Upieram się, że niedopuszczenie do dyskusji nie było obroną demokracji, ale naruszeniem jej fundamentalnych zasad. Wszystkie propozycje wrzucono do jednego wora z etykietą „antydemokra tyczne postulaty” i wysłano na makulaturę.
Taki dialog:
– Baco, podobno wam wczoraj strasznie gębę w ciemnym lesie obili?
– Eeeee tam, bzdury opowiadacie. Co to za las, trzy drzewa zaledwie…
Mutatio controversiae – zejście z tematu. Odwracanie uwagi od niewygodnego problemu, kierowanie dyskusji na inny wątek. To jedna z podstawowych technik erystycznych wykorzystywana przez przeciwników zwołania Nadzwyczajnego Krajowego Zjazdu Radców Prawnych z 10 listopada i zwolenników zakończenia go poprzez nieprzyjęcie porządku obrad.
Po zjeździe czuję się jak ten baca z obitą gębą (tak odbieram fakt niedopuszczenia do dyskusji i zamknięcia obrad po dwugodzinnej przerwie „obiadowej”) – ale nie zamierzam rozważać, jak wielu by chciało, problemu lasu. Nie dopuszczę do skierowania dyskusji na boczne tory, analizowania, co kto kiedyś komu powiedział i kto jakie funkcje w przeszłości łączył, kto się czuł zmęczony i niewyspany. To odwracanie uwagi od istoty problemu. Chcę mówić o tematach, które „położyłem na stole”, a za które na zjeździe dostałem po gębie. Musimy o nich mówić teraz, jeśli nie chcemy, żeby nasz samorząd za parę lat obudził się z obitą twarzą, i to nie w ciemnym lesie…
Dla przypomnienia – tematy, które zgodnie z intencjami inicjatorów miały być poruszone na zjeździe, to: zmniejszenie liczby członków Krajowej Rady Radców Prawnych i delegatów na zjazd, zakaz łączenia stanowisk w samorządzie, poprawa praktyki legislacyjnej, skorygowanie dysproporcji w sile głosów poszczególnych izb, ewaluacja i aktualizacja wytycznych działania samorządu. Nie zostały poruszone, bo nie przyjęto porządku obrad.
Na temat zjazdu powiedziano już bardzo wiele, były to felietony prasowe, wpisy na stronach WWW i FB. W wypowiedziach przeciwników dominowały twierdzenia, że udaremniono przyjęcie „antydemokratycznych” regulacji, a poprzez zamknięcie zjazdu wskutek nieprzyjęcia porządku obrad udało się uniknąć dyskusji, które doprowadziłyby do podziału naszego środowiska. Zakneblowanie mniejszości podsumowano stwierdzeniem, że „w ten właśnie sposób demokracja samorządowa została obroniona”. Co znamienne, raczej omijano kwestie merytorycznej oceny przedstawianych propozycji, zdawkowo jedynie odnosząc się do zakazu łączenia stanowisk i skorygowania różnic w liczbie reprezentantów z poszczególnych izb na zjeździe (tę ostatnią propozycję eksponowano najbardziej, nadając jej jednoznacznie pejoratywną interpretację). Dlatego warto powtórzyć, że inicjatorzy nadzwyczajnego zjazdu wskazywali na konieczność podjęcia dyskusji, a w jej następstwie uchwał dotyczących zmiany zasad funkcjonowania organów samorządu – tak aby zapewniały one efektywne działanie na miarę wyzwań naszych czasów i zmieniających się realiów rynku usług prawnych.
Kiedy, jeśli nie teraz
Mnie do poparcia wniosku o zwołanie zjazdu z takim przedmiotem obrad skłoniło przekonanie, że teraz jest właściwy czas na dyskusję o tych sprawach. Na listopad 2018 r. przypadał półmetek czteroletniej kadencji obecnych władz samorządu radcowskiego. Jesteśmy bogatsi o dwa lata doświadczeń, a jednocześnie perspektywa kolejnych wyborów jest na tyle odległa, że możemy oderwać się od kwestii personalnych. To najlepszy czas na podjęcie dyskusji o sprawach istotnych dla samorządu. Najlepszy czas na stworzenie obiektywnie najbardziej funkcjonalnych i powszechnie aprobowanych rozwiązań.
Nadzwyczajny, czyli niewyborczy
Nie akceptuję argumentacji, że zjazd nadzwyczajny może być zwołany jedynie w wyjątkowych okolicznościach. Nadzwyczajny jest po prostu każdy zjazd zwoływany w trakcie trwania kadencji. Na „zwyczajnych” zjazdach dyskusja o wielu propozycjach jest relatywizowana do konkretnych osób. Tylko w toku kadencji można to zrobić, abstrahując od nazwisk. Dowodem trafności takiego stwierdzenia jest kwestia wprowadzenia zakazu łączenia stanowisk poruszana pomiędzy kolejnymi wyborami i wielokrotnie powtarzana w tym kontekście przez jej przeciwników – już na zjeździe wyborczym – argumentacja, że przecież w poprzedniej kadencji łączenie stanowisk miało miejsce.
Na ostatnim zjeździe zakaz łączenia stanowisk również nie spotkał się z akceptacją delegatów. Po prostu punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Teraz można było się od niego oderwać i rzeczowo omówić wszystkie za i przeciw. Można było to zrobić na tym zjeździe, na zwyczajnym znów się zapewne nie uda.
Dla innych inicjatorów zjazdu bezpośrednim impulsem do podjęcia działań był przebieg czerwcowego posiedzenia Krajowej Rady Radców Prawnych. Nie jestem członkiem tego gremium (postulowaną przez siebie zasadę incompatibilitas wprowadzam w praktyce, nie kandydowałem nawet do KRRP, uznając, że wystarczająco dużo obowiązków mam na zajmowanym stanowisku), ale mogę się odwołać do relacji innych osób. W skrócie, eufemistycznie rzecz ujmując – wielu członków rady odczuło duży dyskomfort wywołany ograniczeniem merytorycznej dyskusji i ostentacyjnym lekceważeniem głosu mniejszości. Kwestią sporną były proponowane zmiany regulaminu aplikacji, m.in. wprowadzenie obowiązku sporządzania dodatkowych prac zaliczeniowych, niezależnie od kolokwiów. Za ocenę takich prac trzeba zapłacić. Dla małych izb, mających kilkunastu lub kilkudziesięciu aplikantów (a są takie), to duży problem finansowy. Budżet OIRP w Krakowie zapewne by wytrzymał, ale wolałbym zaproponować wydanie tych pieniędzy np. na zapewnienie aplikantom systemu informacji prawnej zawierającej więcej modułów komentarzowych – byłoby to według mnie bardziej pożyteczne.
Wśród złożonych przez siedmiu inicjatorów zjazdu (oprócz OIRP Kraków) propozycji znalazł się postulat ograniczenia liczby delegatów na krajowy zjazd z jednej izby do 40. Miałby on łagodzić dysproporcje w sile głosu małych i dużych izb (boleśnie odczute na wspomnianym posiedzeniu rady). No i ten właśnie postulat został wyeksponowany przez przeciwników zjazdu, przykrywając pozostałe kwestie. Propozycję tę przedstawiano jako antydemokratyczne naruszenie zasady proporcjonalności wyborów. W mojej ocenie to spłycanie problemu. Zasada proporcjonalności może w pełni funkcjonować przy okręgach wyborczych o podobnej wielkości. Jeśli występuje duża dysproporcja, jest ona na różne sposoby korygowana. Wystarczy porównać regulacje zawarte w prawie o adwokaturze, które korygują zasadę proporcjonalności poprzez wprowadzenie minimalnej liczby delegatów na Krajowy Zjazd Adwokatury z każdej izby (nie mniej niż sześciu) oraz maksymalnej liczby członków Naczelnej Rady Adwokackiej pochodzących z tej samej izby (nie więcej niż ośmiu). A pamiętajmy przy tym, że są 24 izby adwokackie, więc dysproporcje w ich wielkości są mniejsze. Interes członków naszego samorządu nie powinien być definiowany wyłącznie poprzez kryterium przynależności do konkretnej izby.
Mniejsza, efektywniejsza rada
Uzasadnieniem dla zmniejszenia liczebności organów jest zwiększenie efektywności ich działania, a zmniejszenie kosztów. Można np. rozważać radykalne zmniejszenie liczby członków KRRP do 26 (w skład Rady wchodziłoby 19 stałych członków, wybieranych bezpośrednio przez zgromadzenia 19 okręgowych izb, oraz sześciu członków i prezes, wybieranych przez zjazd) albo mniej radykalne – do 38 (dwukrotność liczby izb). Lub inne warianty, ale nikt mnie nie przekona, że samorządowi niezbędna jest rada licząca 68 osób. Tyle że do dyskusji na ten temat nie dopuszczono.
Zakończenie nadzwyczajnego zjazdu poprzez nieprzyjęcie porządku obrad to kastracja instytucji, o której mowa w art. 58 ust. 1 pkt 3 ustawy o radcach prawnych – przez takie działanie przepis dający radom okręgowym ustawowe uprawnienie do zwołania nadzwyczajnego zjazdu jest w istocie martwy. Co znaczące, przeciw przyjęciu porządku obrad najbardziej jednolicie głosowali delegaci z izby warszawskiej oraz izb, których dziekani pełnią funkcję wiceprezesów (z jednym wyjątkiem). To pozwala mi twierdzić, że takie głosowanie było nie do końca przemyślaną manifestacją siły, a o wyniku decydowała nie tylko „dyscyplina klubowa”, lecz także złudne przekonanie, że jedyne propozycje to „antydemokratyczny postulat” ograniczenia liczby delegatów z jednej izby i personalnie adresowana zasada incompatibilitas. Gdyby przeprowadzono choć w rudymentarnym zakresie dyskusję merytoryczną i przegłosowano projekty, nie pisałbym emocjonalnie o „gwałcie na zjeździe”. Nie miałbym argumentów do dalszej polemiki. Ponadto, w takiej sytuacji przeciwnicy tych propozycji na pytanie, czemu głosowali przeciw konkretnym propozycjom, po zjeździe musieliby odpowiedzieć swoim kolegom radcom na niewygodne pytania, rzeczowo tę odpowiedź uzasadniając. Albo korzystając z formularza odpowiedzi: „Czemu głosowałeś przeciw zmniejszeniu liczebności Rady? a. bo 68 członków rady zapewnia jej efektywne, sprawne i merytoryczne obrady, a koszty nie są znaczne; b. duża liczba członków rady zwiększa szansę, że nasi się do niej załapią i będą mieć większość; c. inne (proszę zakreślić właściwą odpowiedź)” itd. w odniesieniu do każdej z propozycji. Teraz na pytania o zjazd można odpowiedzieć: „Nie przyjmując porządku obrad, udaremniliśmy atak na demokrację”. Bycie obrońcą demokracji poprawia samopoczucie. Tak dużo wygodniej. Bo nie wyobrażam sobie, jak można by uzasadnić głosowanie przeciw poprawie praktyki legislacyjnej w samorządzie i ewaluacji wytycznych działania. Państwo mają jakieś wytłumaczenie? Zamknięcie zjazdu w ten sposób nie zamyka dyskusji, a jedynie odwleka ją do kolejnego zjazdu. I zwiększa obawy, że dyskusja na zjeździe „wyborczym” wzbudzi jeszcze większe emocje.
Mam mimo wszystko nadzieję, że do dyskusji o sprawach istotnych dla samorządu wrócimy – bo wrócić niewątpliwie powinniśmy – w przyszłym roku, nastawieni bardziej koncyliacyjnie i gotowi do podjęcia merytorycznej debaty.