Ciągle liczę na to, że pan Aleksander Stępkowski posłucha głosu kolegów starszych stażem i konwaliduje pewne czynności. Mylić się to przecież nic złego - mówi Bohdan Bieniek sędzia Sądu Najwyższego, orzekający w Izbie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych; sędzia sprawozdawca w sprawie, w której SN stwierdził, że obecna Krajowa Rada Sądownictwa nie jest niezależna
Niedługo miną dwa tygodnie od zwołania po raz pierwszy Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego. Dlaczego procedura wyłonienia pięciu kandydatów na I prezesa trwa tak długo? W przeszłości przecież toczyło się to o wiele sprawniej?
Co do tego, jak ten wybór przebiegał w przeszłości, nie będę się wypowiadał, gdyż jest to pierwsze zgromadzenie zwołane w celu wyboru kandydatów na I prezesa SN, w którym biorę udział. Faktem jednak jest, że poprzednio wybierano dwóch kandydatów, teraz pięciu, do tego mamy nową ustawę o Sądzie Najwyższym, wielokrotnie nowelizowaną, i nowy regulamin. Być może więc także ta różnica ilościowa oraz nowe ramy prawne mają wpływ na przebieg zgromadzenia. Ja także myślałem, że szybciej uda się tę procedurę zakończyć. Jednak organy kolegialne działają według określonego schematu, stąd zakładałem, że szybko zostanie określony porządek obrad, który będzie zawierał wewnętrzne reguły, pewne pryncypia, które pozwolą wyłonić pięciu kandydatów i na tym rola zgromadzenia się zakończy.
Tak się jednak nie stało. Kto jest za to odpowiedzialny?
Od samego początku była wewnętrzna różnica zdań na temat tego, jak powinno przebiegać zgromadzenie, a ostatnio doszło do zmiany na stanowisku przewodniczącego zgromadzenia. Zarówno Kamil Zaradkiewicz, który tę funkcję pełnił na początku, jak i Aleksander Stępkowski, który funkcję tę pełni obecnie, są osobami z niewielkim stażem w Sądzie Najwyższym, a tym samym ich doświadczenie w zakresie procedur sądowych, procesów kierowania zgromadzeniem jest nieduże. Ten stan rzeczy nie ułatwia prowadzenia obrad, podczas których należy sprawnie szukać konsensusu, czyli budować mosty między uczestnikami. Taki sposób prowadzenia zgromadzenia, w którym każdy jego uczestnik może się swobodnie wypowiedzieć, wzmacnia mechanizmy prawidłowego wyboru kandydatów. To, o czym mówię, w żaden sposób nie zmierza do podważenia kompetencji przewodniczących zgromadzenia, bo są to osoby z określonym dorobkiem naukowym.
Czy jednak nie jest tak, że pewna grupa sędziów, tych określanych mianem „starych”, celowo przedłuża procedurę?
Nie zgadzam się z zarzutami, że jest to intencjonalne przeciąganie procedury, czy nawet obstrukcja ze strony „starych sędziów”. Moim zdaniem status I prezesa SN, w wyborze którego jako sędziowie SN uczestniczymy, nie może być ukształtowany na podstawie procedur ułomnych, czy też sprzecznych z obowiązującymi regulacjami prawnymi. Na ich tle nie ma dorobku dogmatycznego, bo to są nowe rozwiązania.
Ale jest cała grupa sędziów – do niej zalicza się, jak można wnioskować z jego publicznych wypowiedzi, również obecny przewodniczący zgromadzenia – która uważa, że można, a nawet trzeba dokonać wyboru kandydatów na I prezesa SN bez wcześniejszego ustalenia tych zasad, o których pan mówi.
Uważam, że gdyby doszło do wyboru kandydatów na I prezesa SN z naruszeniem pewnych pryncypiów, imponderabiliów, to pozbawilibyśmy ten urząd należnego mu autorytetu i szacunku. Dlatego też zgłaszane były podczas zgromadzenia wnioski, które od początku zmierzały do uregulowania zasad wyboru kandydatów. To była ta różnica, która podzieliła członków zgromadzenia i która spowodowała, że po kilku dniach obrad jesteśmy dopiero na etapie wyłaniania kandydatów na kandydatów na urząd I prezesa SN.
W międzyczasie jednak bez większych komplikacji udało się wyłonić trzech kandydatów na prezesa SN kierującego pracą Izby Karnej. Te procedury są bliźniacze. Dlaczego więc tam poszło gładko, a w przypadku wyboru kandydatów na I prezesa SN mamy takie komplikacje?
Ale proszę zauważyć, że spośród tych kandydatów, choć od ich wyboru minęły już dwa miesiące, jeszcze żaden nie otrzymał powołania przez pana prezydenta. Być może więc ten tryb także zawierał jakieś mankamenty, które powodują, że pan
prezydent nie podejmuje decyzji. Dodam także, że wyłonienie Prezesa Izby SN mimo wszystko jest procesem łatwiejszym do przeprowadzenia.
Pan Stępkowski zapowiedział już, że obrady zgromadzenia będą w piątek kontynuowane od momentu, w którym zostały przerwane. Wydaje się więc, że kwestię porządku obrad uważa on za zamkniętą. Czy mimo to sędziowie zamierzają podjąć kroki w celu rozpoczęcia całej procedury od początku?
Czytałem oczywiście wystąpienie pana Stępkowskiego, jednak do rozpoczęcia posiedzenia mamy jeszcze trochę czasu i myślę, że może się jeszcze sporo wydarzyć. Być może pan przewodniczący jeszcze zmieni zdanie. Ja oczywiście uważam, że pewne procedury powinny zostać powtórzone i zamierzam zwrócić na to uwagę podczas piątkowego posiedzenia.
Czy ma pan tutaj na myśli powołanie komisji skrutacyjnej, która ma liczyć głosy oddane na kandydatów?
Tak, gdyż w procesie wyłaniania komisji doszło do nieprawidłowości. Choć należy podkreślić, że na początku nic na to nie wskazywało. Pierwszy etap, a więc wybór komisji, która miała ustalić
wyniki wyborów członków komisji skrutacyjnej, przebiegł bowiem bardzo sprawnie. Nikt nie zgłosił sprzeciwu, dzięki czemu komisja w składzie pięciu sędziów, po jednym z każdej izby, została wybrana przez aklamację. I to pokazuje, że jednak sędziowie SN potrafią ze sobą współpracować, że te podziały nie są tak głębokie, żeby nie dało się ich przezwyciężyć.
To dlaczego wybór samej komisji skrutacyjnej już tak sprawnie nie przebiegał?
Ta pięcioosobowa komisja, w skład której nota bene wszedłem także ja, podpisała protokół, z którego treści wynikało, że nie udało się wyłonić członków komisji skrutacyjnej. Tymczasem pan przewodniczący ogłosił jej skład samodzielnie. (…)
Co się stanie, gdy przewodniczący Stępkowski nie pozwoli w piątek na rozpoczęcie całej procedury od początku? Czy w takim przypadku sędziowie zagłosują przeciwko uchwale o przedstawieniu prezydentowi kandydatów na I prezesa SN wyłonionych w procedurze obarczonej błędami, o których pan mówi?
Jak zagłosuje zgromadzenie, to nie wiem, bo nie umiem przepowiadać przyszłości. Ja wciąż jestem przekonany, że te kilka dni przerwy sprzyja refleksji, dzięki której można powtórzyć pewne czynności, które zostały przeprowadzone wadliwie. Przede wszystkim ustalić porządek obrad, zasady głosowania na członków komisji skrutacyjnej i wzorów kart do tego głosowania, tak by tych reguł nie zmieniać arbitralnie w trakcie głosowania. Ciągle liczę na to, że pan Stępkowski posłucha głosu kolegów starszych stażem i konwaliduje określone czynności. Mylić się to przecież nic złego. Każdy z nas się kiedyś pomylił, ważne by do tej omyłki umieć się przyznać.
Jak dotąd chęć ubiegania się o status kandydata na I prezesa SN wyraziło 10 sędziów. Czy wyobraża pan sobie, że osoba zaliczana do grona tzw. nowych sędziów byłaby w stanie zyskać pana poparcie?
Głosowanie w sprawie wyboru kandydatów na I prezesa SN jest tajne, dlatego zachowując dane
prawo proszę wybaczyć, że nie powiem, na kogo zagłosuję, albo na kogo na pewno głosu nie oddam. Decyzję o tym podejmę po wysłuchaniu wystąpień kandydatów. Na pewno chciałbym, aby ta osoba, której ostatecznie prezydent powierzy funkcję I prezesa SN, była osobą, wobec której nie można formułować żadnych zarzutów co do prawidłowości jej wyboru. W przeciwnym bowiem razie doszłoby do pewnej pauperyzacji instytucji, na czele której będzie stała.
Czy na wybory I prezesa SN mogą w jakikolwiek sposób mieć wpływ decyzje europejskich trybunałów?
W orzecznictwie ścierają się różne zmienne, jak taki werdykt zapadnie, to trzeba go będzie ocenić, czy on ma wpływ, tyle tylko, że to pewnie będzie już po wyborach I Prezesa SN, gdyż zapewne żadna taka decyzja w tym tygodniu nie zapadnie. Póki co mamy orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 2019 r. i ono jest znane wszystkim członkom zgromadzenia, choć pewnie różnie interpretowane. Jest też wyrok SN z 5 grudnia oraz uchwała połączonych Izb z 23 stycznia 2020 r.
A czy TSUE w ogóle ma takie kompetencje, które w przyszłości pozwoliłyby mu ocenić procedurę wyboru I prezesa SN?
W tej kwestii już się wypowiadały największe autorytety prawnicze w Polsce i nie tylko. Mogę jedynie ze swej strony dodać, że jeśli cały świat się globalizuje to wymiar sprawiedliwości także. Mamy swobodę przemieszczania się, więc nie dziwi, że stosunki cywilnoprawne mają już charakter transgraniczny. I te relacje wynikające z różnych sporów mogą być kontestowane przez sądy różnych państw członkowskich. Wymiar sprawiedliwości wszak bardzo krajowy, ale wchodzi w relacje z prawem unijnym i tego się nie da wyizolować. Niezadowoleni z rozstrzygnięć krajowych sądów obywatele mogą przecież w Strasburgu dochodzić swoich praw. Europejski Trybunał Praw Człowieka wypowiedział się już w przeszłości i to negatywnie co do istniejącej wówczas w Polsce instytucji asesora sądowego. Stwierdził, że jej ukształtowanie nie daje gwarancji niezawisłego, niezależnego sądu. Koniec końców asesura została usunięta z polskiego systemu wymiaru sprawiedliwości a przywrócona stosunkowo niedawno. Idąc tym tropem można powiedzieć, że rozstrzygnięcia czy to ETPCz czy TSUE przekładają się na prawa i obowiązki wynikające z naszego porządku wewnętrznego.
Tyle tylko, że w przypadku rozstrzygnięcia dotyczącego asesury chodziło o zapewnienie obywatelom prawa do sądu.
I nadal o to chodzi, obowiązek prawidłowego ukształtowania sądu jest fundamentem zaufania obywatela do sądu w wymiarze krajowym oraz stanowi gwarancję autorytetu w relacjach horyzontalnych między sądami UE. Proszę zauważyć, że zarówno Konstytucja jak i prawo UE czy Konwencja nie mają sprzecznych celów, bowiem ustanawiają wspólny standard „niezależnego i niezawisłego sądu”. W codziennej praktyce sędzia krajowy, wydając rozstrzygnięcie wykorzystuje reguły wypracowane w judykaturze TSUE czy ETPCz. Stąd zbiór przenikających się pierwiastków nie upoważnia zawężania zagadnienia wyłącznie do prawa krajowego, bowiem per saldo byłoby to ze szkodą dla osób dochodzących swych praw na drodze sądowej.