Katarzyna Dudka: Przepis pozwalający na oddalenie wniosku dowodowego złożonego po zakreślonym przez organ procesowy terminie, o którym strona składająca wniosek została zawiadomiona, można określić mianem rewolucji w procesie karnym. Rewolucji, która nie powinna mieć miejsca.
prof. Katarzyna Dudka, kierownik Katedry Postępowania Karnego na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej. Radca prawny, ukończyła też aplikację prokuratorską. Autorka licznych publikacji, monografii, podręczników z dziedziny prawa karnego procesowego oraz raportów dla Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości/ fot. Wojtek Górski / DGP
Weszła właśnie w życie część nowelizacji kodeksu postępowania karnego uważanej za „rewolucyjną” zmianę k.p.k. Choć wiele zaproponowanych zmian ma raczej charakter likwidacji drobnych absurdów czy punktowych usprawnień, to jednak rozwiązanie w postaci wprowadzenia prekluzji dowodowej jest dużą zmianą. Podobnie jak w postępowaniu cywilnym, sąd będzie mógł nie uwzględniać niektórych wniosków dowodowych, jeśli zostaną zgłoszone zbyt późno. Na ile to rozwiązanie doprowadzi do usprawnienia postępowań, a na ile ewentualne przyspieszenia odbędą się ze szkodą dla zasady prawdy materialnej?
Zanim odpowiem na pytanie o prekluzję dowodową, muszę tytułem wprowadzenia wskazać na dwie kwestie. Pierwsza odnosi się do znaczenia naczelnych zasad procesu karnego i ich roli dla procedury stanowienia i stosowania prawa. Druga dotyczy znaczenia zasady prawdy w procesie karnym na tle innych zasad procesowych. Te naczelne zasady wyznaczają model procesu. Określają, w jaki sposób ustawodawca ma kształtować poszczególne instytucje procesowe, wyznaczają nieprzekraczalne granice, w ramach których mogą funkcjonować organy stosujące prawo. W tradycji prawa karnego procesowego jeszcze do niedawna było jasne, że prymat pośród wszystkich zasad dzierży zasada prawdy, zwana także zasadą prawdy materialnej. To jej realizacji były podporządkowane inne zasady procesowe. Jednak w ostatnich latach śmiało można powiedzieć, że przestała ona być zasadą wiodącą, stała się jedną z wielu w systemie naczelnych zasad procesu karnego. Wynika to m.in. z rozbudowania instytucji konsensualnego orzekania poza rozprawą, a także poszerzenia oportunizmu.
Mówię o tym dlatego, że zmiana perspektywy patrzenia na zasadę prawdy zmusza jednocześnie do innego spojrzenia na wprowadzenie do procesu karnego nieznanej dotąd prekluzji dowodowej. Nowo wprowadzony art. 170 par. 1 pkt 6 k.p.k. pozwala na oddalenie wniosku dowodowego złożonego po zakreślonym przez organ procesowy terminie, o którym strona składająca wniosek została zawiadomiona. Można ten przepis określić mianem rewolucji w procesie karnym, rewolucji, która nie powinna mieć miejsca.
Dlaczego?
Nawet jeśli zasada prawdy przestała odgrywać tak znaczącą rolę, to jednak nie przestała obowiązywać. Organy procesowe nadal powinny opierać rozstrzygnięcia na prawdziwych ustaleniach faktycznych, a to zależy od jakości zgromadzonych w postępowaniu dowodów. Widzę tu także poważne zagrożenie dla realizacji przysługującego oskarżonemu prawa do obrony. Wprowadzenie prekluzji dowodowej nie tylko może pozbawić sąd istotnego dowodu, uniemożliwiając mu dojście do prawdy, lecz także zrujnować przyjętą linię obrony.
Wprowadzono jednak pewne bezpieczniki.
Uregulowanie art. 170 par. 1a k.p.k. to tylko fasada, swego rodzaju alibi dla prekluzji dowodowej. Zgodnie z tym przepisem nie można oddalić spóźnionego wniosku dowodowego lub takiego, który w ocenie sądu został złożony tylko dla przedłużenia postępowania, jeżeli okoliczność, która ma być udowodniona, ma istotne znaczenie dla ustalenia, czy został popełniony czyn zabroniony. Nie można też odrzucić takiego wniosku, gdy ma kluczowe znaczenie dla stwierdzenia, czy czyn stanowi przestępstwo, a jeśli tak, to jakie, lub czy zostało ono popełnione w warunkach recydywy albo czy zachodzą warunki do orzeczenia pobytu w zakładzie psychiatrycznym.
Nowelizacja art. 257 par. 3 k.p.k. wpisuje się w bardzo wyraźny nurt czynienia polskiego procesu karnego procesem prokuratora
Ten przepis de facto niweczy prekluzję dowodową, a co więcej, jest potencjalnym źródłem przewlekłości postępowania. Prekluzja nie jest panaceum na ciągnące się ponad miarę procesy. W k.p.k. znajdują się przepisy, które ewidentnie wydłużają postępowanie i windują koszty, niekiedy do niebotycznych rozmiarów, jak w sprawie Amber Gold. Chodzi o art. 193 k.p.k., który nakazuje powołać biegłego w każdym przypadku, gdy rozstrzygnięcie okoliczności istotnych dla sprawy wymaga wiadomości specjalnych. W rezultacie np. w sprawie oskarżonego o zabicie dwóch będących w Polsce pod całkowitą ochroną łosi Duńczyka, który przyznał się do zarzuconego mu czynu i chciał dobrowolnie poddać się karze, a jego wyjaśnienia potwierdzili zgodnie inni świadkowie, prokurator i tak powołał biegłego z zakresu balistyki. Ten miał ocenić, czy „przedmiot, z którego podejrzany strzelał, to broń palna, czy jest zdolna do oddania strzału i czy z niej wystrzelono kule, które zabiły zwierzęta”. To jest prawdziwe źródło przedłużania postępowania i multiplikacji kosztów procesu. Rzecz jasna jedno z wielu.
Wiele kontrowersji budzi znaczne rozszerzenie możliwości procedowania pod nieobecność – nawet usprawiedliwioną – oskarżonego i jego obrońcy.
Zezwala na to nowy art. 378a k.p.k. Ten sam przepis pozwala, by sąd np. przesłuchał świadka pod nieobecność oskarżonego, nawet jeśli ten nie złożył jeszcze żadnych wyjaśnień. Nie mam wątpliwości, że istnieje ryzyko arbitralnego naruszenia prawa do obrony, o którym mowa w art. 42 ust. 2 konstytucji. Zwracał zresztą na to uwagę w swojej opinii rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. Stąd już prosta droga do reaktywowania niesławnego, znanego poprzedniemu kodeksowi z 1969 r., postępowania kontumacyjnego, tj. postępowania w stosunku do nieobecnych. Dotyczyło ono oskarżonych przebywających za granicą. Jeśli nasz ustawodawca posunie się trochę dalej, a łatwo może to uczynić, to możemy się spodziewać, że postępowanie w stosunku do nieobecnych zostanie wprowadzone do polskiego procesu karnego w stosunku do jakiegokolwiek oskarżonego. Zwłaszcza że, cytując znakomitego specjalistę prawa karnego, prof. M. Filara, nasz ustawodawca hula po prawie karnym, tak materialnym, jak procesowym, jak po dzikich polach, nie bacząc na ograniczenia i zobowiązania, jakie nakładają na niego konstytucja i Europejska Konwencja Praw Człowieka.
Kolejną kontrowersją, także wskazywaną przez RPO jako rozwiązanie potencjalnie niekonstytucyjne, jest możliwość skazania przez sąd II instancji osoby, wobec której warunkowo umorzono postępowanie. Do tej pory sąd mógł co najwyżej zwrócić sprawę do ponownego rozpoznania.
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że regulacja taka jest sprzeczna z art. 176 ust. 1 Konstytucji RP i wyrażoną w niej zasadą dwuinstancyjności sądów. Nie jest to tylko mój pogląd, takie zdanie podziela wielu prawników. Wydanie wyroku skazującego w II instancji pozbawia oskarżonego prawa do kontroli instancyjnej, jako że orzeczenia sądu II instancji są prawomocne z chwilą ich ogłoszenia, a ich wzruszenie możliwe jest w ograniczonym zakresie w trybie nadzwyczajnym.
Na ostatniej prostej dodano też przepis, który de facto uzależnia możliwość zamiany tymczasowego aresztowania na poręczenie majątkowe od zgody prokuratora.
Nowelizacja art. 257 par. 3 k.p.k. wpisuje się w bardzo wyraźny nurt czynienia polskiego procesu karnego procesem prokuratora. Tak, prokuratora, bo już nawet nie oskarżyciela publicznego, skoro poza sprawami karno-skarbowymi oskarżanie przez innych oskarżycieli publicznych należy do wyjątków.
Możemy podać jakieś przykłady?
Proszę bardzo. Obowiązek prowadzenia rozprawy jawnie, jeśli prokurator sprzeciwi się wyłączeniu jawności (art. 360 k.p.k.). Proszę zwrócić uwagę, że pozostałe strony nie mają takiego uprawnienia, a interes pokrzywdzonego przy sprzeciwie prokuratora nie ma tu żadnego znaczenia. Idźmy dalej: art. 344a k.p.k. i wynikający z niego obowiązek przekazania przez sąd sprawy prokuratorowi w celu uzupełnienia śledztwa lub dochodzenia, jeżeli akta sprawy wskazują na istotne braki tego postępowania, zwłaszcza na potrzebę poszukiwania dowodów, zaś dokonanie niezbędnych czynności przez sąd powodowałoby znaczne trudności. Zgodnie z art. 344b po uzupełnieniu śledztwa lub dochodzenia oskarżyciel publiczny składa nowy akt oskarżenia lub podtrzymuje poprzedni, kieruje do sądu wniosek o warunkowe umorzenie postępowania albo postępowanie umarza.
A jak jeszcze dołożymy do tego niesławne art. 168a i 168b k.p.k., które pozwalają na wykorzystanie w procesie karnym dowodów uzyskanych za pomocą czynu zabronionego, to mamy pełen obraz.
Tak więc wprowadzenie arbitralnego przepisu, który – mówiąc w uproszczeniu – pozwala prokuratorowi sprzeciwić się uchyleniu tymczasowego aresztowania, jest według mnie sprzeczne z prawem człowieka do rzetelnego procesu karnego oraz z prawem do wolności i bezpieczeństwa osobistego. Stosowanie tymczasowego aresztowania uzależnione jest od istnienia przesłanek ściśle określonych w ustawie. Stosując je warunkowo, sąd stwierdza, że co prawda w chwili orzekania są przesłanki do tymczasowego aresztowania, jednak dla zabezpieczenia prawidłowego toku postępowania względnie zapobieżenia popełnieniu nowego, ciężkiego przestępstwa, wystarczające będzie poręczenie majątkowe. Zatem w razie jego złożenia tymczasowe aresztowanie powinno ulec uchyleniu. W Polsce tymczasowe aresztowanie jest zdecydowanie nadużywane, niestety nie sięga się do potencjalnie równie skutecznych środków jak poręczenia niemajątkowe, takie jak poręczenie społeczne, poręczenie osobiste czy środki zapobiegawcze z art. 276 k.p.k.
Powiedzmy też o rozwiązaniach, które są oceniane pozytywnie. Na przykład nowelizacja przesądza wreszcie, że w tzw. sprawach masowych, gdzie model działania oszustów jest ten sam, a liczba pokrzywdzonych ogromna, przesłuchiwanie wszystkich pokrzywdzonych i świadków nie jest konieczne.
Jednoznacznie opowiadam się za zaniechaniem przesłuchania w procesie karnym wszystkich pokrzywdzonych. Sprawa Bezpiecznej Kasy Oszczędności, która w połowie 1990 r. doprowadziła do pokrzywdzenia 7,5 tys. osób, jak się okazało, nie była wystarczającym impulsem do tego, by projektodawcy obecnie obowiązującego kodeksu postępowania karnego przewidzieli w nim zabezpieczenia umożliwiające sprawne prowadzenie postępowania w podobnej sytuacji. Afera Amber Gold obnażyła niedoskonałości polskiej procedury karnej, czego efektem było przesłuchiwanie kilkunastu tysięcy pokrzywdzonych w postępowaniu przygotowawczym oraz trwające od maja odczytywanie wyroku przez sąd, w której to czynności nie uczestniczy oskarżony. Popieram zatem również ograniczenie zakresu odczytywania wyroku przez sąd na rozprawie.
Uzasadnienia wyroków na formularzu są dla mnie przejawem tego, co nazywam inteligencją obrazkową
Jakkolwiek jestem zdecydowaną przeciwniczką częstych zmian prawa, które w ostatnich latach przybrało charakter prawdziwej plagi, jak policzył prof. Stanisław Waltoś, tylko do końca 2018 r. kodeks postępowania karnego był nowelizowany 138 razy, a w tym roku było już 9 nowelizacji, z których ostatnia, również znacząco poszerzająca uprawnienia prokuratora, wejdzie w życie dopiero 5 grudnia, sądzę, że warto by recypować na grunt procesu karnego anglosaską instytucję class action i jej polski odpowiednik w procesie cywilnym – powództwo zbiorowe.
Na czym polega ta instytucja?
Jej istotą jest występowanie określonego podmiotu w imieniu wszystkich pokrzywdzonych czy poszkodowanych tym samym czynem, co pozwala na uniknięcie udziału ich wszystkich w procesie. Wyrok sądu ma wówczas skutek erga omnes – obejmuje wszystkich, którzy przystąpili do powództwa.
Musimy przewartościować myślenie o procesie karnym i jego celach, tak by przy zachowaniu paradygmatów sprawić, by był nowoczesny, skuteczny i sprawny. Najnowszym przejawem tej nowoczesności jest wprowadzenie korespondencji elektronicznej w doręczeniach, co popieram, choć to tylko nieśmiała jaskółka na długiej drodze do procesu efektywnego i nowoczesnego.
A co pani myśli o wydłużeniu terminu cofnięcia wniosku o ściganie do czasu zamknięcia przewodu sądowego w I instancji?
Można znaleźć argumenty za i przeciw. Głównym argumentem przeciwko jest „poczucie zmarnowanego czasu, sił i środków”. Wyobraźmy sobie, że przesłuchano dziesiątki świadków, przeprowadzono dziesiątki innych dowodów, wydano masę pieniędzy na koszty opinii biegłych i nagle to wszystko przestaje mieć znaczenie, bo pokrzywdzony cofa wniosek o ściganie. Ale jest też druga strona medalu. Z punktu widzenia interesu pokrzywdzonego cofnięcie wniosku może być korzystne nawet na tym etapie rozprawy. Zwłaszcza jeśli pokrzywdzony pojednał się ze sprawcą, uzyskał naprawienie szkody itp. Bardziej niepokoi mnie wprowadzenie do art. 12 par. 3 k.p.k. zmiany, zgodnie z którą w sprawach, w których akt oskarżenia wniósł oskarżyciel publiczny (de facto prokurator), cofnięcie wniosku po rozpoczęciu przewodu sądowego jest skuteczne, jeżeli nie sprzeciwi się temu oskarżyciel publiczny obecny na rozprawie lub posiedzeniu. To jeszcze jeden przykład na to, że polski proces karny jest procesem prokuratora, a sąd, który na tym etapie bada, czy cofnięcie wniosku o ściganie jest zgodne z interesem pokrzywdzonego, nie ma nic do powiedzenia.
Minister Warchoł mówił, że ta nowelizacja przenosi procedurę karną z XIX do XXI wieku. Nie wiem, czy aż tak, ale wprowadzenie możliwości utrwalania przez strony dźwięku z przebiegu posiedzenia czy obowiązkowe podawanie adresu e-mail, możliwość doręczenia pism procesowych do skrytki pocztowej powinny chyba obowiązywać od dawna?
Jeśli chodzi o kwestię wprowadzenia możliwości utrwalania przez strony dźwięku z przebiegu posiedzenia, to chodzi tutaj o tzw. posiedzenie wyrokowe, jak je nazwała prof. Hanna Paluszkiewicz. To posiedzenie, na którym zapadnie wyrok w nurcie konsensualnym, a więc bez przeprowadzenia rozprawy. Niezależnie od różnic pomiędzy czynnościami rozprawy i posiedzenia, ich cel jest ten sam – rozstrzygnięcie o kwestii odpowiedzialności karnej oskarżonego za zarzucony mu czyn i wydanie wyroku. Nie widzę więc powodu, dla którego strony nie miałyby mieć możliwości utrwalania przebiegu posiedzenia przy użyciu dyktafonu czy innego urządzenia utrwalającego dźwięk, skoro takie uprawnienie przysługuje im na rozprawie. Jest to dodatkowe zabezpieczenie ich interesów w postępowaniu karnym. A zatem jestem za.
Natomiast obowiązkowe podawanie adresu e-mail nie jest w rzeczywistości obligatoryjne. Zgodnie z nowym brzmieniem art. 119 par. 2 k.p.k. w piśmie procesowym strona ma wskazać m.in. numer telefonu, telefaksu i poczty elektronicznej lub złożyć oświadczenie o ich nieposiadaniu. Inna sprawa, jakie mogą być konsekwencje niewskazania adresu e-mailowego w sytuacji, gdy autor pisma procesowego go posiada, ale nie udostępnia.
Kwestia możliwości doręczenia pism procesowych do skrytki pocztowej nie jest już taka łatwa do interpretacji. Od razu staje mi przed oczami wyrok ETPC w sprawie Witold Litwa przeciwko Polsce z 2000 r. (skarga nr 26629/95 ), którego spiritus movens była właśnie… skrytka pocztowa. To jej uszkodzenie na Poczcie Głównej w Krakowie spowodowało lawinę wypadków, których finałem był wyrok trybunału. Zainteresowanych odsyłam do tego arcyciekawego orzeczenia; jego efektem było wprowadzenie zażalenia na wszystkie pozaprocesowe formy zatrzymania.
Jest dla mnie oczywiste, że zawsze najsłabszym ogniwem jest człowiek. Może dojść do sytuacji, że skrytka pocztowa z powodu niedbałości osób ją obsługujących nie zostanie wystarczająco zabezpieczona przed dostępem osób trzecich, czego skutkiem będzie utrata pisma procesowego lub jego zniszczenie, a w konsekwencji np. niestawiennictwo na wezwanie, utrata terminu do dokonania określonej czynności itp. Na szczęście, statystycznie rzecz ujmując, sytuacja taka to zaledwie ułamek w rachunku prawdopodobieństwa. Nie ma co z tego powodu rezygnować z instytucji, która może być bardzo przydatna, zwłaszcza dla ochrony pokrzywdzonego czy świadka, których interesy byłyby zagrożone, gdyby informacja o ich udziale w postępowaniu się rozniosła, choćby tylko wśród domowników.
MS chwali się też wprowadzeniem terminu na przesłuchanie pokrzywdzonego w charakterze świadka w sprawach dotyczących przestępstw seksualnych wobec nieletnich. Do tej pory nie było takiego terminu, ale nie słyszałem też, by jego brak powodował problemy. Czy jego wprowadzenie jest w ogóle konieczne?
Czysty nonsens! Tak tylko mogę ocenić wprowadzenie do art. 185a par. 2 k.p.k. terminu do przesłuchania małoletniego pokrzywdzonego w charakterze świadka. Jak zwykle, zapewne intencje były dobre, lecz wykonanie fatalne. Konstrukcja tego terminu w jego obecnym kształcie prowadzi do jedynego wniosku, że jest to termin stanowczy, którego przekroczenie skutkować będzie bezskutecznością czynności, a w rezultacie utratą dowodu! Można od ręki wskazać dziesiątki powodów, dla których dochowanie tego 14-dniowego terminu będzie niemożliwe: choroba dziecka, jego wyjazd do sanatorium lub na wakacje, zwłaszcza za granicę. Trudno sobie przecież wyobrazić, że sąd będzie ściągał przymusowo dziecko do Polski dla przeprowadzenia przesłuchania w terminie albo zakazywał mu wyjazdu. Mogą to być też przyczyny leżące po stronie organu procesowego, np. konieczność rozpoznania wniosku o wyłączenie sędziego złożonego przez podejrzanego itp.
Ministerstwo tłumaczy to potrzebą maksymalnego zredukowania traumatycznych przeżyć i dyskomfortu psychicznego pokrzywdzonych małoletnich lub ofiar gwałtów.
Nie ulega wątpliwości, że dowód z zeznań pokrzywdzonego dziecka jest niezwykle cenny i powinien być przeprowadzony tak szybko, jak to możliwe, ale termin określony w art. 185a par. 4 k.p.k. powinien być terminem instrukcyjnym, którego przekroczenie nie będzie powodować bezskuteczności czynności.
Mówiliśmy dużo o zmianach „pod prokuratora”, ale sądom też ma być łatwiej. Sędzia będzie np. mógł odstąpić od ogłaszania orzeczenia lub zarządzenia na posiedzeniu jawnym, jeżeli nikt się nie stawił. Albo wcześniej nie będzie musiał odczytywać na rozprawie wszystkich dowodów, które znajdują się w aktach. To chyba też przyspieszy działanie sądów.
Rozdzielmy te dwie kwestie. Tę pierwszą możliwość przewiduje nowy art. 100 par. 1a k.p.k. Ten przepis nie budzi we mnie sprzeciwu, nawet mimo tego, że dotyczy on także wyroków zapadłych na posiedzeniu wyrokowym. Nie narusza on art. 45 ust. 1 konstytucji gwarantującego między innymi prawo do jawnego rozpatrzenia sprawy. To prawo nie oznacza bowiem obowiązku ogłaszania jawnie orzeczeń zawsze, w każdym przypadku. Odczytywanie obszernego orzeczenia w sytuacji, gdy nikt się nie stawił, byłoby nieefektywne. Wystarczy notatka w protokole, że orzeczenie zostało ogłoszone.
Drugi problem dotyczy regulacji art. 405 par. 2 k.p.k., zgodnie z którym z chwilą zamknięcia przewodu sądowego ujawnione są bez odczytywania wszystkie protokoły i dokumenty podlegające odczytaniu na rozprawie, które nie zostały odczytane. Proszę zauważyć, że następuje to niezależnie od woli stron. Z punktu widzenia sądu jest to doskonały instrument, który pozwala na przyspieszenie postępowania. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: połowa dokumentów znajdujących się w aktach sprawy jest zupełnie zbędna. Reforma procedury karnej, która obowiązywała przez 9 miesięcy od 1 lipca 2015 r., rozwiązywała ten problem, ale jak pamiętamy, została cofnięta 16 marca 2016 r. Ustawodawca naprawił więc po prostu coś, co sam niedawno zepsuł. W każdym razie entuzjazm sędziów, którzy nie muszą odczytywać dziesiątków kart akt sprawy, nie dziwi. Gorzej oceniają pomysł uznawania za odczytane protokołów i dokumentów adwokaci i radcowie prawni, zwłaszcza występujący w roli obrońców.
Dlaczego?
Ponieważ rzeczywiście istnieje niebezpieczeństwo, że sędzia, który uznał dokumenty za ujawnione bez odczytania, nie zapozna się z jakimś protokołem, co wpłynie na treść wyroku. Możemy tylko mieć nadzieję, że odpowiedzialni sędziowie będą odpowiedzialnie podchodzić do swoich obowiązków i szczegółowo zapoznawać się z aktami sprawy. Obserwując działania niektórych sędziów, serwilistycznie nastawionych do obecnej władzy, mam co do tego obawy.
Nowelizacja wprowadza też wydłużenie maksymalnego czasu przerwy w rozprawie. Do tej pory mogła ona trwać więcej niż 35 dni, po zmianach są to 42 dni. Czy nie rodzi to ryzyka, że wyroki będą częściej zapadać pod nieobecność oskarżonego, którego w przypadku nieobecności w czasie przerwy nie trzeba przecież zawiadamiać?
Przyznam, że wydłużenie czasu trwania przerwy, która w dodatku może być zarządzona kilkukrotnie, budzi moje obawy. W poprzednim kodeksie czas przerwy nie mógł przekroczyć 21 dni. W obecnie obowiązującym wydłużono ten okres do 35 dni, by teraz zrobić to ponownie, do 42 dni. Tymczasem przerwa w rozprawie jest wyjątkiem od zasady ciągłości rozprawy.
U jej podstaw leży przekonanie, że sędzia jest w stanie lepiej ocenić dowody, jeśli przystępuje do wyrokowania (ich oceny) „na świeżo”, bezpośrednio po zapoznaniu się z nimi w toku przewodu sądowego i wysłuchaniu głosów stron. Każde oddalenie w czasie sędziego od dowodów zmniejsza jego możliwości poznawcze na skutek naturalnej ludzkiej skłonności do zapominania. Z tego powodu im mniej przerw w rozprawie, tym większa szansa na podjęcie prawidłowej decyzji, zwłaszcza że przecież zazwyczaj sędzia ma w referacie więcej niż jedną sprawę, a nierzadko są to sprawy o podobnych stanach faktycznych. Niestety, zasada ciągłości rozprawy pozostaje wyłącznie w sferze założeń teoretycznych. Rzadkością jest wydawanie wyroku na pierwszej rozprawie, zazwyczaj tylko wtedy, gdy oskarżony dobrowolnie podda się karze. Oczywiście odmienna sytuacja dotyczy orzekania na posiedzeniu wyrokowym w nurcie konsensualnym, gdzie standardem jest wyrokowanie na pierwszym posiedzeniu.
Wydłużenie czasu trwania przerwy do 42 dni nie jest rozwiązaniem dobrym. Nie tylko rozleniwia sędziów, którzy nie mają specjalnej motywacji do sprawnego prowadzenia postępowania, lecz przede wszystkim grozi przewlekłością postępowania, co narusza art. 6 EKPC.
A czy wyroki będą zapadać pod nieobecność oskarżonego częściej?
Nie sądzę, co nie znaczy, że będą zapadały rzadziej. Ale nie dlatego, że konstrukcja przepisów k.p.k. na to nie pozwala, lecz praktyka pokazuje, że oskarżeni nieczęsto z takiej możliwości udziału w rozprawie korzystają. Podobnie jak ich obrońcy. Przyznam, że niepokoi mnie przepis art. 402 par. 1 k.p.k. Według niego osoby uprawnione do stawiennictwa nie muszą być zawiadamiane o nowym terminie, nawet jeśli nie uczestniczyły w rozprawie przerwanej. Ten przepis odnosi się także do oskarżonego, a to rodzi zagrożenie naruszenia jego prawa do obrony poprzez pozbawienie możliwości przedstawienia dowodów obrony.
W tym przepisie jest jednak jeszcze jedna regulacja, która wręcz przeraża. Trudno mi wprowadzenie jej uzasadnić inaczej niż ignorancją autorów tego przepisu. Chodzi o odpowiednie stosowanie przepisu art. 285 k.p.k. (a więc kar porządkowych) do osób, które były obecne na rozprawie przerwanej, których obecność była obowiązkowa i są obowiązane stawić się w nowym terminie bez wezwania. Każdy student III roku prawa wie, że w procesie karnym analogia (a więc odpowiednie stosowanie) jest co prawda dopuszczalna, ale nie może się to odnosić do środków przymusu jako czynności eo ipso niekorzystnych dla uczestnika procesu karnego i ingerujących w prawa człowieka. Najwyraźniej autorzy tego przepisu tego nie wiedzą albo to ignorują, co jest jeszcze gorsze.
Nie możemy wydać wyroku w sprawie nowelizacji, jeśli nie powiemy o uzasadnieniach, które mają być pisane na formularzach. Zdaniem Ministerstwa Sprawiedliwości zastosowanie formularza w sprawie, w której pisanie uzasadnienia zajęło aż pięć miesięcy, skróciłoby ten czas do miesiąca. Brzmi fantastycznie, prawda?
Sporządzenie uzasadnienia wyroku na formularzu jest dla mnie przejawem tego, co nazywam inteligencją obrazkową. Tak jak wykłady z wykorzystaniem wszelkiego rodzaju prezentacji multimedialnych, wykresów. Nie kwestionuję, że w niektórych dziedzinach są one potrzebne, ale prawnik operuje przede wszystkim słowem, zarówno mówionym, jak i pisanym.
Tylko często nie zna w tym umiaru.
Prawdą jest, że bywają uzasadnienia wręcz gargantuicznych rozmiarów. Pamiętam, gdy kilka lat temu byłam ze swoimi seminarzystami z Wydziału Prawa i Administracji UMCS na rozprawie w Sądzie Najwyższym. Rozpoznawano sprawę, w której uzasadnienie sądu I instancji liczyło 802 strony, zaś sądu odwoławczego 400! Dla porównania moja rozprawa habilitacyjna miała 462 strony, a w druku 342. Faktem jest, że w tamtej sprawie było 10 skazanych, z czego pięciu skazano na karę dożywotniego pozbawienia wolności, trudno zatem się było spodziewać, że uzasadnienia będą krótkie. Inna rzecz, że często ich obszerność nie tyle wynika z konieczności, ile z ostrożności czy też obawy, że z powodu nieomówienia jakiegoś dowodu sąd odwoławczy uchyli wyrok, a to z punktu widzenia możliwości awansu jest dla sędziego sporym obciążeniem. Wymiarem sprawiedliwości wciąż nie rządzi sprawiedliwość, lecz statystyka!
Kilka lat temu reprezentowałam przed Sądem Rejonowym w Lublinie organizację społeczną, występując jako oskarżyciel posiłkowy w sprawie o znęcanie się nad zwierzętami. Sąd postanowił mnie jako pokrzywdzoną przesłuchać w charakterze świadka. Nie mogłam nic powiedzieć na temat sprawy, bo nigdy nie uczestniczyłam w interwencjach Straży, ograniczając się do obsługi prawnej, a oskarżonego zobaczyłam po raz pierwszy na rozprawie. W uzasadnieniu wyroku następnie przeczytałam: „świadek K. Dudka nic nie wniosła do sprawy, bo po raz pierwszy zobaczyła oskarżonego na rozprawie”. Czy rzeczywiście w uzasadnieniu było potrzebne unaocznienie takiego dowodu?
Sporządzanie uzasadnienia w formie tabeli nie sprawi jednak, że będzie ono krótsze czy bardziej precyzyjne, że zajmie mniej czasu ani że wyeliminuje niedoskonałości obecnych uzasadnień. Sprawdziłoby się w prostych sprawach cywilnych, jak nakazy zapłaty, ale nie w karnych. Sędziowie, z którymi rozmawiałam na ten temat, wprost wyrażali obawy, że formularz uzasadnienia ma zmieniać sposób myślenia sędziego, ukierunkowując je w określoną stronę, w dodatku tworząc taki schemat myślowy: „jeśli tego nie ma w formularzu, to nie muszę tego ustalać”. Wzór uzasadnienia jest daleki od doskonałości, niewiele w nim miejsca na elementy odnoszące się do wymiaru kary. Wręcz usłyszałam pogląd, że jest to formularz pisany „pod prokuratora”.
A to dlaczego?
By ułatwić mu podjęcie decyzji, czy zaskarżyć wyrok, czy nie i jakie postawić zarzuty. Najbardziej mnie jednak poruszyła wypowiedź jednego z sędziów, który powiedział: „Oczami duszy widzę reakcję rodziców zabitego dziecka, którzy dostaną uzasadnienie w tabelce”. Wątpliwości co do zasadności sporządzania uzasadnienia w formie tabeli budzi dodatkowo fakt, że pozostały niezmienione przepisy art. 424 k.p.k., gdzie została wskazana treść uzasadnienia i art. 455a k.p.k., zgodnie z którym nie można uchylić wyroku z tego powodu, że jego uzasadnienie nie spełnia wymogów określonych w art. 424 k.p.k. A to oznacza, że niesporządzenie uzasadnienia wyroku w postaci formularza będzie co prawda obrazą prawa procesowego, ale bez wątpienia niemającą wpływu na treść orzeczenia, a więc nie spowoduje uchylenia wyroku. Czekam tylko na postępowania dyscyplinarne przeciwko sędziom, którzy będą nadal pisali tradycyjne uzasadnienia. Obserwując podstawy wszczęcia postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów w ostatnich kilkunastu miesiącach, spodziewam się, że długo nie trzeba będzie na to czekać.