Największego zagrożenia dla niezależności Sądu Najwyższego upatruję w głębokim podziale pomiędzy sędziami i we wzajemnej niechęci - powiedziała PAP I prezes SN Małgorzata Manowska. Jej zdaniem w takiej atmosferze niemożliwa jest dobra współpraca i kształtowanie orzecznictwa.

Nowo powołana I prezes Sądu Najwyższego w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej mówi m.in. o największych wyzwaniach, jakie stoją obecnie przed tym sądem, o sposobie rozwiązania sporu między sędziami i wizji zarządzania Sądem Najwyższym.

Manowska w rozmowie z PAP ocenia też zmiany w sądownictwie wskazując kierunek, w którym powinna zmierzać reforma wymiaru sprawiedliwości.

We wtorek sędzia Małgorzata Manowska odebrała od prezydenta Andrzeja Dudy powołanie na sześcioletnią kadencję na stanowisku I prezesa SN. Wybór na ten urząd był konieczny z uwagi na zakończenie z końcem kwietnia kadencji Małgorzaty Gersdorf.

PAP: Jak odebrała Pani decyzję prezydenta o powołaniu na stanowisko I prezesa Sądu Najwyższego?

Małgorzata Manowska: Przyznam, że poczułam ogromny ciężar odpowiedzialności: za Sąd Najwyższy jako instytucję, za sędziów, za pracowników zatrudnionych w Sądzie Najwyższym. Do tej pory zarządzałam Krajową Szkołą Sądownictwa i Prokuratury, gdzie zatrudnionych jest około 170 osób tworzących świetny zespół. Liczę na to, że te doświadczenia będą przydatne.

PAP: Zapewniła Pani, że będzie zabiegać, aby Sąd Najwyższy pozostał symbolem i ostoją niezależności sądownictwa i niezawisłości sędziowskiej. Czy widzi Pani zagrożenia dla niezależności Sądu Najwyższego? Jak zamierza Pani ochronić przed nimi Sąd Najwyższy?

M.M.: W obecnej chwili największego zagrożenia upatruję w głębokim podziale pomiędzy sędziami Sądu Najwyższego, we wzajemnej niechęci. W takiej atmosferze niemożliwa jest dobra współpraca, niemożliwe jest kształtowanie orzecznictwa Sądu Najwyższego. Widzę jednak światełko w tunelu. Zaczęliśmy ze sobą naprawdę rozmawiać, to znaczy rozmawiać na tematy ważne i szukać dobrego rozwiązania wyjścia z impasu. Chcemy na te tematy rozmawiać sami, bez udziału mediów, polityków, bez zewnętrznych wpływów.

PAP: Czy Sąd Najwyższy powinien powrócić do kwestii poruszonych w uchwale trzech Izb z 23 stycznia br., a jeśli tak, to w jakiej formie i kiedy?

M.M: Z całą pewnością. Dopóki nie rozwiążemy problemu tej uchwały nie będzie możliwa dalsza dobra współpraca. Sędziowie Sądu Najwyższego powołani do pełnienia urzędu od października 2018 r. zostali uznani w tej uchwale de facto za sędziów, ale niezdolnych do orzekania. To budzi sprzeciw. Oczywiście przyznaję sądowi prawo do badania na zarzut strony, czy w konkretnej sprawie sędzia był sędzią niezawisłym. Końcowa ocena uzależniona jest wówczas od stanu faktycznego tej sprawy. To oczywiste. Nie może to jednak dotyczyć ustrojowych, systemowych rozwiązań stanowiących podstawy powołania sędziego.

Niepokoi mnie sytuacja, w której podejmowane są próby zakwestionowania powołań sędziowskich dokonanych na podstawie uchwał aktualnej KRS, co w sposób oczywisty może prowadzić do podnoszenia kolejnych wadliwości wobec innych, wcześniejszych procedur powołań. Przypomnijmy, że Trybunał Konstytucyjny orzekł o niekonstytucyjności składu KRS przed rokiem 2017. Oddanie stronom możliwości kwestionowania statusu sędziowskiego, bez względu na podstawę, na jakiej taki zostanie złożony, zachwiałoby fundamentami wymiaru sprawiedliwości.

PAP: Czym będzie charakteryzowała się Pani kadencja jako I prezesa Sądu Najwyższego? Który z Pani poprzedników na tym stanowisku jest najbliżej Pani koncepcji sprawowania urzędu I prezesa?

M.M.: Ja będę funkcjonować w zupełnie innych realiach niż poprzedni Pierwsi Prezesi SN i mierzyć się z innymi problemami. Z całą pewnością moja kadencja będzie bardzo techniczna, zarządcza. Chcę poznać problemy zarówno sędziów jak i pracowników i je rozwiązać. Na razie jestem na etapie diagnozowania tych problemów w obszarze wynagrodzeń, sprawiedliwego obciążenia pracą i innych kwestii socjalnych. Już dostrzegam potrzebę większej informatyzacji SN, jak również konieczność dostosowania działania do sytuacji, jaka zaistnieje po pandemii.

PAP: Jakie decyzje podjęła Pani w pierwszym dniu urzędowania? Czy podczas spotkania z prezesami izb zapadły jakieś konkretne ustalenia?

M.M.: Nie bardzo miałam czas na podejmowanie decyzji. Pierwszą i jedyną sformalizowaną decyzją, jaką podjęłam było powołanie rzecznika prasowego, którym został sędzia Aleksander Stępkowski. Nie ujawnię, czy zapadły jakieś konkretne ustalenia na spotkaniu z prezesami. Jak zaznaczyłam wyżej, teraz rozmawiamy w gronie sędziów bez udziału mediów. Mogę powiedzieć tyle, że rozmowę oceniam jako bardzo dobrą. Zobaczymy, co będzie dalej. Zostałam dobrze przyjęta, za co jestem wdzięczna.

PAP: Ostatnie pięć lat było bardzo burzliwych dla wymiaru sprawiedliwości, w tym także dla Sądu Najwyższego. Czy zmiany, które się dokonały w tym czasie, były według Pani, zmianami na lepsze?

M.M.: Myślę, że nikt nie ma wątpliwości, że zmiany w wymiarze sprawiedliwości były i nadal są potrzebne. Niektóre z już wprowadzonych rozwiązań oceniam jako słuszne, do części mam stosunek krytyczny. Nadal jednak stoimy przed wyzwaniem polegającym na naprawie wymiaru sprawiedliwości, tak, by jak najlepiej służył on dobru jednostki, społeczeństwa i te właśnie wartości powinny przyświecać wprowadzanym zmianom, nie zaś doraźny interes polityczny związany ze zmianami lub ich kontestowaniem. Przez ponad 25 lat byłam sędzią sądu powszechnego. Znam bolączki sędziów, w tym koleżanek i kolegów z sądów rejonowych, do których wpływa najwięcej spraw, wiem, jakie są największe przeszkody w sprawnym ich załatwianiu. Dostrzegam potrzeby zmian.