Od kilku tygodni w sądach odbywa się wyraźnie mniej rozpraw. Nie oznacza to jednak, iż nie ma ich wcale. Co ciekawe, nawet jeśli są one jawne, publiczność nie może w nich uczestniczyć. Niemożność ta nie wynika jednak z żadnej ustawy, ale z wewnętrznych zarządzeń prezesów i dyrektorów poszczególnych sądów.
I tak np. ze strony internetowej Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu można się dowiedzieć, iż zgodnie z zarządzeniem prezesa tego sądu z 12 marca 2020 r. „do Sądu mogą wejść wyłącznie osoby wezwane lub zawiadomione o terminie rozprawy”. Na stronie internetowej Sądu Okręgowego w Krakowie widnieje natomiast „komunikat” prezesa tego sądu, iż „osoby wezwane w sprawach wymienionych w wykazie będą mogły wejść na teren sądu za okazaniem stosownego wezwania/zawiadomienia”.
Profesjonalna powściągliwość zakazuje nam używania wielkich słów. Ograniczymy się więc do oceny, iż zakazy te są prawnie wątpliwe. Cóż jednak z wątpliwości? Fakty są takie, że w wielu sądach każdy, kto chciałby przysłuchiwać się rozprawom, natknie się na zamknięte drzwi lub zostanie odprawiony przez pracowników ochrony. Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi? Sytuacja ta jest w pełni satysfakcjonująca dla autorów rekomendacji epidemicznych. Nikt nie będzie się skarżył, że zaraził się COVID-19 w sądowej ławie dla publiczności (bo go tam nie było). Powoduje jednak dysonans poznawczy u tych, którzy czytali art. 45 Konstytucji RP. Przyznaje on każdemu prawo do jawnego rozpoznania jego sprawy przez sąd, przewidując jednocześnie, że ewentualne ograniczenia jawności rozprawy nie mogą dotykać ogłoszenia wyroku, które zawsze powinno nastąpić publicznie. Powtórzmy dla utrwalenia: na poziomie konstytucyjnym postanowione zostało, że ogłoszenie wyroku sądowego w Polsce musi nastąpić publicznie i nie ma od tej reguły wyjątków.
Przy zwijaniu flagi po kolejnym świętowaniu majowej rocznicy polskiego konstytucjonalizmu nasunęło się nam natrętne pytanie o to, jak uszanować wymóg jawnego rozpoznania sprawy i publicznego ogłoszenia wyroku, nie burząc przy tym nadmiernie spokoju autorów zarządzeń, komunikatów i rekomendacji covidowych? Wyobrazić sobie możemy ławy sądowe otwarte dla widzów z ograniczeniami dotyczącymi wyłącznie liczby osób, zachowania odległości czy badania temperatury ciała. Puśćmy jednak wodze fantazji. Czy w XXI w. publiczna rozprawa oznaczać musi koniecznie twardą dębową ławę i mniejsze lub większe ryzyko kontaktu z osobą chorą?
W 2020 r. sięgnęliśmy po wiele nietypowych (i nierzadko niedoskonałych) środków, aby chronić nasze zdrowie i życie. Nie ma powodu, aby w celu realizacji prawa do publicznego procesu nie wyjść także poza rutynowe rozwiązania. 5 maja 2020 r. Dziennik Gazeta Prawna informował o ministerialnych zapowiedziach, że rozprawy będą transmitowane w internecie… ale tylko niektóre („Zainteresowany wejdzie na stronę sądu i włączy relację, DGP nr 86/2020). O tym które, mają decydować prezesi sądów oraz warunki techniczne w poszczególnych sądach. Za przeszkodę do transmisji wszystkich jawnych rozpraw i posiedzeń uznano słabość łączy internetowych.
Tymczasem rok 2020 to nie tylko rok pandemii koronawirusa. To także czas, gdy prawie każdy z nas nosi przy sobie urządzenie do nagrywania oraz nadawania dźwięku i obrazu – smartfon. Są one powszechnie dostępne. Budżetowe modele kosztują niewiele więcej niż dobrej jakości sędziowski młotek (z którego mało który sędzia i tak korzysta). Pozwalają przesłać obraz i dźwięk, korzystając z własnego łącza internetowego za pomocą kilku kliknięć. Wystarczy, że w każdej sali rozpraw znajdzie się smartfon, aby przebieg jawnych posiedzeń i ogłoszenia wyroków mogły być upublicznione za pośrednictwem stron internetowych sądów lub nawet ogólnodostępnych serwisów jak YouTube. Ktoś może powiedzieć, że takie rozwiązanie ma wady, może być zawodne, wymaga nakładów i nauczenia się, jak wykonać konieczne kliknięcia itd. Oczywiście, ale w 2020 r. wszyscy uczymy się czegoś nowego. W tym tego, jak poświęcać to, co ważne (wygodę, rutynę i pieniądze), dla tego, co jest ważniejsze.
Konstytucja to zbiór obietnic, które złożyliśmy sobie sami. Łatwo je respektować w dobrych czasach. Wiarygodność danego słowa poznajemy jednak w czasach trudnych. Wystarczy złamać je raz, by stracić wiarygodność na długo. Obiecaliśmy, że sprawy będą przez sądy rozpatrywane jawnie, a wyroki ogłaszane publicznie. Każdy, kto chce stawać w obronie praworządności, powinien zrobić wszystko co w jego mocy, aby ta obietnica dana obywatelom nie została złamana.
W 2020 r. sięgnęliśmy po wiele nietypowych (i nierzadko niedoskonałych) środków, aby chronić nasze zdrowie i życie. Nie ma powodu, aby w celu realizacji prawa do publicznego procesu także nie wyjść poza rutynowe rozwiązania