Bez odebrania politykom wpływu na wymiar sprawiedliwości jego prawdziwa reforma nie ma wielkich szans powodzenia.
Warunkiem sine qua non realnej reformy sądownictwa jest powierzenie nadzoru nad sądami powszechnymi osobie spoza polityki. Najlepiej, by był nią pierwszy prezes Sądu Najwyższego. Nie będzie on poszukiwał poklasku, niepotrzebne mu są konferencje prasowe, by się uwiarygodnić, nie potrzebuje fajerwerków w nadziei, że ciemny lud to kupi. I przede wszystkim ma wiedzę, doświadczenie, autorytet i czas, by zmiany przeprowadzić.
Nawet w razie zmiany na tym stanowisku (najwcześniej po upływie kadencji, która trwa 6 lat, a w praktyce zwykle rzadziej – nie zaś po 1 czy 1,5 roku jak w przypadku ministra) jego następcą jest inny sędzia Sądu Najwyższego – znający poprzednika, mający zbliżone doświadczenia życiowe, autorytet i cele.

Racjonalny zarządca

Wydaje się, że odpowiedź na pytanie o wybór pomiędzy takimi cechami a dobrymi chęciami i (czasami) odwagą oraz kompetencjami powinien być oczywisty. Nie wyobrażam sobie, by pierwszy prezes Sądu Najwyższego podjął decyzję o poważnej reorganizacji sieci sądowniczej, nie wyważając (jak to sędzia) wszystkich za i przeciw. Bez zasięgnięcia opinii specjalistów, bez sprawdzenia, jak naprawdę jest gdzie indziej, i bez rozważenia, czy lepiej dokonać zmiany, czy nie.
Na nim nie ciąży przymus ciągłego reformowania. Nie wyobrażam sobie, że zdecydowałby się on na filmowanie rozpraw w sytuacji, w której mało kto to w Europie robi, a nie jesteśmy przecież najbogatszym państwem na kontynencie i środki na ten cel przeznaczone można po prostu skierować np. na zatrudnienie każdemu sędziemu do pomocy dodatkowego asystenta i sekretarza, co momentalnie rozładowałoby wiele zatorów w sądach.

Sędziów jest zbyt dużo, a problemy wynikają z niekorzystnych warunków ich pracy

Nie podjąłby, jak sądzę, takiej decyzji również dlatego, że wiedziałby sam i posłuchałby opinii sędziów stojących niżej w hierarchii, że to utrudni im sprawne rozstrzyganie spraw.
Wreszcie potrafiłby poczekać – choćby kilka lat – na dopracowanie systemu rozpoznawania mowy i przetwarzania jej na tekst (prace nad językiem polskim są już zaawansowane, choć nie w takim stopniu, jak np. nad językiem angielskim), co rzeczywiście pozwoliłoby przyspieszyć postępowania, zdejmując z sal rozpraw protokolantów i kierując ich do innych czynności pomocniczych w sądzie.
Racjonalny zarządca nie dopuściłby do sytuacji, w której korzystając z tego, że sędzia ma nienormowany czas pracy, przerzucane są na niego czynności sekretarskie w rodzaju odnotowywania zarządzeń w systemach biurowości elektronicznej, a uzasadnienia orzeczeń od początku sporządza sam, bo jeden asystent musi często wystarczyć na cały wydział.
Jaki szef pozwoliłby na takie marnotrawstwo środków, skoro oczywistym jest, że utrzymanie sekretarza sądowego czy nawet asystenta jest o wiele tańsze niż utrzymanie sędziego? Nie chodzi o to, by utyskiwać, lecz o to, by tę część władzy państwowej powierzyć jej właśnie przedstawicielom.



Podmiot niezależny

Czy można przewidzieć, że taka zmiana będzie korzystna? Wydaje się, że tak. W ostatnim czasie media donoszą o postulatach prokuratora generalnego, by zmienić przepisy dotyczące karania za uchylanie się od obowiązku alimentacyjnego oraz za jazdę rowerem w stanie nietrzeźwości. Adresaci tych postulatów wydają się być im przychylni.
To obrazuje opisaną wyżej prawidłowość: nawet stosunkowo krótki czas pełnienia funkcji przez podmiot niezależny, a jednocześnie mający doświadczenie, już zaowocował przeglądem polityki karnej państwa i postulatami, by to, o czym mówiło się latami jako o nonsensie, zostało zmienione.
Rachunek ekonomiczny i zdrowy rozsądek przynajmniej na tym etapie zwyciężyły. Nie ma powodu, by twierdzić, że w sądownictwie byłoby inaczej. Ekonomiczna analiza prawa to nie jakaś nowinka zza wielkiej wody, ale sprawdzone w stosowaniu narzędzie – nie wiedzieć czemu, tylko u nas nie może się przebić.
Najlepsze pomysły na zmiany potrzebują jednak czasu i pieniędzy. Nawet jeżeli pierwszy prezes Sądu Najwyższego wziąłby na swoje barki ciężar wyprowadzenia wymiaru sprawiedliwości na prostą, nie dokona niczego, jeżeli nie zapewni się mu długotrwałego finansowania. Nie może być on skazany na coroczne boje w parlamencie o środki finansowe. Wystarczy bowiem, że jeden bój przegra, a misterny wieloletni plan i wysiłek w celu przeprowadzenia prawdziwej reformy zostanie zniweczony.

Czym zajmuje się sędzia

Moja propozycja jest zatem następująca: ustalmy, jaki odsetek budżetu Państwa jest przeznaczany obecnie na wymiar sprawiedliwości i prokuraturę – łącznie z funduszem płac. Stwórzmy przepisy, zgodnie z którymi np. przez 20 najbliższych lat ten odsetek pozostanie niezmienny. Powierzmy odpowiednio pierwszemu prezesowi Sądu Najwyższego i prokuratorowi generalnemu pełnię władzy nad tymi budżetami.
Pozostawmy tym osobom decyzje, jak ma wyglądać sieć sądów i jednostek prokuratur oraz jak mają być wewnętrznie zorganizowane.
Wówczas okaże się, czy można gospodarnie i racjonalnie zarządzać tymi jednostkami; czy należy tworzyć jednostki małe, czy duże; czy należy wprowadzać scentralizowany system kontraktowania towarów i usług, czy nie; czy należy sztucznie utrzymywać zasadę, że sędzia czy prokurator pracuje tyle, ile trzeba (czyli część z nich nieustannie, a niektórzy bardzo mało, bo więcej pracy nie ma), czy też wystarczy, że pracuje średnio 40 godzin w dłuższym okresie rozliczeniowym; czy należy rozbudowywać system nadzoru, czy też wystarczy pozbywać się tych jednostek, które nie chcą pracować, pozwalając normalnie pracować reszcie.
Okaże się wówczas, o czym jestem przekonany, że sędziów w Polsce jest zbyt dużo, a problemy wynikają z nieumiejętności takiego zorganizowania im warunków pracy, by wszyscy zajmowali się przede wszystkim tym, do czego zostali powołani: rozstrzyganiem spraw, a nie tysiącami mniej lub bardziej istotnych pobocznych kwestii.
Apeluję do polityków: spróbujmy, bo naprawdę mamy niewiele do stracenia, a zyskać możemy wartość imponującą: prawidłowo funkcjonujący i naprawdę niezależny wymiar sprawiedliwości. Równorzędną władzę państwową, która może stać się wzorem profesjonalizmu i służby Narodowi i Państwu – wzorem dla dwu pozostałych władz.

Łukasz Piebiak, sędzia, wiceprezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”