Przepisy procedury cywilnej przewidują, że profesjonalni pełnomocnicy powinni doręczać kopię swoich pism procesowych. Niektórzy starają się tego uniknąć.
Na jednej z grup adwokackich na Facebooku burzliwą dyskusję wywołał niedawno temat pism sporządzonych przez pełnomocnika, ale podpisanych i złożonych do sądu przez klienta. Taka praktyka pozwala obejść art. 132 par. 1 kodeksu postępowania cywilnego (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 1360), który stanowi, że „w toku sprawy adwokat, radca prawny, rzecznik patentowy oraz radca Prokuratorii Generalnej Rzeczypospolitej Polskiej doręczają sobie nawzajem bezpośrednio odpisy pism procesowych z załącznikami.
W treści pisma procesowego wniesionego do sądu zamieszcza się oświadczenie o doręczeniu odpisu pisma drugiej stronie albo o jego nadaniu przesyłką poleconą. Pisma, nie zawierające powyższego oświadczenia, podlegają zwrotowi bez wzywania do usunięcia tego braku”. Przepisy te jednak nie obowiązują, gdy pismo składa osobiście klient.
Po co stosować takie wybiegi? Ponieważ w niektórych sprawach pisma liczą sobie nawet po kilkaset stron, już doręczenie pojedynczego odpisu powoduje duże koszty (kserokopii i ewentualnej wysyłki pocztowej). Niektórzy starają się ich unikać. Są więc pełnomocnicy, którzy dają pismo do podpisania klientowi, choć jego treść wyraźnie wskazuje, że sporządził je prawnik. Zdarzają się nawet – jak wynika z facebookowych dyskusji – przypadki, gdy adwokat wyciąga na sali sporządzone przez siebie pismo i daje je klientowi, by podpisał i przekazał sędziemu.
– Sporządzanie pism przez adwokata ustanowionego w sprawie, a następnie podpisywanie ich przez klienta i składanie sądowi samo w sobie moim zdaniem nie nosi jeszcze cech deliktu dyscyplinarnego – mówi adw. Marcin Cichulski, rzecznik dyscyplinarny Izby Adwokackiej w Rzeszowie. I dodaje, że ważne są motywacja i cel takiego postępowania. Gdyby miało na celu wyłącznie uzyskanie oszczędności na kosztach wysyłki listów do innych pełnomocników profesjonalnych ustanowionych w sprawie, to można by je wówczas uznać za naruszenie zasad etyki adwokackiej.
Adwokat Zbigniew KrÜger przyznaje, że taka praktyka byłaby żenująca, choć sam się z nią nie spotkał.
– W pracy pełnomocnika należy kierować się zasadami koleżeństwa i uprzejmości. Jeżeli ktoś ich nie respektuje, nie może liczyć na takie traktowanie w przyszłości. Wszelkie takie nielojalne zachowania nie pozostaną przecież bez echa. Kiedy w sprawie jest ustanowiony pełnomocnik, to wszystkie pisma powinny być podpisywane i składane przez niego – dodaje.
Jego zdaniem jedynym sposobem na walkę z taką praktyką byłoby wprowadzenie szerszego przymusu adwokacko-radcowskiego.
Mniej krytycznie ocenia sprawę adwokat Monika Strus-Wołos.
– Jest to mało profesjonalne, ale najczęściej jest wyrazem ostrożności adwokata, który nie chce zaszkodzić klientowi – twierdzi. – To będzie się zdarzało, dopóki prawo procesowe będzie w Polsce zmieniane kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt razy w roku, nowelizacje będą miały tak fatalną jakość jak dotychczasowe, a do tego polowanie na błędy formalne będzie dla niektórych sądów sposobem na pozbycie się zaległości.
Jako przykład mec. Strus-Wołos przypomina zamieszanie, które powstało po wejściu w życie niejasnego przepisu o doręczaniu bezpośrednim. Pewien sąd apelacyjny długo twierdził, że nawet tzw. zapowiedź apelacji, czyli wniosek o sporządzenie i doręczenie uzasadnienia, podlega tej regule, choć już wcześniej Sąd Najwyższy podjął odmienną uchwałę.
– Inaczej natomiast oceniam taką praktykę, gdy pismo ma zawierać treści, których adwokatowi nie wypada napisać – dodaje mec. Strus-Wołos. – Klientowi wolno więcej, ale w takim wypadku, jeśli się upiera, niech robi to rzeczywiście on sam. Natomiast adwokat musi albo umieć napisać wszystko dyplomatycznie, bez przekraczania granic oględności i umiaru, albo nie pisać wcale.