Jeśli audiowizualne usługi na żądanie nie zostaną uregulowane w nowej ustawie medialnej, istnieje ryzyko, że Polska stanie przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Jeśli audiowizualne usługi na żądanie nie zostaną uregulowane w nowej ustawie medialnej, istnieje ryzyko, że Polska stanie przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Niepełne wdrożenie dyrektywy audiowizualnej może narazić Polskę na zarzuty Komisji Europejskiej. Tymczasem wykreślenie wszystkich zapisów dotyczących usług na żądanie spowoduje, że część przepisów unijnych nadal nie będzie wdrożona do polskiego prawa. Tak brzmi stanowisko ministra spraw zagranicznych. Po zbadaniu zgodności projektu ustawy medialnej z dyrektywą audiowizualną szef resortu spraw zagranicznych stwierdził również, że europejskie przepisy wprost nakazują krajom członkowskim tworzyć prawne regulacje, którymi zostaną objęte wszystkie usługi audiowizualne bez względu na to, czy będą one rozpowszechniane za pośrednictwem telewizji, czy internetu.
– Z dyrektywy wynika, że wszystkie audiowizualne usługi medialne muszą zostać skoordynowane co najmniej w stopniu podstawowym – wyjaśnia Maciej Szpunar, podsekretarz stanu w MSZ.
Pod presją internautów i Krajowej Izby Gospodarczej Senat w zeszłym tygodniu przyjął jednak uchwałę, zgodnie z którą z projektu ustawy medialnej mają zniknąć wszystkie regulacje dotyczące usług na żądanie. Powodem były obawy i wątpliwości związane z tym, że znajdujące się w projekcie zapisy obejmą wszystkich internautów. Co ciekawe, senatorowie zrezygnowali z wykazu, do którego miały być wpisywane audiowizualne usługi na żądanie, ale pozostawili przepisy o rejestrze. W praktyce może to oznaczać, że zwolniona z wpisu do wykazu będzie np. TVP, która świadczy w sieci jedynie usługi na żądanie, oferując swoim klientom odcinki np. „Ojca Mateusza”. Jednocześnie o wpis do rejestru, bo ten nie został wykreślony przez senatorów, będą musiały zabiegać wszystkie profesjonalne telewizje dostępne online w sieci.
– Chodzi tu o telewizje, które nadają w ten sam sposób, co np. TVP1 czy Polsat, tyle że dostępne wyłącznie w internecie – wyjaśnia mec. Dominik Skoczek, dyrektor Departamentu Własności Intelektualnej i Mediów w Ministerstwie Kultury.
Ministerstwo Kultury wciąż przekonuje, że stworzenie i instytucji wykazu, i rejestru, które w istocie są do siebie bardzo podobne, nie oznacza wprowadzenia cenzury w internecie. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, według przepisów uchwalonych na początku marca przez Sejm, nie będzie mogła bowiem odmówić wpisania internetowej telewizji do rejestru bądź usługi na żądanie do wykazu. Wykreślenie z wykazu lub rejestru będzie faktycznie możliwe, ale w sytuacji poważnego naruszenia przepisów mówiących m.in. o zakazie dyskryminacji ze względu na płeć, rasę oraz propagowania treści niezgodnych z polskim prawem lub polską racją stanu. Audiowizualnych usług na żądanie, w przeciwieństwie do telewizji dostępnych tylko w sieci, nie obejmie zakaz rozpowszechniania treści pornograficznych.
Prace nad tzw. pilnym projektem ustawy medialnej trwają. Poprawki zaproponowane przez Senat muszą zostać jeszcze przegłosowane przez posłów. Tymczasem na sejmowej komisji kultury i środków przekazu, która zebrała się wczoraj, nie zapadły żadne decyzje z powodu nieobecności ministra kultury.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama