne spory o prawa do znaków, a nawet znaków, które są tylko odrobinę podobne.
– W wyszukiwaniu takich sporów wyspecjalizowało się kilka dużych kancelarii patentowych, np. Thomson Reuters czy Coresarch. Przeczesują lokalne rejestry i rynki w poszukiwaniu takich nazw czy symboli, które choć trochę mogą przypominać nazwy ich zleceniodawców – opowiada rzecznik patentowy Anna Zakrocka. Stąd problemy chińskiego centrum handlowego pod Warszawą Sinda, które zadarło z firmą Nike.
Ta uznała, że logo Sindy jest podobne do charakterystycznej łyżwy, jakiej samo używa. Sądy jednak tego podobieństwa nie zauważyły. Za to poparły wniosek Lexusa, który wywalczył szeroką ochronę swojej marki w Polsce.
– Przedsiębiorcom trudno ustrzec się przed atakami mającymi na celu unieważnienie znaku towarowego, ale można zminimalizować ryzyko. Warto przed podjęciem decyzji o zgłoszeniu oznaczenia przeprowadzić analizę w dostępnych bazach danych, czy podobne nie zostały już objęte w danym zakresie prawem wyłącznym na rzecz osoby trzeciej – mówi mecenas Olejnik.
– Wszystko zależy od zasobności portfela danej firmy. Oczywiście najlepiej byłoby korzystać z pomocy rzeczników patentowych, którzy mają możliwość przeprowadzenia bardzo dogłębnego badania rejestrów, nie tylko krajowych, i mogą oszacować, czy z danym oznaczeniem wiąże się ryzyko – potwierdza rzecznik patentowy Michał Wróblewski z SW Patent.
Tyle że dla jednego tylko znaku bez jego rejestracji sam taki raport o ryzykach kosztuje co najmniej kilkaset złotych, a jeżeli rynek, jakiego dotyczy, jest szeroki, to nawet po kilka tysięcy złotych. Większość przedsiębiorstw więc wciąż znaki rejestruje na własną rękę i ryzyko.