Od ponad 4,5 roku obowiązuje przepis, który pozwala ministrowi sprawiedliwości w razie zwolnienia się stanowiska sędziowskiego przydzielić je do tego sądu, który potrzebuje wsparcia kadrowego ze względu na duże obciążenie pracą. Nie był on jednak należycie wykorzystywany przez kolejnych szefów resortu sprawiedliwości. Tak przynajmniej twierdzi Krajowa Rada Sądownictwa.
Zdaniem członków rady przywołany przepis prawa o ustroju sądów powszechnych (u.s.p.) stanowi wystarczający instrument pozwalający w sposób racjonalny kształtować rozmieszczenie kadry orzeczniczej w polskich sądach.
Jak jednak napisano w opinii, kolejni ministrowie sprawiedliwości przez wiele miesięcy nie podejmowali decyzji, czy i do jakiego ewentualnie sądu należy przenieść zbędne w danym sądzie stanowisko sędziowskie.
Działo się tak, mimo, że mieli obowiązek niezwłocznego ogłoszenia o tym stanowisku, o ile nie uznali za zasadne jego zlikwidowanie.
Rada wskazuje, że szef resortu dysponuje na tyle szczegółowymi danymi na temat wpływu spraw, że podjęcie właściwej decyzji co do skierowania zwolnionego etatu do sądu, który tego najbardziej potrzebuje, nie powinno mu zająć więcej niż dwa tygodnie.
– Jeżeli Ministerstwo Sprawiedliwości nie jest w stanie poradzić sobie w rozsądnych terminach z alokacją sędziów przy wykorzystaniu art. 56 par. 2 u.s.p., to należałoby się zastanowić, czy kompetencje w tym zakresie nie powinny zostać przekazane Krajowej Radzie Sądownictwa – czytamy w opinii.
Tak więc zdaniem KRS, aby racjonalnie rozłożyć kadrę w polskich sądach, nie trzeba sięgać po tak drastyczne środki, jak likwidacja prawie 1/3 sądów rejonowych. Wystarczy efektywnie korzystać z narzędzi, jakie przepisy dają ministrowi sprawiedliwości.
W opinii podniesiono również, że resort nie udowadnia hipotezy, że połączenie dwóch lub więcej sądów poprawi sprawność postępowań, które będą prowadzone w nowopowstałej, większej jednostce.