Z uważniejszej niż zwykle lektury biblijnej opowieści o dwóch matkach można wyciągnąć inne wnioski niż tylko powszechnie przyjmowana na wiarę mądrość króla, który stał się wzorcem sędziego.
O ile Mojżesz, choć był tylko pośrednikiem i przekazicielem woli Bożej, zapewnił sobie stałe miejsce w panteonie wielkich ustawodawców, o tyle kolejny reprezentant narodu wybranego, król Salomon, przeszedł do historii jako niezrównany sędzia. W dekoracjach średniowiecznych i nowożytnych kościołów, kaplic, ratuszy i pałaców pokazywano go w towarzystwie m.in. takich gigantów wymiaru sprawiedliwości jak: Solon, Drakon, August, Trajan, Ulpian, Justynian....
Wszystko zaś za sprawą dwóch fragmentów z Księgi Królewskiej. W pierwszym opisano sen młodego Salomona. Otóż do przyszłego króla przyszedł w nim Bóg i złożył mu niecodzienną propozycję: „Proś, co ci mam dać”. Salomon poprosił jedynie o rozumne serce (wówczas wierzono, że to ono jest źródłem intelektu, a nie głowa), które pozwoli mu wydawać sprawiedliwe wyroki i bezbłędnie odróżniać dobro od zła. Stwórcy spodobała się postawa młodego człowieka, dlatego odrzekł: „Oto daję ci serce mądre i rozumne, że takiego jak ty jeszcze nie było przed tobą i takiego jak ty również po tobie nie będzie”.
Ikonografia chrześcijańska pokochała władcę, który nade wszystko umiłował mądrość. Tymczasem kościelna tradycja szybko zaczęła eksponować tę cechę jego rządów, przemilczając bądź umiejętnie tuszując epizody, które nie stawiały króla w najlepszym świetle. To prawda, że wzmocnił państwo oraz wybudował jerozolimską świątynię, w której umieścił Arkę Przymierza. Z wielką korzyścią dla obu stron układał się jednak również z monarchami pogańskimi, a trzonem jego armii byli cudzoziemcy. Miał także ok. 700 żon i ponad 300 „małżonek drugiej kategorii”. Liczba ślicznotek w jego haremie szła w tysiące. U schyłku życia porzucił oddawanie wyłącznej czci Jahwe i zwrócił się ku pogańskim bożkom.
Mądrość sprawowania sądów
Kaznodzieje i artyści woleli jednak pamiętać o pewnej rozprawie sądowej, podczas której mądrość Salomona zajaśniała niczym słoneczne światło. Otóż razu pewnego zgłosiły się do króla dwie kobiety. Obie były młodymi matkami, przy czym dziecko jednej zmarło. Spór dotyczył żywego niemowlęcia, gdyż każda twierdziła, że to ona jest jego matką. Ponieważ nie istniały wówczas jeszcze badania DNA, władca odwołał się do podstępu. Salomon rozkazał: „Rozetnijcie to żywe dziecko na dwoje i dajcie połowę jednej i połowę drugiej!”. Prawdziwa matka zesztywniała na te słowa, po czym wykrzyknęła: „Litości, panie mój! Niech dadzą jej dziecko żywe, abyście tylko go nie zabijali!”. Jej oponentka zaś oświadczyła: „Niech nie będzie ani moje, ani twoje! Rozetnijcie”. Wtedy król podjął ostateczną decyzję: „Dajcie tamtej to żywe dziecko i nie zabijajcie go! Ona jest jego matką”. Autor pierwszej Księgi Królewskiej kwituje: „Kiedy o tym wyroku sądowym króla dowiedział się cały Izrael, czcił króla, bo przekonał się, że jest obdarzony mądrością Bożą do sprawowania sądów”.
Są pytania...
Pełen napięcia finał historii (zakończonej wszakże szczęśliwie) odwraca uwagę czytelnika od kilku ciekawych detali związanych z procesem. Jak to możliwe, że doszło do aż takiego zamieszania, iż ktoś zakwestionował macierzyństwo konkretnej osoby? W społeczeństwie dawnego Izraela kobiety rodziły prywatnie, po czym natychmiast zaczynały zajmować się potomstwem lub (w wypadku tych lepiej sytuowanych) przekazywały je odpowiedzialnym mamkom. Jeżeli istniało jakieś ryzyko, to już bardziej (choć i to mocno ograniczone) podmiany. Tymczasem obu paniom udało się nie tylko wszcząć tę absurdalną waśń, lecz nawet dotrzeć z nią aż do króla, gdyż ani one same, ani ich otoczenie, nie było w stanie wyjaśnić sytuacji.
Skoro mowa o otoczeniu, pamiętajmy również, że w czasach Salomona społeczeństwo żydowskie oparte było na zasadach patriarchalnych. Głową rodziny był mężczyzna i to on decydował o kluczowych dla rodziny sprawach. Możliwości samodzielnego występowania przed sądem kobiety, która miała ojca, brata lub męża, były ściśle reglamentowane. Nawet więc, gdyby „w normalnej rodzinie” do podobnego incydentu doszło, sprawa zostałaby załatwiona przed rodowym trybunałem lub przed monarchą zjawiliby się mężczyźni uprawnieni do zabrania głosu w imieniu „swoich” kobiet.
Opisana w Biblii historia nie dotyczy jednak „normalnych” rodzin oraz „porządnych” kobiet. Autor omawianego fragmentu powiada, że przed królewskim majestatem pojawiły się „dwie prostytutki” (nasîm zonôt). Były to panie z kategorii tych, które Księga Przysłów charakteryzuje słowami: „niewiasta głupia, świergotliwa, nic nie potrafiąca prostaczka. U drzwi swego domu siedzi na stołku, a w mieście na widocznych miejscach, aby przywoływać przechodzących”. Tak Pismo charakteryzuje osoby prowadzące tę „własną działalność”. Znano wszakże również domy rozkoszy, których personel pracował kolektywnie i w systemie zmianowym.
Troska o noworodki nie należała do priorytetów kobiet zajmujących się najstarszym rzemiosłem świata. Nie można wykluczyć, że strony sporu, który rozstrzygnął Salomon, pracowały razem. Być może jedna zostawiała drugiej własne dziecko, kiedy tamta miała wolne? Możliwe, że właśnie podczas jednego z takich dyżurów jedno z dzieci zmarło. Możliwe jednak również, że matka sama je uśmierciła, gdyż niemowlę było niepotrzebnym balastem, a opieka nad nim utrudniała zarabianie pieniędzy. Następnie mogła pożałować straty, a będąc osobą w umiarkowanym stopniu obdarzoną uczuciami wyższymi, postanowiła powetować sobie stratę kosztem koleżanki.
Prostytutki formalnie nie podlegały władzy mężczyzny na takich zasadach, na jakich rozciągała się ona nad kobietami dobrych obyczajów. Naturalnie, większość z nich miała swoich „opiekunów”, ale oni akurat byli ostatnimi, którym pozwolono by występować w czyimkolwiek imieniu przed sądem lub organem publicznym. Dziecko umarło, wywiązał się żenujący spór, a one same stanęły przed królewskim majestatem.
...i wnioski
Choć z powodów oczywistych jest to fakt słabo eksponowany, wielkość Salomona, której obraz wyłania się z przedstawionej historii, nie polega jedynie na tym, że dzięki zimnej krwi oraz prostemu fortelowi w błyskawiczny sposób udało mu się ustalić w procesie prawdę materialną. Ponieważ obejmując władzę, zgodził się być sędzią całego ludu, rozstrzygnął również w sprawie niewiast reprezentujących społeczny margines. Nie rozkazał ich przepędzić, choć raczej nikt nie miałby mu tego za złe. Ba, zapewne doczekałby się pochwał. Nie podszedł również do przedstawionej sobie sprawy z niechęcią lub powierzchownie. Bez względu na rodzaj sprawy, okoliczności, które ją wykreowały oraz status stron, przeprowadził rozprawę rzetelnie i orzekł sprawiedliwie.
Oto wielkie przesłanie judzkiego monarchy dla sędziów współczesnych: na sprawiedliwy wyrok zasługuje każdy, a dobry sędzia winien orzekać bez uprzedzeń. Nieważne, czy ktoś kupczy ciałem czy słowem. Skoro konstytucja gwarantuje wszystkim prawo do sprawiedliwego procesu, należy to uprawnienie respektować nawet wówczas, gdy zainteresowani prezentują do ustawy zasadniczej stosunek przeciwny do naszego.
Wejście w życie ustaw o Krajowej Radzie Sądownictwa oraz Sądzie Najwyższym z pewnością będzie powodować chęci odpłacenia przedstawicielom obozu władzy pięknym za nadobne. W końcu sprawy w sądach miewają ludzie o różnych poglądach politycznych, w tym cała rzesza działaczy. Należy dołożyć wszelkich starań, by nie ulec pokusie sięgnięcia wtedy po te same instrumenty i metody, przy których pomocy te i inne sprzeczne z konstytucją akty „wzbogaciły” system naszego prawa. To do niczego nie doprowadzi, a jedynie dodatkowo pogłębi prawny rozgardiasz w naszym kraju. Nie wolno do tego dopuścić.