Szkoda, że życiorys Prospera Farinacciego poszedł w zapomnienie. Pozwala bowiem odpowiedzieć na proste pytania, za pomocą których dzisiejsi politycy uporczywie usiłują animować debatę publiczną w naszym kraju.
DGP
Zanim europejskie prawodawstwa w sprawach karnych zostały przenicowane XVIII-wiecznymi ideami, które Cesare Beccaria zebrał i ogłosił w słynnym studium „O przestępstwach i karach”, w środowisku teoretyków i praktyków nauk penalnych niekwestionowanym autorytetem cieszył się rzymski sędzia Prospero Farinacci. Wiele powodów złożyło się na to, że wspominają o nim dziś jedynie wybrane, specjalistyczne opracowania.

Dzieło

Urodzony w roku 1554 Farinacci swą karierę od początku związał z Państwem Kościelnym. W służbie papieży pełnił funkcję urzędnika podatkowego, sędziego, a następnie obrońcy w sprawach karnych. Był prawdziwym celebrytą swoich czasów. Posiadał znakomite koneksje nie tylko w kręgach eklezjastycznych, ale również w półświatku jurystów, polityków i ludzi kultury.
Był zdeterminowany i ponadprzeciętnie pracowity. Kochał szperać, zbierać, kompilować, a następnie przelewać na papier efekty swych poszukiwań okraszone osobistymi przemyśleniami. W latach 1594–1614 stopniowo publikował prace, które ostatecznie złożyły się na dzieło jego życia. Zebrana w 18 rozdziałach „Praktyka i teoria prawa karnego” (Praxis et theorica criminalis) miała służyć jako uniwersalne kompendium, w którym zgromadzono wszelkie wiadomości na temat prawa karnego epoki. Autor marzył o stworzeniu pracy, która stanowiłaby punkt odniesienia zarówno dla sędziów orzekających w sprawach karnych, jak i ukrytych w zaciszach swych gabinetów myślicieli.
Mimo że dzieło było rozwlekłe, najeżone odległymi dygresjami oraz przesycone odwołaniami nie tylko do teologii moralnej, lecz także bieżącej polityki, „Praktyka i teoria prawa karnego” odniosła olśniewający sukces. Uznano ją za „biblię karnistów” w Italii i licznych państwach Europy, w których dominował katolicyzm. Z chęcią wszakże sięgali do przemyśleń Farinacciego również juryści z krajów „heretyckich”. Jego teorie wykładano na wydziałach prawa, odwoływano się do nich w uzasadnieniach wyroków, a nawet cytowano na kazaniach.

Poglądy

Farinacci nieźle wyczuł „ducha czasów”. Ponieważ lud łaknął krwi, a masowe spektakle, podczas których odbierano życie skazańcom, rozładowywały społeczne napięcia, nasz specjalista bez skrępowania sławił odwetową funkcję kary, kwestionował domniemanie niewinności, opowiadał się za stosowaniem tortur oraz podkreślał oczyszczający wymiar wykonywanych publicznie okrutnych egzekucji.
Politycy szanowali go za nieprzejednane stanowisko wobec spisków, buntów oraz wszelkiej (najszerzej rozumianej) działalności antypaństwowej. Kościół znalazł w nim niezawodnego sprzymierzeńca w walce z herezją, apostazją, prozelityzmem oraz innymi zbrodniami natury religijnej. Dodatkowo Farinacci bardzo zyskał w oczach kolegium kardynalskiego jako ten, który zbudował prawną doktrynę nienaruszalności tajemnicy spowiedzi. Tradycjonaliści wysławiali go jako obrońcę rodziny i bezwzględnego tępiciela wszelkich związków sprzecznych z „Bożym zamysłem”. W dziełach Farinacciego wyjątkowo wiele miejsca poświęcono bowiem „przestępstwom przeciw naturze”. Autor z odczuwalną lubością wygrażał śmiercią gejom, a także (przełamując społeczne i prawne tabu swoich czasów) lesbijkom.
Głosy, które zarzucały Farinacciemu karierowiczostwo, dyletanctwo, bazowanie na niskich instynktach, a także niespójność w budowanej doktrynie oraz umacnianie stanu niepewności prawa, należały do rzadkości. Zainteresowany oraz jego zwolennicy szybko znaleźli sposób, by i je skutecznie neutralizować: oponentom wizji zawartych w „Praktyce i teorii prawa karnego” zarzucano zazdrość, bezbożność oraz skłonność do herezji. W krajach katolickich zwłaszcza ten ostatni argument skutecznie studził zapały wszystkich, którym wymyślne tortury nie jawiły się jako najlepszy sposób na dotarcie do prawdy, a widok rozwrzeszczanego tłumu pożerającego wzrokiem konającego na kole skazańca budził odruch wymiotny.
Cicha krytyka nigdy jednak nie opuściła poczynań oraz poglądów Farinacciego. Neapolitański kanonista Lorenzo Crasso zapamiętał, że sporą popularnością w kręgu rzymskich jurystów cieszyło się stwierdzenie, iż Farinacci napisał swe dzieło krwią, a jego przemyślenia są prostą kontynuacją brutalnych rozwiązań zaproponowanych niegdyś przez Drakona i nie wnoszą nic nowego. Skłonność Farinacciego do okrutnego karania sprawców przestępstw nazywa Crasso „nieludzką”.

Proces nr 1

W roku 1595 Rzym obiegła wiadomość, że ten jeden z największych orędowników walki o czystość, małżeństwo i rodzinę został oskarżony o praktykowanie homoseksualizmu. Proces nie był efektem spisku czy intrygi. Śledczy dotarli do Farinacciego przypadkowo. Oto niejaki Terenzio Terriccio da Soriano oskarżył swego wspólnika Bernardina Rocchiego o przemoc seksualną wobec chłopca „w wieku sześciu lub ośmiu lat”. Terenzio przybył do Rzymu, gdyż wiedział, iż Rocchi przebywa w mieście w gościnie u Farinacciego. Składający zawiadomienie wyjaśnił, że nie oczekuje za delację nagrody i pragnie jedynie, by sprawca odrażającego czynu „otrzymał to, na co zasługuje”.
Rzymskie organy ścigania uderzyły z druzgocącą precyzją. Natychmiast zatrzymano podejrzanego, na ten sam dzień wyznaczono również termin pierwszego przesłuchania. Sala tortur nie była gotowa, więc „specjaliści” poprosili o trzy godziny na przygotowanie się do niego.
Rocchi załamał się już podczas aresztowania. Doskonale wiedział, co go czeka i dlatego dobrowolnie zdecydował się złożyć obszerne wyjaśnienia. Do protokołu zeznał m.in., że w ostatnim czasie, podczas pobytu w Rzymie, „dwukrotnie był sodomizowany”, a jednym z uczestników seksualnych igraszek był… Farinacci. Jako drugiego wskazał garderobianego kardynała Altaempsa, niejakiego „pana Giovanniego”. Sędziom wystarczyło to w zupełności. Ponieważ (zgodnie zresztą z wykładnią Farinacciego) przyznanie się do winy było królową dowodów, oskarżonego skazano, a niedługo potem okrutnie uśmiercono.
Następnie przed trybunałem stanął ten, który dotychczas przewodniczył licznym rozprawom przeciw „sodomitom”. Również w tym wypadku „udowodnienie” winy oskarżonemu nie nastręczyło sędziom trudności. Farinacci został skazany na śmierć. Po wydaniu wyroku zaczęły się jednak dziać rzeczy dziwne. Dzięki koneksjom skazaniec nie został odprowadzony do więzienia, swobodnie opuścił gmach sądu, po czym zapadł się pod ziemię. Później okazało się, że schronienia udzielił mu kardynał Antonio Maria Salviati.
O sprawie usłyszał papież Klemens VIII, którego słowo było w Państwie Kościelnym prawem, nie pozwolił skrzywdzić lojalnego sługi. Ignorując ustalenia śledztwa oraz obracając wszystko w żart, miał oświadczyć: „Mąka (wł. farina – żartobliwe nawiązanie do nazwiska Farinacci) jest dobra, ale worek kiepski”. Wymyślony na poczekaniu kalambur posłużył jako oficjalny akt łaski. Roma locuta, causa finita.

Proces nr 2

Uratowawszy głowę i zyskawszy papieskie przebaczenie, Farinacci wyspowiadał się, po czym wrócił do swych dotychczasowych aktywności. Ogłaszał studia poświęcone różnym aspektom prawa karnego, pouczał i nadal obracał się w kręgach związanych z wymiarem sprawiedliwości. Poglądów (przynajmniej na papierze) nie zmienił. Może lekcja, jaką otrzymał w 1595 r., czegoś go jednak nauczyła?
W roku 1599 wystąpił jako adwokat w głośnym na cały Rzym procesie, w którym oskarżona o ojcobójstwo została młodziutka Beatrice Cenci. Pikanterii sprawie dodawało to, że zdesperowana dziewczyna zdecydowała się na ten drastyczny krok, ponieważ przez dłuższy czas była przez ojca wykorzystywana seksualnie. W swe plany wtajemniczyła między innymi brata, któremu postawiono zarzut w tym samym procesie. Dotychczasowe poglądy Farinacciego były w tej materii jasne. Skoro as bije króla, to domniemane kazirodztwo w żadnym wypadku nie mogło stanowić okoliczności łagodzącej dla ojcobójstwa. O dziwo, adwokat podniósł jednak argument molestowania, czym wywołał konsternację wśród składu sędziowskiego oraz oskarżycieli. Linia obrony załamała się wszakże, gdyż Beatrice nie zdecydowała się złożyć zeznań obciążających nieżyjącego ojca. Ruch obrońcy sprawił natomiast, że sympatia i współczucie ludu nieoczekiwanie zajęły miejsca przy oskarżonych.
W niczym im to nie pomogło. Trybunał wydał wyrok skazujący. Tym razem Klemens VIII nie znalazł czasu, by skorzystać z prawa łaski lub przynajmniej pokusić się o stworzenie okolicznościowej pointy. Beatrice, jako że była kobietą, została ścięta. Jej brata rozerwano końmi. Naturalnie według wytycznych z pism Farinacciego.

Podsumowanie

Dzięki koneksjom Prospero Farinacci otrzymał od losu szansę, której sam konsekwentnie odmawiał – w pismach i wyrokach – ludziom oskarżanym o „przestępstwa przeciw naturze”. Wokół nie gasły stosy i nie milkły jęki torturowanych, jego jednak podczas dochodzenia nie tknięto palcem, a po ułaskawieniu nie dotknął go najmniejszy nawet przejaw ostracyzmu. Przeciwnie – pozwolono mu zachować pozycję społeczną, wpływy i – co najgorsze – dalej wypowiadać się na temat prawa.
Lorenzo Crasso był przekonany, że papież miał pełną świadomość podwójnego i występnego życia Farinacciego, a przypadek jego homoseksualnej relacji ujawniony podczas procesu Rocchiego był jednym „z tysiąca”. W jego opinii, choć hipokryta w todze zachował życie i pewne wpływy, to jego sądownicza kariera została przez ten skandal zahamowana, co mogło „być karą od Boga, który choć cały jest Miłosierdziem, nie pozwala na wywyższenie nikogo, kto miłosierdzie depcze. Przykładem są liczni sędziowie, którzy w swych sercach są większymi katami od tych, którym własnymi rękami przychodzi wykonywać niesprawiedliwe wyroki”.
Prospero Farinacci zmarł nieniepokojony przez nikogo i opatrzony świętymi sakramentami w roku 1618. Pochowano go w kościele pod wezwaniem św. Sylwestra na Kwirynale, gdzie spoczywa do dziś. Dwa lata po jego śmierci dzieła, które wywarły dewastujący wpływ na kształt europejskiego prawa karnego w epoce przedoświeceniowej, wydano w 13 tomach.