- Nieporozumieniem jest krytykowanie adwokatów za to, że podejmują się obrony osób, które – zdaniem opinii publicznej – na obronę nie zasługują - mówi w rozmowie z DGP prof. dr hab. Jacek Giezek, adwokat, przewodniczący Komisji Etyki Naczelnej Rady Adwokackiej
DGP
Często społeczne oburzenie wobec osób, które są oskarżone o poważne przestępstwa, przerzuca się także na ich pełnomocników. Niedawno krytyka spadła na kancelarię, która podjęła się reprezentowania firmy prowadzącej Zatokę Sztuki w Sopocie – lokal, który miał być powiązany z aferą pedofilską. Czy można powiedzieć, że etyka ogólna, która źle ocenia bronienie pewnych czynów, pozostaje w sprzeczności z etyką adwokacką, według której nie można odmówić klientowi pomocy?
Ci, którzy źle oceniają adwokatów świadczących pomoc prawną osobom oskarżonym o poważne, bulwersujące opinię publiczną przestępstwa, zdają się zapominać, że każdy, komu postawiono zarzuty, ma konstytucyjnie zagwarantowane prawo do obrony oraz do korzystania z pomocy wybranego przez siebie obrońcy. Z prawem tym koreluje spoczywający na adwokacie obowiązek udzielenia takiej pomocy. Nie oznacza to oczywiście, że jako obrońca muszę aprobować zachowanie klienta, utożsamiać się z nim, a – tym bardziej – pochwalać je. Nie muszę nawet darzyć klienta sympatią, ale konieczne jest, abym – zachowując się w sposób etyczny i profesjonalny – pozyskał jego zaufanie. Mam bowiem określone obowiązki, z których podstawowym jest udzielanie pomocy prawnej najlepiej jak potrafię, lecz z wykorzystaniem dozwolonych prawem instrumentów. Nieporozumieniem jest krytykowanie adwokatów za to, że podejmują się obrony osób, które – zdaniem opinii publicznej – na obronę nie zasługują, bo dokonały czynów tak haniebnych, że najchętniej skazano by je bez przeprowadzania rzetelnego procesu. Tak być nie może, choć ja również spotykam się niekiedy z niechęcią ze strony pokrzywdzonych, jeśli w sposób mniej lub bardziej skuteczny bronię tych, którzy postrzegani są jako sprawcy ich krzywd. Nawet studenci prawa pytają mnie, czy dobrze się z tym czuję, że podejmuję się obrony osób, co do których nie ma wątpliwości, że popełniły zarzucany im czyn.
I jak się pan z tym czuje?
Nawet w takich przypadkach mam obowiązek bronić. Osoba, której prokurator postawił zarzut popełnienia przestępstwa, jest przede wszystkim w konflikcie z państwem, a więc ma przeciwko sobie cały rozbudowany aparat ścigania i wymiaru sprawiedliwości. Może więc liczyć jedynie na adwokata, który – jako jej obrońca – nawet w najbardziej beznadziejnych sytuacjach powinien eksponować okoliczności przemawiające na jej korzyść. Proces karny nie byłby kontradyktoryjny, gdyby od oskarżonego – za którym aż do uprawomocnienia się wyroku skazującego przemawia domniemanie niewinności – odwrócił się jego obrońca. Nie zawsze jest to rola wdzięczna. Gdy za to, co uczynił, wstydzi się mój klient, ja muszę wstydzić się razem z nim. Spotykam się niekiedy z reakcjami emocjonalnymi, które w pewnym sensie po ludzku rozumiem. Zdarza się, że niechęć lub nawet nienawiść, jaką pokrzywdzony okazuje oskarżonemu – być może sprawcy jego krzywd – przenosi się na obrońcę. Adwokaci nie mogą być jednak postrzegani jak wspólnicy przestępców, bo tak – co oczywiste – przecież nie jest.
A w jakich sytuacjach można, a nawet powinno się odmówić obrony?
Można to zrobić wówczas, gdy adwokat zda sobie sprawę, że ze względów osobistych, wynikających z jego subiektywnych doświadczeń, nie byłby w stanie udzielić pomocy prawnej. Konflikt pojawia się przykładowo wówczas, gdy ktoś z kręgu osób dla adwokata bliskich mógł zostać przez potencjalnego klienta pokrzywdzony. W takich sytuacjach adwokat nie musi, a właściwie nawet nie może podejmować się obrony.
Wspomniał pan o konflikcie interesów, a wcześniej o tym, że oskarżony jest w konflikcie z państwem. W kontekście kancelarii reprezentującej właścicieli Zatoki Sztuki pojawiły się też zarzuty, że wcześniej reprezentowała ona Jarosława Kaczyńskiego. Doszukiwano się konfliktu interesów polegającego na tym, że z jednej strony jest ona powiązana z osobą mającą duży wpływ na państwo, a z drugiej – występuje w sprawie przeciw organom tego państwa. Czy to uzasadniony wniosek?
Znam sprawę w bardzo ogólnych zarysach, ale zarzutu, o jakim pan mówi, nie rozumiem. Czy fakt, że kancelaria reprezentowała w przeszłości Jarosława Kaczyńskiego, miałby oznaczać, że nie powinna się już podejmować spraw innych klientów, zwłaszcza spraw karnych? Lider rządzącej partii – niezależnie od tego, jak oceniamy obecną sytuację – to nie cały aparat państwowy. Nie jest też jasne, na czym miałby polegać ów konflikt. To, że adwokat podejmie się reprezentowania – czy to w roli pełnomocnika, czy nawet obrońcy – osoby funkcjonującej na szczytach władzy, nie może prowadzić do wniosku, że ze względów etycznych lub prawnych zostaje wyłączony od prowadzenia spraw, co do których pojawia się sugestia, że na ich bieg osoby takie hipotetycznie mogłyby wpływać.
Mówił pan też o niechęci pokrzywdzonego, która spada na adwokata. Czasem jest to niechęć opinii publicznej. Niedawno w DGP opisaliśmy sprawę adwokat, która reprezentowała księdza przedstawionego w najnowszym filmie braci Sekielskich. W imieniu klienta (na razie występuje w charakterze świadka) kontaktowała się z jedną z ofiar występujących w filmie. I po tym spotkała się z atakami pod adresem swoim i rodziny. Jak adwokat może bronić się w takich sytuacjach?
Takie sytuacje są niekiedy trudne. Kontaktując się w imieniu klienta ze stroną przeciwną, trzeba – co oczywiste – przestrzegać prawa i zasad etyki. Okazywanie szacunku osobom pokrzywdzonym nie oznacza jednak, że zasługujący być może na moralne potępienie ksiądz – niezależnie od tego, w jakiej roli procesowej miałby wystąpić oraz jakie zarzuty usłyszeć – pozbawiony jest prawa do korzystania z pomocy obrońcy. Ludzie potępiający adwokatów podejmujących się prowadzenia spraw także pod względem etycznym bardzo złożonych, chyba zupełnie nie rozumieją, na czym polega istota naszego zawodu. Rolą adwokata nie jest rozgrzeszanie klientów, lecz udzielanie im pomocy prawnej. Adwokat nie powinien zatem – osądzając klienta – wedle własnego widzimisię udzielać mu pomocy albo jej odmawiać, bo ocenia krytycznie jego zachowania. Oczywiście oprócz sytuacji, w której sam jest emocjonalnie tak bardzo uwikłany, że czuje, iż z subiektywnych przyczyn nie byłby dobrym obrońcą.
Czy w takiej sytuacji, jak przy klauzuli sumienia, trzeba wskazać innego pełnomocnika, który podejmie się obrony?
Dobrze by było, gdyby adwokat taką osobę wskazał. Ale nie ma takiego obowiązku.