Piątek, 10 sierpnia 2018 r. Sąd Najwyższy. Sala E. Po jednej stronie partnerzy z największych kancelarii. Profesorowie prawa. Spinki do mankietów warte pół średniej krajowej. Albo icałą.



Po drugiej stronie skromni adwokaci. Znani co najwyżej swoimsąsiadom.
Po jednej stronie wielkie zakłady ubezpieczeń, finansowe molochy. Po drugiej – ludzie wrobieni w toksyczne polisy. Nie muszę chyba mówić, kogo reprezentowali najznamienitsi przedstawiciele palestry, a kto występował w imieniu osób walczących o zwrot kilku tysięcyzłotych.
Sprawa była bulwersująca. W największym uproszczeniu chodziło o to, czy ubezpieczyciele będą musieli zapłacić za swe oszukańcze praktyki. Sąd Najwyższy musiał rozstrzygnąć, czy termin przedawnienia, gdy ktoś chce pieniędzy za niezgodne z prawem naliczenie opłaty likwidacyjnej przy rezygnacji z ubezpieczenia z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym (tzw. uefka), wynosi trzy lata, czy lat10.
Rzecz o tyle ważna, że oszukani ludzie często nie oddawali szybko spraw do sądów, bo wierzyli, że uda się je rozstrzygnąć polubownie. Część ubezpieczycieli zwodziła konsumentów obietnicami, których realizacja się przeciągała –najprawdopodobniej licząc na upływ trzyletniego terminu. Niektórzy posiadacze uefek wierzyli też w zaangażowanie organów państwa. Niestety aktywny okazał się jedynie Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Do jego sugestii, że należałoby zwrócić pieniądze obywatelom, zastosowała się jednak tylko część zakładówubezpieczeń.
Siedziałem w sali i bałem się orzeczenia. Bardzo bałem się tego, że poszkodowani przez korporacje ludzie (co jest faktem, a nie opinią – bo po latach sądy doszły do wniosku, że horrendalne opłaty likwidacyjne były na ogół naliczane niezgodnie z prawem), zostaną poszkodowani raz jeszcze. Bałem się, że prawnicze sztuczki wygrają z poczuciem sprawiedliwości i przyzwoitości. Na szczęście Sąd Najwyższy stanął po stronie konsumentów. Sędziowie wyrazili się jasno: nie może być przyzwolenia na opakowywanie kiepskich produktów inwestycyjnych w ubezpieczeniowy papierek. A skoro już się tak zrobiło, należy teraz ponosić odpowiedzialność, a nie zasłaniać się upływem terminuprzedawnienia.
Sprawa „uefek” i tzw. polisolokat postawiła kilka lat temu branżę ubezpieczeniową w sytuacji kryzysowej. Jeszcze niedawno dla wielu osób – właśnie przez wzgląd na „uefki” – synonimem dla określenia „ubezpieczyciel” było słowo „złodziej”. Trzeba przyznać, że trochę racji w tym było – o tyle, że na toksycznych polisach zarobić mógł tylko zakład. Wciskane ludziom produkty wręcz nie mogły być dla konsumentów tak dobre, jak to prezentowali w reklamach ubezpieczyciele. To było po prostunierealne.
Sęk w tym, że negatywna ocena ta dotyczyła wszystkich firm na rynku, podczas gdy nieuczciwie zachowywały się tylko niektóre. Po łbie więc dostali też ci, którzy świadomie zrezygnowali z zysku, gdyż uważali go za niegodziwy. Mają uzasadnione prawo być źli na swych rynkowychkolegów.
Dziś sprzedaż „uefek” przeżywa renesans. Słyszymy jednak zewsząd, że to już nie te same polisy; że teraz już jest wszystko w porządku; że nie powtórzy się sytuacja sprzed kilkulat.
Otóż, drodzy ubezpieczyciele, nic nie jest w porządku. Fakt, że wielu z was nie oddało niezgodnie z prawem zabranych ludziom pieniędzy, jest bardzo nie w porządku. Zatrudnianie najlepszych prawników w Polsce, by uciec od odpowiedzialności wobec swoich klientów, którzy wam kiedyś zaufali – jest bardzo nie wporządku. Ci ludzie nie chcą czegoś, co im się nie należy. Chcą odzyskać swoje pieniądze, które wy im, przy wykorzystaniu klauzul abuzywnych, zabraliście.
Wy –jesteście bardzo nie wporządku.