Najwyższy czas, by Ministerstwo Sprawiedliwości przyznało, że opracowywany w mozole i wdrożony już w większości sądów system losowego przydziału spraw (SLPS) nie spełnił pokładanych w nim nadziei. To, co stało się ze słusznym skądinąd w założeniu projektem, jest najlepszym przykładem na to, że nawet najlepsze pomysły kończą w niesławie, gdy ich twórcy są głusi na sygnały ze strony tych, których owe pomysły dotyczą w praktyce.
Od samego początku był problem z objęciem przez system wszystkich kategorii i rodzajów spraw w sądach obu instancji. SLPS ruszył 2 stycznia 2018 r., choć nie we wszystkich sądach. Całość miała być uruchomiona 1 kwietnia 2018 r. Później ten termin przesunięto na 1 października, następnie na 1 stycznia 2019 r., by ostatecznie stanęło na 1 lutego br. W ciągu całego poprzedniego roku sędziowie zgłaszali zastrzeżenia dotyczące obciążania poszczególnych referatów w drodze losowania. Normą było, że kilka bądź kilkanaście numerków, a więc spraw, system przydzielał jednemu sędziemu, nie widząc, że w wydziale oprócz niego są jeszcze inni. Dochodziło do rażąco nierównego obciążenia sędziów pracą. Twórcy założeń leżących u podstaw losowania i przydziału spraw nie dostrzegli, że w sprawach karnych grudzień i czerwiec charakteryzują się wzmożonym wpływem aktów oskarżenia do sądów. Model oparty na założeniu, że urlop bądź inna usprawiedliwiona absencja trwająca dłużej niż cztery dni wstrzymuje wpływ spraw do referatu sędziego, premiuje swoiste wyludnienie wydziałów karnych w tych okresach.
Szczególnie kuriozalnym założeniem było ”wyróżnianie„ sprawnych orzeczników, czyli takich, którzy załatwiają więcej spraw niż inni w tym samym czasie, poprzez przydzielanie im większej ich liczby w miejsca zakończonych. Przy takich założeniach w ciągu całego 2018 r. dysproporcje w referatach rosły. Zaznaczam, że wspominam o tym nie z racji utyskiwania nad trudną do pozazdroszczenia dolą sędziów ”premiowanych„ przez system losujący. Trzeba bowiem zdać sobie sprawę z prostego faktu, że skokowy wzrost puli spraw w referacie danego sędziego powoduje siłą rzeczy wyznaczanie odleglejszych terminów rozpraw i tym samym wydłużenie oczekiwania przez strony na końcowe rozstrzygnięcie sprawy.
W ostatnim czasie SLPS zawitał do sądów II instancji, a słowa sędziów orzekających w składach kolegialnych opisujących zaistniały z tego powodu chaos organizacyjny nie nadają się do publicznej prezentacji. Ministerstwo w końcu zauważyło problem nierównego obciążania przez SLPS referatów, o czym świadczy potwierdzające ów fakt pismo wystosowane do sądów w całej Polsce. Czy zostaną wdrożone środki naprawcze, a jeśli tak, to jakie?
Chcę jednak dotknąć nieco innej materii związanej z opisywanym problemem. 21 listopada 2018 r. w DGP ukazał się artykuł red. Małgorzaty Kryszkiewicz ”Jak w praktyce (nie) działa losowy przydział spraw„. Był w nim opis sposobu przydziału pewnej sprawy, która zawisła przed Sądem Rejonowym w Olsztynie. Okazało się, że zarówno prezes, jak i wiceprezes tego sądu nie brali udziału w kolejnych jej losowaniach. Bo, jak wyjaśniono, jej ”kategoria„ znajdowała się poza zakresem ich obowiązków, określonych w formularzu podziału czynności autorstwa prezesa SO w Olsztynie.
Z kolei kilka dni temu mogliśmy przeczytać tekst ”Losowy przydział spraw z dziurą„ (DGP 42/2019). Przybliżał on istniejącą w Sądzie Okręgowym w Suwałkach praktykę polegającą na podziale, decyzją prezesa, sędziów orzekających w wydziale karnym na dwie grupy. Pierwsza złożona z sędziów funkcyjnych rozpoznaje środki odwoławcze od orzeczeń sądów rejonowych. Druga zajmuje się sprawami trafiającymi do SO jako sądu I instancji. Podstawą dokonanego podziału jest, a jakże, plan podziału czynności, który co roku ustala prezes po zasięgnięciu opinii kolegium sądu.
Innymi słowy, mamy coraz więcej udokumentowanych przypadków, w których dokonywane przez prezesów sądów podziały czynności na poziomie wyznaczania zakresu obowiązków poszczególnych sędziów, przy współudziale kolegiów sądów, wprost wpływają na rodzaj rozpatrywanych przez poszczególne osoby spraw. A warto sobie uzmysłowić, że manipulacja wpływem może polegać nie tylko na tym, by daną sprawę otrzymał konkretny sędzia, ale również na tym, by inny sędzia jej do osądzenia nie dostał. Wyłączenie od rozpoznania przez sędziego określonych rodzajowo spraw, nawet w oparciu o formalną decyzję odpowiedniego organu sądowego, właśnie do tego finalnie prowadzi. Taką praktykę należy określić jako omijanie SLPS.
Co więcej, w moim przekonaniu, powyższe działania stanowią również naruszenie obowiązującego regulaminu urzędowania sądów. Otóż par. 45 ust. 1 tego aktu wprowadza możliwość specjalizacji sędziów polegającej na rozpoznawaniu przez nich określonego rodzaju spraw, na co potrzebna jest zgoda wszystkich sędziów wyrażona w formie pisemnej. Rozporządzenie posługuje się sformułowaniem ”rodzaj sprawy„, które jest odmienne od pojęcia kategorii sprawy i z pewnością nie ogranicza się wyłącznie do szerszego znaczenia sprawy karnej, cywilnej czy gospodarczej.
Okazuje się zatem, że flagowy pomysł Ministerstwa Sprawiedliwości nie dość, że rodzi wiele problemów praktycznych, to jeszcze jest omijany decyzjami prezesów o podziale czynności. A sam MS nabrał wody w usta i nie widzi ani powagi problemu, ani skali zjawiska. Szkoda, bo pomysł, by to czysty przypadek, a nie decyzja określonej osoby, wpływały na to, który sędzia zajmie się daną sprawą, jest godny pochwały. Przyczynia się bowiem do wyeliminowania przekonania, że w sądach steruje się wpływem spraw, a przez to kierunkiem ich rozstrzygnięcia.