Urzędnicy nie muszą już tłumaczyć się obywatelom ze swoich poczynań. A skargi na bezczynność nic nie dadzą. Projawnościowi aktywiści są oburzeni.
Modelowa procedura dostępu do informacji publicznej w razie jej nieudostępnienia / DGP
Ustawa nazywana tarczą antykryzysową (Dz.U. z 2020 r. poz. 568) to nie tylko wsparcie dla biznesu, lecz także zmiana wielu procedur. Zgodnie z art. 15zzs ust. 1 w okresie stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii ogłoszonego z powodu COVID-19 bieg terminów procesowych i sądowych w postępowaniach sądowych, w tym sądowoadministracyjnych, a także innych postępowaniach prowadzonych na podstawie ustaw (takich jak ustawa o dostępie do informacji publicznej) nie rozpoczyna się, a rozpoczęty ulega zawieszeniu na ten okres. Co więcej, przepisów o bezczynności organów administracji publicznej, zgodnie z art. 15 ust. 10 pkt 1, nie stosuje się.
Co to oznacza w praktyce? Ano tyle, że organy państwa nie muszą odpowiadać na wnioski o udostępnienie informacji publicznej. A gdy nie odpowiedzą w ustawowym terminie (patrz: grafika), obywatel w zasadzie jest pozbawiony możliwości wyegzekwowania odpowiedzi na drodze sądowej.
– Innymi słowy, można nie odpowiadać na żadne pytania lub odpowiadać wybiórczo – „bo koronawirus” – wskazuje Tymon Radzik, były doradca ministra cyfryzacji, którego perypetie z dostępem do informacji publicznej wielokrotnie opisywaliśmy na łamach DGP. To on jako pierwszy publicznie podkreślił znaczenie przyjętych regulacji.

Brak informacji

Tymon Radzik przyznaje, że wprowadzony art. 15zzs niepokoi go bardziej niż wszystkie dotychczas wprowadzone obostrzenia związane z przemieszczaniem się czy funkcjonowaniem transportu lub centrów handlowych.
– Bez istnienia skutecznych mechanizmów dostępu do informacji o działaniach władzy zanika jakakolwiek kontrola obywatelska i medialna. Co z tego, że termin na udostępnienie informacji zacznie biec ponownie po zakończeniu stanu epidemii (czyli nie wiadomo kiedy), gdy informacje te mogą już być dawno zdezaktualizowane i niepotrzebne? – spostrzega Radzik. I dodaje, że jego zdaniem mamy do czynienia z naruszeniem co najmniej dwóch konstytucyjnych praw – prawa do sądu (art. 45. ust. 1 konstytucji) oraz prawa do uzyskiwania informacji o działalności organów władzy publicznej oraz osób pełniących funkcje publiczne (art. 61 ust. 1 i 2 konstytucji).
Zastrzeżenia podziela dr hab. Joanna Juchniewicz, konstytucjonalistka z UWM. Jej zdaniem praktyczny wymiar przyjętego przepisu jest taki, że obywatele zostali pozbawieni prawa do informacji – jego realizacja zależy wyłącznie od chęci teoretycznie zobowiązanych do jej udzielania.
– W świetle konstytucji oczywiście można ograniczyć korzystanie z konstytucyjnych praw i wolności przy spełnieniu przesłanki formalnej (ograniczenie następuje aktem rangi ustawowej) i przesłanek materialnych (ochrona określonych wartości), ale nie może to naruszać istoty prawa czy wolności – wskazuje ekspertka. A, jak twierdzi, w tym przypadku można mieć poważne wątpliwości, czy właśnie nie mamy do czynienia z sytuacją, kiedy istota tego prawa jest naruszona. I czy tego prawa do informacji nie zostaliśmy na czas zagrożenia epidemicznego lub epidemii faktycznie pozbawieni.

Zaskoczeni politycy

Wreszcie, nowe przepisy nie podobają się także tym, którzy najczęściej walczą o jawność w życiu publicznym. Szymon Osowski z Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska mówi wprost: to nie jest nawet zamach na fundament demokracji, lecz jej zdemolowanie. Nie można bowiem ograniczać prawa do sądu w stanach nadzwyczajnych (nawet występujących faktycznie, a nie ustanowionych prawem), a właśnie to uczyniono. Jego zdaniem sytuacja jest daleko niepokojąca i w zasadzie rząd może wszystkich odciąć od informacji. Także tych dotyczących sposobu radzenia sobie z epidemią.
– Uważam, że to jest najniebezpieczniejsze rozwiązanie w przyjętych przepisach. Teraz pozostaje pytanie, czy sądy będą stosowały konstytucję, czy dostosują się do wprost niekonstytucyjnych rozwiązań – zastanawia się Szymon Osowski. Będzie okazja to sprawdzić, gdyż aktywiści z Watchdog złożyli 3 kwietnia 2020 r. skargę do sądu na bezczynność Agencji Wywiadu. Chcieli bowiem poznać analizy agencji dotyczące zagrożenia koronawirusem, o których rozpisywały się media (AW miała ostrzegać rządzących przed epidemią już kilka miesięcy temu). Dostali jednak odpowiedź zatytułowaną „inne pismo”, w którym wskazano, że zadania realizowane przez funkcjonariuszy nie mogą zostać ujawnione.
Próbowaliśmy uzyskać komentarz od polityków, którzy poparli ustawę. Trzech posłów Prawa i Sprawiedliwości, z którymi się skontaktowaliśmy, zastrzegło jednak, że nie chcą oficjalnie komentować sprawy. Byli wyraźnie zaskoczeni, co w praktyce oznacza zaaprobowana przez nich regulacja. Dowiedzieliśmy się jedynie, że „na pewno urzędnicy nie będą odmawiali udzielania odpowiedzi, jeśli tylko będą je znali”. A także, od jednego z parlamentarzystów, że „teraz jest czas na walkę z koronawirusem, a nie na dopytywanie o najdrobniejsze szczególiki, co odrywałoby urzędników od naprawdę pilnych działań”.