Maksymalny mandat za wykroczenie drogowe ma wynieść 5 tys. zł, surowiej karane będzie naruszanie przepisów w obszarze zabudowanym, wyższych kar muszą spodziewać się recydywiści
Dziennik Gazeta Prawna
Dziesięciokrotna podwyżka maksymalnego mandatu – z 500 zł do 5 tys. zł – to jeden z pomysłów rządu na walkę z drogowymi piratami
Surowsze kary za wykroczenia popełniane w rejonie przejść dla pieszych (minimum 1–1,5 tys. zł) oraz w obszarze zabudowanym. Wyższe mandaty dla drogowych recydywistów i wydłużenie o rok ważności punktów karnych (przy jednoczesnym zwiększeniu ich limitu) oraz likwidacja kursów pozwalających zredukować ich liczbę. To wytyczne, które premier Mateusz Morawiecki wysłał pod koniec kwietnia do resortów: sprawiedliwości, spraw wewnętrznych i administracji oraz infrastruktury. Ministerstwa mają opracować zmiany w taryfikatorze mandatów oraz w prawie wykroczeń.
„Biorąc pod uwagę, że przestrzeganie ograniczeń prędkości jest kluczowe dla ochrony życia i zdrowia obywateli na drodze, niezbędne jest podniesienie kwot mandatów karnych oraz wprowadzenie zmian w przepisach, których celem jest ograniczenie zachowań szczególnie niebezpiecznych na drogach i eliminacja tzw. piratów drogowych” – czytamy w piśmie Mateusza Morawieckiego.
Tak drastyczne podwyżki mandatów mogą sprawić, że kierowcy będą masowo odmawiać ich przyjęcia, odraczając w ten sposób moment zapłaty i licząc, że sędzia złagodzi karę. To z kolei grozi zalaniem sądów wnioskami o ukaranie za wykroczenia.
Poważne wątpliwości Ministerstwa Sprawiedliwości budzi to, że kary za wykroczenia drogowe byłyby wyższe niż za drobne przestępstwa. Jednakże wysokość mandatów jest zamrożona od ponad 20 lat. Przez ten czas siła rażenia sankcji znacznie się zmniejszyła. Maksymalny mandat (500 zł) w 1997 r. był wyższy niż ówczesna płaca minimalna (450 zł) i stanowił 57 proc. średniego wynagrodzenia, obecnie jest to odpowiednio 19 proc. najniższego wynagrodzenia i 9 proc. średniego.
– Takie grzywny będą szokiem, ale dzięki temu Polacy nauczą się szanować własne prawo drogowe w równym stopniu co innych krajów. Za granicą polski kierowca jest o wiele mniej skłonny do szarżowania na drogach właśnie w obawie przed wysokimi mandatami – mówi anonimowo jeden z policjantów ruchu drogowego.
– Po co podwyższać kary, np. za omijanie samochodu ustępującego pierwszeństwa pieszemu, skoro policji nigdy na przejściach nie ma. Skuteczniejszym działaniem byłoby objęcie przejść monitoringiem i nadanie uprawnień strażom miejskim do nakładania mandatów za zarejestrowane w ten sposób wykroczenia – mówi Maciej Wroński z Partnerstwa dla Bezpieczeństwa Drogowego. – Zwiększenie maksymalnej kary do 5 tys. zł rodzi ryzyko, że tym, których nie będzie na to stać, będą one zamieniane na zastępczą karę aresztu; wzrośnie też ryzyko korupcji – dodaje. Eksperci zwracają też uwagę, że zapowiedzi zaostrzenia kar dla piratów drogowych pojawiły się już w listopadowym exposé szefa rządu, natomiast konkretne działania dopiero wtedy, gdy rząd zaczął odczuwać skutki drenowania budżetu na potrzeby walki z koronawirusem.
Choć zapowiedź poprawy bezpieczeństwa w ruchu drogowym wraz z zapowiedzią wprowadzenia surowych kar dla piratów drogowych pojawiły się już w listopadowym exposé premiera, to później na wiele miesięcy temat zniknął z agendy. Pod koniec kwietnia premier Mateusz Morawiecki rozesłał jednak do ministerstw Sprawiedliwości, Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Infrastruktury pismo, w którym zlecił wypracowanie odpowiednich zmian w taryfikatorze mandatów, a także w kodeksie wykroczeń oraz kodeksie postępowania w sprawach o wykroczenia. „Prowadzone w ostatnich latach kampanie edukacyjne okazały się niewystarczająco skuteczne, jeśli chodzi o wpływ na zmianę postaw i zachowań kierowców. Jedną z najważniejszych przyczyn nieprzestrzegania przepisów jest złagodzenie dolegliwości sankcji w wyniku zamrożenia kwot mandatów karnych na poziomie z roku 1997 (…). Biorąc pod uwagę, że przestrzeganie ograniczeń prędkości jest kluczowe dla ochrony życia i zdrowia obywateli na drodze, niezbędne jest podniesienie kwot mandatów karnych oraz wprowadzenie zmian w przepisach, których celem jest ograniczenie zachowań szczególnie niebezpiecznych na drogach i eliminacja tzw. piratów drogowych” – czytamy piśmie Mateusza Morawieckiego.

Mniej tolerancji

Choć na przestrzeni ostatnich dwóch dekad zapowiedzi podwyżek mandatów było bez liku, to ostatecznie poszczególne rządy – w obawie przed niezadowoleniem opinii publicznej – wycofywały się z nich. W rezultacie o ile maksymalny mandat w wysokości 500 zł był w 1997 r. wyższy niż ówczesna pensja minimalna (wynosiła 450 zł) i stanowił 57 proc. średniego wynagrodzenia, o tyle obecnie stanowi on 19 proc. minimalnej pensji i poniżej 10 proc. średniego wynagrodzenia.
Według założeń projektu, którego opracowanie zlecił premier, maksymalna kwota mandatu karnego ma wynieść 5 tys. zł. „Przy konstruowaniu taryfikatora mandatów należy również uwzględnić przypadki przekroczenia dopuszczalnej prędkości o więcej niż 50 km/h. Właśnie sprawcy takich wykroczeń powinni być szczególnie dotkliwie karani, nie tylko poprzez czasowe zatrzymanie prawa jazdy, ale również sankcje o charakterze finansowym” – instruuje szef rządu.
Poza tym, aby zwiększyć bezpieczeństwo niechronionych uczestników ruchu, system mandatów ma być tak przebudowany, by surowiej karać za przekroczenia prędkości w obszarze zbudowanym niż poza nim. Nacisk – zdaniem Morawieckiego – należy położyć na karanie za wykroczenie popełniane na przejściach dla pieszych bądź skrzyżowaniach. Sankcja ma wynosić przynajmniej 1–1,5 tys. zł.
– Co z tego, że zostaną zwiększone mandaty za wykroczenia popełniane w rejonie przejść dla pieszych, skoro policji nigdy w takich miejscach nie ma. Służby pojawiają się dopiero wtedy, gdy zdarzy się tragedia, ale wtedy już te przepisy nie pomogą – krytykuje Maciej Wroński z Partnerstwa dla Bezpieczeństwa Drogowego, który uważa, że znacznie lepszym pomysłem na poprawienie bezpieczeństwa byłoby objęcie przejść dla pieszych monitoringiem i umożliwienia strażnikom miejskim nakładania mandatów za zarejestrowane wykroczenia.
– Osiągnęlibyśmy o wiele lepszy efekt i to bez konieczności podnoszenie wysokości mandatów. Bo to nie wysokość kary, a jej nieuchronność stanowi najlepszy efekt odstraszający – podkreśla ekspert.
Ponadto zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami zmniejszony zostanie margines błędu kierowcy z 10 do 5 km/h.

Ważne punkty

Oprócz tego premier proponuje wydłużenie okresu ważności punktów karnych przynajmniej o rok, przy jednoczesnym zwiększeniu ich limitu (dziś wynosi 24 pkt). Polecił także likwidację kursów, dzięki którym można zredukować ich liczbę, „ze względu na brak pozytywnych doświadczeń w tym zakresie” (o czym też mówiło się od dekady).
Tę propozycję chwali Maciej Wroński.
– Nie przynosi to żadnych efektów poza korzyściami finansowymi dla urzędników i instruktorów. Można by co najwyżej zostawić tego typu kursy tylko dla młodych kierowców, bo być może popełniane przez nich wykroczenia wynikają z niedostatków szkolenia, jakie mieli przed egzaminem – mówi Maciej Wroński.
Ale to nie wszystkie plany szefa rządu. Chce on, aby po przekroczeniu połowy limitu punktów karnych wysokość mandatów za kolejne popełnione przez daną osobę wykroczenia była odpowiednio zwiększana. „W takim przypadku przepisy ustawowe powinny umożliwiać nałożenie mandatu karnego w wyższej wysokości niż górna granica określona w art. 96 kodeksu postępowania w sprawach o wykroczeniach”.
– Nakładanie surowszych mandatów na kierowców notorycznie popełniających wykroczenia jest moim zdaniem dopuszczalne. Fakt, że ktoś często łamie przepisy, stanowi dodatkową okoliczność obciążającą i nie widzę powodów, by grzywna dla takiego recydywisty nie mogła być większa – mówi prof. Ryszard Stefański z Uczelni Łazarskiego.
– Zasadne jest surowsze karanie za wykroczenia związane z bezpośrednim zagrożeniem dla bezpieczeństwa zdrowia i życia, jak np. omijanie samochodu ustępującego pierwszeństwa, nieprzepuszczenie pieszego czy wymuszenie pierwszeństwa na skrzyżowaniu – uważa prof. Stefański.

Opłakane skutki

Jednocześnie eksperci uważają, że podnoszenie maksymalnego mandatu do wysokości 5 tys. jest nieporozumieniem.
– Po pierwsze doprowadzi to do totalnego zaburzenia systemu, przez co sprawcy wykroczeń drogowym będą surowiej karani niż sprawcy drobnych przestępstw, a po drugie spowoduje to wzrost liczby nieprzyjętych mandatów – twierdzi Stefański. Przewiduje on, że przy tak wysokich mandatach ludzie będą odmawiać ich przyjęcia, licząc na to, że sąd albo obniży grzywnę, a jeśli nie, to chociaż uzyskają w ten sposób odroczenie momentu jej uiszczenia. W ten sposób sądy zostaną zalane wnioskami o ukaranie.
Takich skutków obawia się też Ministerstwo Sprawiedliwości, które ma bardzo duże wątpliwości co do planu premiera zwiększającego grzywny nakładane w drodze mandatów karnych. Z tego też powodu prace nad zmianami mogą potrwać znacznie dłużej niż życzyłby sobie tego szef rządu, który zobowiązał poszczególne resorty do opracowania wkładu do 22 maja, a np. MS do tej pory nie zajął stanowiska w tej sprawie.
– To jest o wiele bardziej skomplikowane niż się z pozoru może wszystkim wydawać – słyszymy w MS.