Sąd Apelacyjny w Katowicach stwierdził, że biegły ponosi odpowiedzialność odszkodowawczą za wyrok oparty na jego wadliwej opinii. Poinformował o tym jako pierwszy portal Prawo.pl. Ale czy w ten sposób nie zaczynamy pomijać rzeczywistego źródła powstania szkody, czyli niewłaściwego wyroku sądu?
/>
I tak, i nie. To jednak biegły ma dostarczyć sądowi wiadomości specjalnych. Sąd ocenia rzetelność opinii, ale ma dość ograniczone możliwości. Kryteria oceny to głównie zasady logiki, stanowczość i sposób uzasadnienia wniosków, podstawy teoretyczne opinii i kwalifikacje biegłego. Brzmi dobrze, ale brakuje jednego kryterium: opinia biegłych jest na przykład ewidentnie sprzeczna z dostarczoną przez stronę postępowania najnowszą literaturą naukową, a czasem wręcz z własnymi publikacjami biegłego. Aż kusi wtedy zastąpienie oceny biegłego własną oceną fachową. Sąd nie może jednak wchodzić w buty biegłego, a do tego sprowadzałoby się wydanie wyroku sprzecznego z opinią. Jeśli więc sąd przeprowadzi proces weryfikacji rzetelności opinii, a ta mimo to okaże się być merytorycznie wadliwa, to zarzuty można kierować wyłącznie do biegłego. To, że zaufanie sądów do dostarczanych przez biegłych wiadomości specjalnych powinno mieć granice, potwierdził ETPC w wyroku z 6 czerwca 2017 r. (Erdinç Kurt i in. przeciwko Turcji).
Czy opinie biegłych da się prosto klasyfikować w kategorii prawda-fałsz? Bo zakładam, że tylko w takich przypadkach moglibyśmy mówić o odpowiedzialności odszkodowawczej biegłego.
Żeby mówić o odpowiedzialności odszkodowawczej biegłego za wydanie wadliwej opinii, trzeba udowodnić jej wadliwość oraz związek przyczynowo-skutkowy ze szkodą poniesioną przez stronę, która przegrała. W sprawie, w której został wydany wyrok SA w Katowicach, wykazanie tych dwóch przesłanek było dość proste, bo proces dotyczył prac budowlanych. Zarówno zgodność wykonanych robót z prawem budowlanym, jak i poniesiona szkoda były mierzalne „szkiełkiem i okiem”. W sprawach, którymi ja się zajmuję, tj. szkód na zdrowiu, nie jest już tak łatwo. Opinii lekarzy – biegłych sądowych wadliwych sensu largo jest mnóstwo: od mylenia spraw i osób, po opinie, które są wyrazem wyłącznie subiektywnego przekonania biegłego, opinie oparte na niepełnym materiale dowodowym czy opinie niepełne – w których biegli odmawiają stawiennictwa w sądzie i złożenia ustnych wyjaśnień, co pozbawia strony ich praw procesowych. Przykłady można by mnożyć. Konia z rzędem jednak temu, kto uzyska w odrębnym procesie opinię innego biegłego medyka wprost wskazującą na to, że kwestionowana ekspertyza jest wadliwa. I drugi element: jak wycenić szkodę ofiary błędu medycznego czy wypadku drogowego, którego krzywda i rozstrój zdrowia zostały „niedoszacowane” albo rokowania na przyszłość zostały opisane zbyt optymistycznie? Nie wyobrażam sobie dochodzenia od biegłego odszkodowania odpowiadającego „nieuzyskanej części” zadośćuczynienia. Niestety, bo to sprawia, że biegli – szczególnie oceniający błędy medyczne – są bezkarni.
Wiele sądów ma kłopot z niewystarczającą liczbą biegłych. Czy ryzyko zapłacenia przez biegłych z własnej kieszeni za nierzetelne opinie jeszcze bardziej zmniejszy zainteresowanie fachowców świadczeniem usług dla sądów?
Problem z biegłymi polega na ich powszechnym braku, ale też na żenująco niskich kwalifikacjach niektórych biegłych lekarzy. Stałą praktyką w procesach jest poszukiwanie po całej Polsce kogokolwiek, kto podejmie się opiniowania. Biegli dyktują stawki i warunki, jak kiedyś biegły radiolog, który napisał: „Ponieważ jestem zaledwie jednym z trzech biegłych radiologów w Polsce, warunkiem niepodlegającym negocjacji podjęcia się przeze mnie wykonania takiej opinii jest zapewnienie mnie o niewzywaniu na salę rozpraw”. Liczba biegłych znacznie zmniejszyła się po zaostrzeniu ich odpowiedzialności karnej i procesowej. Materializujące się ryzyko odpowiedzialności odszkodowawczej z pewnością nie zachęci do pełnienia funkcji. A może, jeśli system opiniowania stanie się kompletnie niewydolny, doczekamy się prawdziwej reformy procedury w tym zakresie? Marzyłaby mi się kontradyktoryjność polegająca na tym, że rolą sądu jest jedynie ocena wiarygodności opinii eksperckich dostarczonych przez strony, z zachowaniem instytucji zwolnienia od kosztów. Dziś sądy i tak płacą tysiące za często bezwartościowe opinie.