Teraz piłeczka jest po stronie Sądu Najwyższego, ale kwestie dotyczące oceny stanu polskiej praworządności rozgrywają się też na arenie politycznej.
Wczoraj Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekł w sprawie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego oraz nowej Krajowej Rady Sądownictwa. I, co na pierwszy rzut oka może się wydać paradoksalne, zadowolił, przynajmniej chwilowo, obie strony toczącego się w Polsce sporu. Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości, mówił o porażce nadzwyczajnej kasty sędziowskiej, a Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”, nawoływał do wstrzymania wszystkich postępowań dyscyplinarnych sędziów i mówił o konieczności szybkiego podjęcia działań legislacyjnych zmierzających do zmiany sposobu wybierania członków Krajowej Rady Sądownictwa.
Skąd tak skrajne oceny? Wszystko dlatego, że orzeczenie TSUE ma charakter wykładniczy, a nie przesądzający. A w związku z tym na razie trudno stwierdzić, jakie skutki wywoła w najbliższej przyszłości. Jedno jest pewne: minie jeszcze wiele czasu, zanim bitwa o praworządność w naszym kraju zostanie ostatecznie rozstrzygnięta.

Co powiedział TSUE?

Przede wszystkim to, że to SN powinien samodzielnie ocenić, czy ID SN, a także KRS są organami, które spełniają standardy określone w unijnych przepisach. A więc przede wszystkim, czy są niezależne i wolne od wszelkiego rodzaju nacisków zewnętrznych.
– W swoich skutkach wczorajszy wyrok TSUE ma charakter bardziej interpretacyjny niż rozstrzygający, zwłaszcza jeśli chodzi o fragment dotyczący Krajowej Rady Sądownictwa. W przypadku Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego TSUE nie przesądził o tym, czy została powołana zgodnie z wymogami unijnymi, czy nie – zauważył dr hab. Jacek Zaleśny, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.
TSUE wskazał jedynie, jakie cechy powinna posiadać Izba, aby spełniała standardy określone w prawie UE. Jednak o tym, czy je spełnia, rozstrzygnąć musi sam SN. – W pierwszej kolejności obowiązek ten spada na skład orzekający SN, który zadał TSUE pytania prejudycjalne – tłumaczył Jacek Zaleśny.
Profesor Małgorzata Gersdorf, prezes SN, na wczorajszej konferencji prasowej zapowiedziała już, że stosowane orzeczenia, do wydania których SN został zobowiązany przez TSUE, zostaną wydane „bez zbędnej zwłoki”. Jak jednak zaznaczyła, nie będzie to się działo z dnia na dzień. Oceniła również, że wczorajsze orzeczenie TSUE jest kluczowe dla polskiego sądownictwa, ale także bardzo ważne dla całej UE.
W tej chwili trudno jest więc przesądzać, co zrobi SN. Warto jednak zauważyć, że jest on związany wskazówkami udzielonymi przez TSUE, a trybunał mocno i wyraźnie podkreślił prymat prawa unijnego nad prawem krajowym.

Różne wnioski

Konferencję zorganizowała wczoraj również Kancelaria Prezydenta RP. Andrzej Duda mówił na niej, że TSUE jasno stwierdził, że kwestie, o które pytał SN, są kwestiami politycznymi i powinny zostać rozstrzygnięte w naszym kraju. – I do kwestii polskiej wewnętrznej polityki, zwłaszcza jeśli chodzi o funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, europejski trybunał wtrącał się nie będzie i nie będzie ich przesądzał za Polaków – mówiła głowa państwa.
Inaczej patrzy na tę kwestię prof. Maciej Gutowski, adwokat. – Trybunał nie powinien był w swoim wczorajszym wyroku przesądzić kategorycznie, czy ID SN i KRS są powołane zgodnie z prawem unijnym, choć rzecznik generalny TSUE w swojej opinii wypowiedział się na ten temat w sposób zdecydowany. TSUE bowiem orzekał w sprawie zainicjowanej pytaniem prejudycjalnym. A w takim przypadku może dokonać jedynie wykładni przepisów. Nie powinien był przesądzać o sposobie ich stosowania przez sąd pytający – tłumaczył Maciej Gutowski. Jego zdaniem powodem może być także to, że w TSUE czeka jeszcze na rozstrzygniecie skarga Komisji Europejskiej, w której kwestionowany jest cały system dyscyplinarny sędziów oraz sposób powoływania KRS. – W tej sprawie TSUE będzie miał większe pole do popisu. Wyrokując ze skargi KE, będzie mógł wprost przesądzić, czy nasze regulacje naruszają unijny porządek, czy nie – powiedział prof. Gutowski. W jego ocenie być może wczorajsze orzeczenie TSUE ma być dla rządzących swego rodzaju sygnałem, aby zastanowili się, czy ID SN i KRS rzeczywiście spełniają wymogi, jakie wskazał w uzasadnieniu trybunał. I po dokonaniu rzetelnego rachunku sumienia dokonali zmian w prawie, które doprowadziłyby te kwestie do zgodności z prawem unijnym, tym samym czyniąc skargę KE bezprzedmiotową.
Na to jednak szanse są raczej nikłe. A już na pewno nie ma co liczyć na to, że rządzący po wczorajszym wyroku zaczną realizować postulaty płynące ze środowiska sędziowskiego.
O opamiętanie apelował wczoraj do polityków prezes SSP „Iustitia” Krystian Markiewicz. – Tutaj nie chodzi o to, jak odbiorą to wasi wyborcy. Tu chodzi o coś więcej: o stabilność Polski, o bezpieczeństwo zwykłych obywateli. Wasze samopoczucie w ministerstwach w Warszawie powinno być teraz na ostatnim miejscu – stwierdził Markiewicz. Podkreślił, że także na politykach spoczywa obowiązek respektowania wyroku TSUE i wydanego na jego podstawie wyroku SN. Zdaniem szefa Iustitii konieczne jest odpolitycznienie procesu nominacyjnego sędziów, a tym samym powołanie nowej KRS, która spełniać będzie wymogi państwa praworządnego. – Członkowie będący sędziami powinni być wybierani w powszechnych wyborach przez sędziów, a nie przez polityków – ocenił Markiewicz.
Potrzeby dokonania takiej zmiany nie widzi natomiast obecny przewodniczący KRS Leszek Mazur. – TSUE nie odniósł się do kwestii sposobu powoływania członków KRS. I nie mógł tego zrobić, gdyż kompetencja ta należy do polskiego Sejmu i nie może być poddawana kontroli w jakimkolwiek trybie. Tak samo jest w przypadku innej kompetencji izby niższej, czyli powoływania prezesa Najwyższej Izby Kontroli – wskazał szef KRS.

Polityczna układanka

Należy spodziewać się, że przed nami jeszcze co najmniej kilka rund w rozgrywce o praworządność w naszym kraju. Wpływ na to, ile przyjdzie nam jeszcze poczekać na rozstrzygnięcie tego sporu, z pewnością będą miały przetasowania personalne w Unii Europejskiej. Wyrok TSUE zapadł bowiem w czasie, gdy KE w jej obecnym składzie przestaje funkcjonować. Z funkcji wiceprzewodniczącego KE odchodzi znany z zaangażowania w kwestie praworządności w Polsce Frans Timmermans. Stery w KE przejmie Ursula von der Leyen, a za praworządność odpowiadać będą Czeszka Vera Jourova i Belg Didier Reynders. Ich strategia na razie nie jest znana i sama von der Leyen wstrzymuje się z mocnymi deklaracjami, bo czeka ją jeszcze głosowanie w europarlamencie nad całym składem jej Komisji. A wynik tego głosowania może w dużej mierze zależeć od głosów europosłów PiS. Z dotychczasowych deklaracji całej trójki wynika jednak jasno, że praworządność będzie ważnym elementem polityki Brukseli w nadchodzących pięciu latach. Von der Leyen stara się działać tak, by żadna stolica nie mogła jej zarzucić upolitycznienia czy stronniczości.
Jak zwraca uwagę profesor Uniwersytetu Warszawskiego Robert Grzeszczak, nowa przewodnicząca dokonała sprytnego zabiegu, przekazując praworządność w ręce dwóch osób: mężczyzny z kraju zachodniego i kobiety z naszego regionu. – Jourovej ciężko będzie zarzucić, że reprezentuje interesy jakichś elit czy grup interesów, bo ona sama w czasach dzikiego kapitalizmu w latach 90. padła ofiarą wymiaru sprawiedliwości – podkreśla. Na dodatek szykowany jest nowy mechanizm praworządności, o którym w poniedziałek donosił DGP. W jego ramach praworządność ma być sprawdzana we wszystkich krajach, by uniknąć zarzutu o arbitralność.
Przed nami jeszcze co najmniej kilka rund w rozgrywce o praworządność