Z informacji DGP wynika, że prezydencja austriacka chciała zaproponować dalsze procedowanie art. 7 w Radzie, ale Komisja Europejska zakusy Wiednia powstrzymała. Dla Komisji to martwa ścieżka – twierdzi nasz rozmówca z Brukseli.

Uśmierceniem art. 7 nie jest zdziwiony wiceprzewodniczący europarlamentu Zdzisław Krasnodębski (PiS). – Od początku było wiadomo, że ta procedura nie prowadzi do żadnych konkluzji, bo Komisja nie ma większości w Radzie – powiedział. W tym sensie – jak podkreśla – to porażka KE i zwycięstwo Polski.

Nie oznacza to jednak, że Komisja spór z Warszawą o praworządność odpuści. Chodzi raczej o zmianę strategii. Teraz Komisja skupia się na postępowaniu w TSUE, chociaż na razie nie będzie wnioskować o nakładanie kar na Polskę za niewdrożenie środka tymczasowego. – Nie sądzę, by teraz Komisja wyskoczyła z karami finansowymi, raczej poczekają – potwierdza informator DGP. W przyszłym tygodniu przed Wielką Izbą trybunału odbędzie się wysłuchanie stron w sprawie środków tymczasowych. Dopiero po nim, prawdopodobnie do grudnia, ma zapaść ostateczne postanowienie w tej sprawie.

Rząd przygotowuje stanowisko na rozprawę, choć nie spodziewa się jakiejś zmiany decyzji trybunału. Jednak po polskiej stronie także dokonuje się przewartościowanie stanowisk. Z jednej strony słaba pozycja w negocjacjach budżetowych, z drugiej porażka wyborcza PiS w wielu miastach – to powoduje, że w partii i w rządzie wraca temat zwrotu wobec UE. – Trzeba zamknąć temat rzekomego polexitu – mówi nam osoba z PiS.

Rząd nie wyklucza ustępstw w kwestii ustaw o SN. Nie chce jednak, by było to potraktowane jako całkowite oddanie pola. – To mogłoby zachęcić wiceszefa Komisji Fransa Timmermansa do wystąpienia do TSUE z kolejną skargą przeciwko Polsce w innej sprawie – twierdzi jeden z naszych rozmówców. Kluczowy dla dalszego rozwoju wypadków będzie projekt ustawy o Sądzie Najwyższym, który ma wdrożyć środki tymczasowe TSUE.



Komisja Europejska na razie nie planuje kar dla Polski za niewdrożenie środka tymczasowego. Czeka na ostateczny wyrok TSUE

Temperatura sporu o praworządność nieco opadła. Według naszego źródła z Komisji nie oznacza to jednak, że Bruksela odpuszcza Warszawie. – Będzie dążyła do rozstrzygnięcia, które zaboli. Inaczej jej postawa zostanie odebrana jako porażka – mówi nasz rozmówca.
Unijni decydenci całą uwagę skupiają teraz na postępowaniu przed trybunałem w Luksemburgu, gdzie zapadły już pierwsze decyzje. TSUE zastosował wobec Polski środek tymczasowy nakazujący przywrócenie stanu sprzed wejścia w życie spornej ustawy o Sądzie Najwyższym do czasu wydania ostatecznego wyroku. Teraz KE mogłaby wnioskować o nałożenie na Polskę kar za niezastosowanie środka tymczasowego. W zeszłym roku, gdy rząd mimo decyzji TSUE nie wstrzymał wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej, to groźba sankcji finansowych doprowadziła do przerwania wyrębu. Ale jak twierdzi źródło w Brukseli, wystąpienie o karę w przypadku SN jest mało prawdopodobne. Komisja chce poczekać na orzeczenie co najmniej do lutego. Teraz właśnie do Luksemburga przeniósł się cały spór o praworządność w Polsce.
W sprawie głównej zapadła decyzja o zastosowaniu trybu przyspieszonego, trybunał jest na etapie kompletowania dokumentów. Potem zostaną wyznaczone skład i termin rozprawy. TSUE nie ma ram czasowych, w których muszą się odbyć sprawy. Można je oszacować poprzez analogię na podstawie skargi KE przeciwko Polsce w sprawie wycinki Puszczy Białowieskiej. Wpłynęła ona w lipcu 2017 r. Dwa wysłuchania w sprawie środków tymczasowych odbyły się we wrześniu i październiku. W listopadzie zapadło postanowienie w sprawie środków tymczasowych. Rozprawa w sprawie głównej była w grudniu, a w lutym była gotowa opinia rzecznika generalnego zawierająca rekomendacje wyroku. Sam wyrok zapadł w kwietniu.
Jeśli TSUE w sprawie ustawy o SN będzie obecnie procedował w podobnym tempie, to można się spodziewać decyzji do końca przyszłego półrocza. Rząd szykuje się do rozpraw. Największa obawa to wspomniana możliwość zastosowania kar finansowych za niewykonanie postanowienia. Nie wiadomo, jaki będzie kształt stanowiska w sprawie środków tymczasowych. Jak się dowiedzieliśmy, rozważany był pomysł zwrócenia się do TSUE o doprecyzowanie decyzji o środkach tymczasowych. Trybunał nakazał wstrzymanie nominacji w SN na miejsca sędziów odesłanych w stan spoczynku z powodu ukończenia 65 lat i przywrócenia ich samych do orzekania. To zdaniem rządu wymaga zmiany ustawy o SN.
W tym kontekście brak chęci Komisji Europejskiej do procedury w ramach art. 7 unijnego tylko częściowo rozwiązuje problem na linii Komisja – rząd. Według naszych informacji prezydencja austriacka chciała zaproponować dalsze działania, ale Komisja ją od tego odwiodła, bo w jej ocenie art. 7 jest już niepotrzebny. Procedura przewidziana unijnym traktatem prowadzi do głosowania, w którym inne kraje stwierdzają ryzyko dla praworządności w danym państwie. Takie stwierdzenie nie wiąże się z sankcjami. Do tego potrzebna jest jednomyślność, a tej w przypadku Polski na pewno nie będzie.
Ekspert prawa międzynarodowego, prof. Robert Grzeszczak z Uniwersytetu Warszawskiego, uważa jednak, że procedura w jakimś stopniu zadziałała. – Posłużyła do wysłania Warszawie sygnału ostrzegawczego – mówi. Uświadomiła też potrzebę szukania innych, bardziej skutecznych rozwiązań. Dlatego pojawił się projekt rozporządzenia, które da możliwość wstrzymywania wypłat z unijnego budżetu dla krajów mających problemy z praworządnością. To może być bardziej dotkliwe. Poza tym spór dostarczył innym stolicom europejskim argumentu do osłabiania pozycji Polski. Państwa członkowskie podnoszą polskie trudności z praworządnością w negocjacjach budżetowych. Te kraje, które nie chcą więcej płacić do unijnego budżetu, wskazują, że pieniądze nie powinny być kierowane do państw będących z praworządnością na bakier.
– Procedura w ramach art. 7 jest miękka, słabo określa kryteria praworządności i może być wybiórczo stosowana wobec jednego kraju, podczas gdy inne mogą liczyć na taryfę ulgową. Dlatego jest bardzo polityczna – ocenia wiceprzewodniczący europarlamentu Zdzisław Krasnodębski (PiS). Jak podkreślił, teraz jest pytanie, czy TSUE będzie orzekać w granicach traktatów. – To wstępne postanowienie było jeżdżeniem po bandzie, bo zostało ogłoszone tuż przed wyborami samorządowymi w Polsce. Obawiam się, że TSUE zaczyna ulegać gorącej politycznej atmosferze – mówi Krasnodębski. Jego zdaniem trudno będzie trybunałowi udowodnić, że władze w Polsce swoimi zmianami w sądownictwie naruszają zapisy traktatowe.