Sędziowie to ludzie mocni i za takich chcą uchodzić. Tym bardziej potrzebują wsparcia – i profesjonalistów, i reszty obywateli – zwłaszcza w czasie, gdy są i jako środowisko, i osobiście atakowani.
Podczas zeszłotygodniowych manifestacji przed Sądem Najwyższym miałem okazję spotkać się z kilkoma psychologami, psychoterapeutami, psychoanalitykami, kto wie, może byli wśród nich także psychiatrzy, którzy – okazuje się – świetnie rozumieją potrzebę niezależności sądów i wspierają je i sędziów (na potrzeby tego artykułu, jeśli piszę o psychologach, to mam na myśli przedstawicieli wszystkich wspomnianych grup). Razem demonstrując, skandowaliśmy hasła w obronie konstytucji i wymienialiśmy się spostrzeżeniami na temat obecnego kryzysu ustrojowego. Przypomniało mi to o dwóch rzeczach. Po pierwsze, o ataku na Trybunał Konstytucyjny pod koniec 2015 i w 2016 r., kiedy liczne środowiska, w tym właśnie psychologowie, ogłaszały stanowiska, uchwały, protesty, opowiadając się przeciwko ustrojowemu zamachowi stanu. Tak liczne wystąpienia (dziesiątki, jeśli nie ponad setka), ale także ich autorzy – to było coś zupełnie bez precedensu. Obrona niezależności połączyła wiele środowisk. Po drugie, po raz kolejny pomyślałem o tym, jak bardzo psychologowie są potrzebni sędziom.
Od lat wracam do tego tematu, niestety bez widocznych efektów… Wspominałem o tym także na początku ataku na Trybunał Konstytucyjny („Sędziowie na trudne czasy”, „Prawnik” z 8 grudnia 2015 r.). Pisałem o wsparciu, jakiego czasami potrzebują atakowani czy pracujący pod nadmierną presją sędziowie oraz o potrzebie dyskusji o rozwiązaniach w tej mierze (dotyczy to także prokuratorów, którzy, jak wiemy, podlegają ostatnio ogromnej presji). Niestety, potrzeby są coraz większe, a żadnych rozwiązań – czy to ad hoc, czy systemowych – nie ma. Nie ma też specjalnej dyskusji na ten temat wśród prawników i psychologów, choć zachęcała do niej także Ewa Woydyłło, której ciekawy tekst poświęcony sędziom jest wciąż aktualny i wart poważnego środowiskowego rozważenia, zwłaszcza że jest dostępny na stronie rs.pl (zobacz ramka).
Dlaczego tak jest, dlaczego dla sędziów to temat trudny i spychany (choć w rozmowach prywatnych przyznają, że pomoc psychologiczna potrzebna jest wielu z nich)? Czy można coś w tej sprawie zrobić, od czego zacząć? Postaram się zaproponować kilka tropów.
Twardzi ludzie w trudnych czasach
Sędziowie to ludzie mocni. Na co dzień stykają się ze stronami sporów sądowych, które trzeba czasem okiełznać. Rozstrzygają w często dramatycznych sprawach, podejmują (bywa że bardzo trudne) decyzje dotyczące niemal życia i śmierci, najważniejszych dla nas wartości i dóbr – wolności, relacji rodzinnych, majątku. Wymaga się od nich profesjonalizmu niezależnie od przedmiotu sporu, absolutnego powściągania emocji. Muszą sobie jakoś radzić ze stresem.
Pamiętam opowieść sędzi, która nie wytrzymała wstrząsających zeznań strony postępowania i mimo ogromnego wysiłku, by to powstrzymać, wybuchnęła płaczem. Natychmiast wstała od stołu sędziowskiego i opuściła salę rozpraw, wchodząc do pokoju narad. I tam dalej płakała w samotności, ale już nie była pewna (bo taka pojawiła jej się myśl), czy nadal płacze z powodu tego, co usłyszała, czy już płacze nad sobą, bo to nieprofesjonalne zachowanie podaje w wątpliwość jej sędziowskie kwalifikacje.
Jest wiele czynników stresotwórczych w pracy sędziego, od lat mówi się o wielu: nadmiernym obciążeniu sprawami, ciągłej gonitwie, by nadążyć z pisaniem uzasadnień, niechęci, z jaką się sędziowie spotykają wśród stron, ciągłej krytyce i zupełnym braku rozwiązań motywujących, trudności w podejmowaniu niektórych decyzji (bywa, np. w sprawach rodzinnych, że żadne rozwiązanie nie jest dobre, a wyboru trzeba dokonać). Taki zwykły (bez dodatkowych działań władzy) stres może być bardzo obciążający.
Zarządzanie stresem czy radzenie sobie z wypaleniem zawodowym bywa przedmiotem seminariów i warsztatów od przypadku do przypadku. Nie są stałym elementem czy to przygotowania do zawodu, czy edukacji osób w służbie. A czasy obecne przyniosły ze sobą obciążenia dodatkowe. Przede wszystkim związane z ohydnymi atakami na sędziów przez przedstawicieli władzy, rządowych i prorządowych mediów oraz ogłupianych przez nich obywateli. Niezbędne oczywiście prawo do krytyki, nawet ostrej, myli się im z potwarzą, ordynarnym kłamstwem, czasem szambem. Zdarzało się tak i wcześniej, ale wyjątkowo. Dzisiaj o sędziach – zarówno jako o grupie, jak i indywidualnych osobach, wymienianych z nazwiska w publikacjach opatrzonych zdjęciami – można powiedzieć wszystko. Jest przyzwolenie promotorów, by używać słów obelżywych, odsądzać od czci i wiary, oskarżać o podłe intencje, niskie pobudki itp. Mam nawet swojego „ulubieńca” wśród tych szermierzy słowa, specjalistę od wymiaru sprawiedliwości, który po prostu nie potrafi napisać tekstu o sądach i sędziach bez kilku co najmniej inwektyw i epitetów. No chyba że pisze o p. Przyłębskiej (lub przeprowadza z nią wywiad). Wtedy jest miły, cichy, pełen wyrozumiałości. Chwali, docenia, podziwia, ale także stawia w pytaniach mocne tezy, z którymi rozmówczyni uprzejmie się zgadza.
Można by mnożyć przykłady tych obrzydliwych wystąpień, ale nam to daruję. Każdy może sam sprawdzić wypowiedzi anonimowych internautów, podjudzających ich polityków, w tym z najwyższych szczebli, czy pracowników mediów rządowych i prorządowych (bo trudno mi te osoby nazywać dziennikarzami), którzy z obrażania i szczucia na współobywateli zrobili sobie sposób na życie. Kto z nas, niedotkniętych tym problemem, wie, co czuje osoba poddana takiej obróbce, o której z powodu wydanego przez nią wyroku (albo w oczekiwaniu na wyrok) mówi się i wypisuje rzeczy niestworzone (a bywa że nie tylko o niej, lecz również o bliskich). Osoba rozpoznawana na ulicach, spotykająca się z przejawami agresji. Osoba, której rodzina, dzieci, przeżywają traumę. Można się tylko domyślać lub próbować podpytywać, choć nie są to łatwe rozmowy.
Opiszę choć kilka historii. Osoby uczciwe bardzo przeżywają często już samo zarzucanie nieuczciwości, zwłaszcza przez osoby publiczne, w mediach. Nawet wiadomość, że przyszedł ktoś z ministerstwa, by kopać w aktach spraw zakończonych przed laty w poszukiwaniu haka, wpadki, którą by można wykorzystać, wywołuje smutek, rozgoryczenie. A przecież na tym się nie kończy. Są anonimy, listy, telefony, okrzyki, nieprzyjemne rozmowy. Bywają takie sytuacje jak ochlapywanie domu czy drzwi farbą, że o innych substancjach nie wspomnę. Jest lęk o sytuację materialną (wszyscy mamy kredyty i nie bawi nas słuchanie o wyrzuceniu z zawodu za wyrażanie swoich poglądów). Jest wywlekanie spraw najbardziej intymnych i osobistych, lustracja drzewa genealogicznego itp. Sytuacja staje się naprawdę trudna, gdy takie grillowanie trwa długo. Ludzka wytrzymałość ma granice. Ile można znosić spokojnie, nawet mimo wewnętrznej siły, takie ataki? A dotyczy to, przypomnijmy, ludzi, którzy nie potrafią mówić o swoich słabościach, często nie przyznają się do nich. W środowisku sędziów nie rozmawia się otwarcie o potrzebie wsparcia psychologicznego czy psychiatrycznego, nie dzieli takimi doświadczeniami. Nie prowadziłem na ten temat żadnych badań i wiem, że zapewne są wyjątki, ale jestem dość blisko sędziów od ponad 20 lat i taką regułę zaobserwowałem. Co zresztą nie dziwi o tyle, że znamy stosunek naszych obywateli do tego typu porad. Choć mam wrażenie, że sytuacja się poprawia, to ciągle w jakiejś mierze występuje stygmatyzacja osób przyznających się do problemów psychologicznych i psychiatrycznych.
Chcesz o tym porozmawiać?
Poniższe pomysły są zaledwie wyliczanką. To moje intuicje, tylko częściowo przedyskutowane ze znajomymi, które trzeba zweryfikować. Ale mam nadzieję, że dzięki działalności Komitetu Obrony Sprawiedliwości podejmiemy tę dyskusję na poważnie.
Jak pisałem miesiąc temu, KOS ma się zajmować monitorowaniem przypadków wywierania niezgodnych z prawem nacisków na sędziów i innych prawników, ale także pomocą im tam, gdzie będzie potrzebna. Nie tylko obroną prawną (jak reprezentacja w postępowaniu dyscyplinarnym), także wsparciem innej natury, w tym takim jak pomoc psychologiczna. Ale potrzebna do tego jest nie tylko refleksja prawników. Potrzebna jest rozmowa, współpraca z psychologami, ich refleksja środowiskowa, zapewne także badania naukowe. Na taką dyskusję liczę i będę do niej namawiał. Zapraszam do kontaktu. Lepsza okazja niż to, co się teraz dzieje wokół sądów i sędziów, nam się nie trafi.
Ewa Woydyłło sugerowała przeprowadzenie anonimowego, ankietowego sondażu wśród sędziów, który pozwoliłby na określenie najbardziej stresogennych czynników, i który, dodam, pomógłby poznać nie tylko specyfikę pracy w tym zawodzie, co w dużej mierze jest znane, lecz także obecne, szczególne zagrożenia, niepokoje, stresy. Proponuje też zapytać samych zainteresowanych o propozycje ewentualnych form wsparcia, w tym pomocy psychologicznej. Za celem głównym – udzielaniem wsparcia – idą zatem dwa kolejne. Po pierwsze, chodzi o to, by w zbiorowej świadomości sędziów pomoc psychologiczna w problemach w codziennej pracy stała się czymś normalnym, oswojonym, by przestali się wstydzić rzekomych słabości. I by rozważyć różne możliwe formy uzyskiwania takiego wsparcia. Jeśli udało się policji czy wojsku, to zapewne możliwe jest to także w sądownictwie. Myślę, że można i warto rozważyć organizację tego rodzaju pomocy na poziomie apelacji lub okręgu poprzez sąd czy we współpracy z nim. Zważywszy obecną sytuację i potrzeby wsparcia w dużej mierze z niej właśnie wynikające, współpraca z Ministerstwem Sprawiedliwości jest jednak nierealna. Trzeba działać raczej poprzez sądy lub stowarzyszenia sędziowskie.
Potrzebny jest, i to od zaraz, system pomocy ad hoc, swego rodzaju pogotowie psychologiczne. Już teraz bowiem znamy ludzi na celowniku władzy, którzy takiego wsparcia pilnie potrzebują (nie jest ich jeszcze, mam nadzieję, dużo, mowa o kilkunastu, kilkudziesięciu osobach). Być może uda się w porozumieniu z którymś ze środowisk psychologicznych (a jest ich całkiem sporo) takie pogotowie stworzyć. To może być nawet możliwość rozmowy przez program pozwalający na wideokonferencję, nie trzeba jechać gdzieś daleko, by spotkać się z psychologiem. I pewnie na początek byłoby to wsparcie życzliwych dusz pro bono, może tych właśnie, z którymi widujemy się przed sądami (wszystkie osoby zaangażowane w KOS robią to pro bono).
Oczywiście jednak bezpłatna pomoc interwencyjna nie rozwiąże problemu. Poza wszystkim trzeba zarabiać na życie, a obecne czasy charakteryzują się tym, że w obronie państwa prawa ludzie angażują się w kolejne inicjatywy pro bono. Trzeba myśleć, jak zorganizować systemowe rozwiązania. Wyobrażam sobie, że można stworzyć siatkę specjalistów, którzy mogliby udzielać konsultacji przez wideokonferencje (wielu sędziów pracuje w małych miastach, gdzie z kolei rynek porad psychologicznych nie jest bogaty). Czy na szczeblu centralnym, czy lokalnym partnerami odpowiednich porozumień mogłyby być sądy lub przy braku woli prezesów stowarzyszenia sędziowskie i prokuratorskie lub ich lokalne oddziały. A skąd finansowanie? Zapewne w przyszłości firmy ubezpieczeniowe mogłyby zbudować sensowny model biznesowy (ale nie od razu, najpierw trzeba z tematem ruszyć). Na pewno jednak warto przeanalizować model ubezpieczeń wzajemnych.
Kilka lat temu czytałem o ciekawym przypadku. Śląscy policjanci stworzyli (organizował to związek zawodowy) model ubezpieczeń od ochrony prawnej. Członek związku, który płacił zryczałtowaną składkę, w przypadku problemu z prawem otrzymywał z ubezpieczenia adwokata i pomoc prawną. Zaczęło się, jeśli dobrze pamiętam, od spraw karnych (związanych z wykonywanym zawodem), ale system działał tak dobrze, że objęto nim także sprawy cywilne i inne (czyli już de facto o prywatnym charakterze). Jeśli są ubezpieczenia od kosztów pomocy prawnej, to zapewne mogą też zadziałać w odniesieniu do pomocy psychologicznej czy psychiatrycznej. Przy 10 tys. sędziów i składce 10 zł miesięcznie otrzymujemy okrągłą sumę 100 tys. miesięcznie, a 1,2 mln zł rocznie. Wiem oczywiście, że nie wszystkich to będzie interesowało, ale jeśli stowarzyszenie „Iustitia” liczy 4 tys. członków, to choćby wejść do systemu zechciała tylko ich część, to ciągle ma to sens. Chodzi bowiem o stworzenie bezpiecznych, komfortowych z punktu widzenia potrzeb i wątpliwości sędziów warunków kontaktu ze specjalistą (najlepiej takim, który wie coś także o obecnych zagrożeniach w wymiarze sprawiedliwości), który nie będzie narażał sędziego na ujawnienie w lokalnej społeczności. Przynajmniej na początku, żeby system ruszył i zadziałał. A może na początek wystarczy współpraca z jednym psychologiem na poziomie apelacji czy okręgu? Nie wiemy. Wiemy, że są sędziowie, którzy takiego wsparcia potrzebują, ale nie wiemy, czy i pod jakimi warunkami będą na taką pomoc otwarci.
Samopomoc na amerykańską modłę
Warto też wspomnieć, że pomoc psychologa to nie wszystko. Trzeba szukać innych rozwiązań. Kilka możemy zaproponować. Niektórzy z nas je stosują, ale warto je nagłaśniać i zachęcać do podejmowania podobnych kroków.
Wiemy od napiętnowanych sędziów, że pomagały im telefony i listy od środowiskowych autorytetów. Jeśli osoba z pierwszych stron gazet, znana i szanowana, dzwoni, żeby wesprzeć pojedynczego sędziego, ma to charakter osobisty i jest przez nich doceniane. Inny sposób to wysłanie listu, w którym damy wyraz swojemu szacunkowi dla postawy konkretnej osoby. Może być indywidualny, może być od środowiska (rozważamy to na przykład w KOS-ie). Gdy media atakują konkretnego człowieka, gdy jest on bombardowany nienawistnymi materiałami, świadomość, że są tacy, którzy to widzą, rozumieją i atakowanego wspierają, może pomóc. Powinniśmy pamiętać o tym wszyscy i nie wahać się wyrażać swój szacunek, wsparcie moralne – osobiście podczas przypadkowych spotkań, pisemnie – osobom nieuczciwie atakowanym. Można też publikować listy otwarte czy listy poparcia.
Ciekawe też byłoby zbadanie, czy sędziowie są grupą gotową do pracy w grupach wsparcia. Choć widziałem w życiu dziesiątki takich grup w amerykańskich filmach, to grupy sędziów nie pamiętam… To i wiele innych zagadnień wydaje mi się szalenie ciekawych naukowo. Może zainteresują psychologiczny świat nauki.
Dla wszystkich
Ważne zastrzeżenie: z tekstu oczywiście przebija jego jednostronny charakter. Mamy bowiem do czynienia z bezprecedensowym atakiem na sądy i sędziów, a KOS powstał po to, by bronić prawników przed nielegalnymi i politycznymi naciskami, głównie władzy. Ale to oczywiście nie znaczy, że kryterium dostępu do pomocy psychologicznej powinien być stosunek do rządu czy jego konkretnych pomysłów. Co więcej, osoby ze środowiska, które podejmują działania oceniane przez środowisko jako nieakceptowalne, często też pomocy potrzebują. Miejmy nadzieję, że nie do uspokojenia sumienia, a do odnalezienia w sobie siły, by się złu przeciwstawić. Z opisu specjalistki, Ewy Woydyłło, wynika bowiem, że postawy oportunistyczne prowadzą do poczucia wstrętu do siebie, co wszystkim poddaję pod rozwagę.
Okiem specjalistki
Co stres może z człowiekiem zrobić, z grubsza wszyscy wiemy. Stres ponawiany z dużą częstotliwością, intensywny i przewlekły, przeradza się w rozmaite psychosomatyczne zaburzenia takie jak: bezsenność, nadużywanie alkoholu, narkotyków lub leków uspokajających, apatia, przemęczenie, depresja, trudności z koncentracją, izolowanie się od ludzi, poczucie bezsensu, negatywizm i naprzemienne nasilanie się gniewu, smutku, beznadziei, poczucia krzywdy i winy. Wymienione tu przykładowo skutki przeciążenia stresem noszą nazwę »syndromu wypalenia«”.
Gdy kilkanaście lat temu [...] prowadziłam warsztat pn. »Kultura sali sądowej« kolejno z ośmioma grupami sędziów z całej Polski, najczęściej poruszanym tematem było właśnie wypalenie zawodowe, a głównie pytanie, jak mu zapobiegać i bronić się przed jego najgorszymi skutkami. Już wówczas istniał ten problem, chociaż wtedy jeszcze żaden prezydent nie wyręczył sędziego, ułaskawiając podsądnego w trakcie trwania procesu karnego, i żaden premier czy parlament nie zignorował orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Słowem, wykonywanie zawodu sędziego nie wymagało jakiejś szczególnej odwagi cywilnej. A już sędziowie żyli w trwodze. To co dopiero teraz?”.
Nawet najlepsze wsparcie psychologiczne nie zlikwiduje wszystkich konfliktów i nie zmniejszy samo przez się nacisków i zagrożeń powodujących stres. Umożliwiłoby jednak wyrażanie na bieżąco gniewu, strachu czy niepokojów wzbudzanych przez rozmaite uwarunkowania utrudniające wypełnianie zadań zawodowych z odwagą cywilną. Wyrażanie trudnych uczuć i emocji, a więc mówienie o nich w bezpiecznym miejscu — stanowi ratunek przed nawarstwianiem się kolejnych stresów, a w rezultacie, przed wypaleniem zawodowym. Niczego lepszego nie wymyślono w tej sprawie. Problemy i konflikty wewnętrzne rozwiązywać i tak w ostateczności każdy musi sam, czy to w sferze osobistej, czy zawodowej; jednak dzieląc się nimi na bieżąco można zachować równowagę psychiczną, bez której o odwadze cywilnej nawet nie ma co mówić. [...] Warto o tym pamiętać obecnie, gdy cena odwagi cywilnej w polskich sądach znowu rośnie. Tak bardzo, że wielu pracowników wymiaru sprawiedliwości, a zwłaszcza sędziów, może za nią zapłacić zdrowiem”.
Odwrotnością takiej postawy [odwagi cywilnej – przyp. ŁB] jest oportunizm wyrażający się postawą: »Wprawdzie nie godzę się z konkretną treścią prawa, uważając je za złe lub szkodliwe, jednak ze strachu przed karą, ulegam i postępuję w myśl złego prawa; a tak naprawdę, tańczę tak, jak zagrają mi moi zwierzchnicy«. Ceną za oportunizm jest konflikt sumienia prowadzący do obniżenia poczucia wartości, a u osób najwrażliwszych, wstręt do siebie. Oczywiście, gdy sumienie działa. Bo w obliczu konfliktu wewnętrznego zwykle uruchamiają się „zbawienne” psychologiczne mechanizmy obronne, pomagające zagłuszyć sumienie za pomocą pomniejszania, zaprzeczania, a najbardziej obwiniania. [...] »Faktycznie, postąpiłem nieetycznie. Ale właściwie to nie ja, tylko ci, którzy mi to narzucili. Kiedyś się sprzeciwię, ale tym razem nie miałem wyjścia. Miałem za dużo do stracenia, by ryzykować«.”