Okazji do wybicia się na prawdziwą niezależność Krajowa Rada Sądownictwa miała już wiele. W zeszłym tygodniu ochoczo zmarnowała kolejne. I nie chodzi tylko o to, co robili i mówili jej członkowie, lecz także o to, czego nie powiedziano i nie zrobiono.
Oskarżam z całą mocą tu obecną Muchę o to, że uprzykrza ludziom życie, niszczy żywność i przenosi zarazki chorób. Jest winna i domagam się dla niej surowej kary” – to cytat z dość popularnej książeczki dla dzieci pt. „Mucha przed sądem”. Od razu spieszę poinformować, że daleko mi do oskarżania kogokolwiek, a już z całą pewnością moją intencją nie jest przyrównywanie konstytucyjnego organu do tytułowego insekta. Cytat ten znalazł się w tym komentarzu z zupełnie innych powodów.
Na zeszłotygodniowym posiedzeniu KRS rozpatrywała kandydatury sędziów starających się o awans do sądów wyższego rzędu. Tak się akurat złożyło, że wśród nich znalazł się obecny członek rady Grzegorz Furmankiewicz. Sędzia ten od pewnego czasu robi zawrotną karierę w sądownictwie. Nie dość, że został wybrany do jednego z najważniejszych organów konstytucyjnych państwa, to jeszcze minister sprawiedliwości oddelegował go do orzekania w Sądzie Okręgowym w Krośnie. Jakby tego było mało, zrobił z niego prezesa tego sądu! Razem z sędzią Furmankiewiczem triumfy święci Janusz Kmiecik – jak donoszą złe języki, dobry znajomy krośnieńskiego prezesa. On również trafia na delegację do krośnieńskiego SO i zaraz potem zostaje jego wiceprezesem, a więc zastępcą Furmankiewicza.
Panowie najwyraźniej polubili działanie w tandemie, bo razem wystartowali także w konkursie na sędziów SO w Krośnie. Widać los przychylnym okiem patrzył na tę zgraną dwójkę i nie zamierzał jej rozłączać, gdyż obu panom udało się przekonać o swoich walorach KRS, która zdecydowała, że to właśnie oni najbardziej zasługują na awans.
Co tu kryć – zaskoczenia nie było. Już bowiem w czerwcu – kiedy w DGP napisaliśmy o tym, że członek KRS startuje w konkursie na stanowisko w sądzie wyższego rzędu – Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”, komentował, że nie ma najmniejszych wątpliwości, że rada za najlepszego kandydata do awansu uzna właśnie swojego członka. Maciej Mitera, rzecznik prasowy KRS, zaapelował wtedy o powściągliwość w wydawaniu osądów i zapewniał, że jeżeli tak się rzeczywiście stanie, to „opinia publiczna za pośrednictwem mediów zapewne zostanie szczegółowo poinformowana o powodach takiej decyzji KRS”. No, ale nie została. A przynajmniej nie szczegółowo. Bo choć referujący sylwetki kandydatów bardzo starali się podkreślać zasługi obu panów, to jednak nie wyjaśnili, dlaczego to właśnie tych dwóch okazało się lepszych od pozostałej trójki, która również chciała orzekać w krośnieńskim SO.
Uwaga! Parodia!
Jak jednak powszechnie wiadomo, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dla mnie bowiem brak takich informacji stał się bodźcem do poszukania bardziej szczegółowych danych na temat wybrańców rady. I tu wracamy do zamieszczonego na samym początku cytatu. Bo oto okazuje się, że swego czasu wybrzmiał on w ustach sędziego Kmiecika. Działo się to podczas skądinąd bardzo pożytecznej akcji Ogólnopolskiego Tygodnia Czytania Dzieciom, do której włączyło się również miasto pana sędziego – Jasło. Na stronie internetowej www.wirtualnejaslo.pl możemy przeczytać, że „Pan Janusz Kmiecik – sędzia w todze, podkreślającej powagę sądu, przekonująco przeczytał «Sąd nad muchą» J. Huszczy i J. Gutowskiej. Dzieci miały okazję zaobserwować zachowanie osób biorących udział w procesie, ocenić werdykt sędziowski, zrozumieć pojęcie sprawiedliwości”.
Gdybym natrafiła na tę informację jeszcze parę tygodni temu, to pewnie piałabym z zachwytu nad zachowaniem pana sędziego. Jestem bowiem gorącą zwolenniczką tego, aby sędziowie częściej wychodzili ze swoich urzędowych ról i pokazywali się od ludzkiej strony. A takie wydarzenia, gdzie obok zabawy występują również elementy edukacji, są do tego wprost wymarzone! Niestety, inne zdanie na ten temat mają rzecznik dyscyplinarny sędziów i jego zastępcy. Świadczy o tym pismo, które paręnaście dni temu obiegło media, a przez nadawcę zostało skierowane do jednego z sędziów biorących udział w tegorocznym festiwalu Pol’and’Rock. Podczas imprezy sędzia Arkadiusz Krupa ubrany w przepisową togę oraz łańcuch z orłem uczestniczył w symulacji rozprawy. Zastępca rzecznika uznał to za „parodię rozprawy” i zasugerował, że w ten sposób sędzia naruszył „powagę sprawowanego urzędu”. Miało to również stanowić „ujmę godności sędziego”.
Czyżby więc członkowie KRS głosujący w zeszłym tygodniu nad kandydaturą sędziego Kmiecika nie mieli pojęcia o tej sprawie? A jeżeli mieli, to dlaczego nikt nie alarmował, że mogą istnieć poważne zastrzeżenia co do postawy sędziego Kmiecika, który przecież – według kryteriów stosowanych przez rzecznika – brał udział w „parodii rozprawy”? I dlaczego nikt nie zapowiedział zgłoszenia tego wybryku do rzecznika dyscyplinarnego? A może członkowie rady nie podzielają poglądu rzecznika i ich zdaniem tego typu aktywności sędziów nie prowadzą do naruszenia powagi urzędu? Gdyby tak właśnie było, to czy nie powinni zainteresować się sytuacją, w jakiej znalazł się sędzia Krupa?
Niezawisłość sędziego Sycha
Tego jednak nie zrobili. Zainteresowali się za to sprawą zupełnie innego sędziego, a mianowicie Wojciecha Sycha, niedawno powołanego do Sądu Najwyższego. Jego losem szczerze zaniepokoił się jeden z członków rady sędzia Paweł Stryna, a pozostali tę troskę podzielili. Niepokój KRS wzbudziło zarządzenie, które wydał prezes SN kierujący Izbą Karną. Chodzi o dokument, w którym sędzia Zabłocki zarządza, że z wokandy zostaną zdjęte wyznaczone na 13 i 21 listopada posiedzenia, podczas których sprawy rozpatrywać miał właśnie sędzia Sych. Co więcej, w dokumencie pada stwierdzenie, że nie będzie on wyznaczany do składów orzekających do chwili rozwiania przez Naczelny Sąd Administracyjny lub inny organ (np. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej) wątpliwości co do prawidłowości konkursu na stanowiska w SN. Jak uzasadnił prezes Zabłocki, decyzja ta podyktowana była m.in. troską o bezpieczeństwo procesowe stron.
Członkowie KRS być może nie doczytali tego uzasadnienia – bo o stronniczość ich nie posądzam – gdyż po gorącej dyskusji rada podjęła uchwałę piętnującą zachowanie prezesa Zabłockiego za to, że bezpodstawnie wkroczył w niezawisłość sędziego Sycha.
Naciski, naciski!
Komentując zeszłotygodniowe posiedzenie KRS, nie sposób nie wspomnieć o tym, w jaki sposób organ ten odniósł się do postanowienia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej nakazującego przywrócić do czynnej służby sędziów Sądu Najwyższego przeniesionych w stan spoczynku na mocy kontrowersyjnej ustawy o SN. Pierwsze skrzypce grała niezastąpiona w takich sytuacjach poseł Krystyna Pawłowicz. I choć przez sporą część jej wypowiedzi nie działał mikrofon, to jednak koniec końców mogliśmy usłyszeć, że wiceprezes TSUE to „osoba z zewnątrz” ingerująca bezprawnie w działalność organu konstytucyjnego, jakim jest KRS. Nie będę w tym miejscu silić się na wykład na temat traktatów unijnych, systemu wspólnotowego sądownictwa itp. Zresztą nie miałabym śmiałości pouczać pani poseł, która ma tytuł doktora habilitowanego prawa i z pewnością wie na ten temat więcej ode mnie. Tak więc, choć ze smutkiem, to jednak składam te wypowiedzi na karb tego, że pani poseł Pawłowicz jest jednak przede wszystkim czynnym politykiem określonej partii. A politykom można wybaczyć więcej, choć oczywiście nie wszystko. Skoro zaś tym razem obyło się bez epitetów, to w zasadzie można machnąć ręką…
Tak wyrozumiała nie potrafię już jednak być w stosunku do zasiadających w KRS sędziów. Ci bowiem nie ukrywali, że ich zdaniem, wydając postanowienie, TSUE przekroczył swoje kompetencje. Pod niebiosa przy tym wychwalano wniosek złożony przez ministra sprawiedliwości do Trybunału Konstytucyjnego. Chodzi o dokument, w którym Zbigniew Ziobro domaga się zbadania, czy zgodne z ustawą zasadniczą jest kierowanie przez sądy pytań prejudycjalnych do TSUE. I muszę przyznać, że zrobiło to na mnie naprawdę piorunujące wrażenie. Jeszcze nigdy nie słyszałam, aby niezawisły sędzia tak entuzjastycznie recenzował postępowanie przedstawiciela władzy wykonawczej.
I gdy tak myślę o tym wszystkim, po głowie krąży mi pewna myśl. Natrętna niczym tytułowa mucha. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że sędziowie zasiadający w radzie na opak pojmują tak podstawowe pojęcia jak „niezawisłość” czy „niezależność”. Skoro więc rzecznik dyscyplinarny z takim poświęceniem tropi parodie w wymiarze sprawiedliwości, to polecam mu pooglądać od czasu do czasu transmisje posiedzeń rady. Być może wówczas zda sobie sprawę, kto tutaj bawi się w sędziego, a kto traktuje ten urząd z należytą powagą.