Policjanci i pracownicy socjalni wypełnili w ubiegłym roku najwięcej formularzy dotyczących przemocy w rodzinie. Na szarym końcu są przedstawiciele służby zdrowia.
Ponad 98 tys. niebieskich kart (NK) wpłynęło w 2017 r. do gminnych zespołów interdyscyplinarnych zajmujących się przeciwdziałaniem domowej agresji. Najnowsze statystyki Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (MRPiPS) pokazują, że ich liczba w stosunku do 2016 r. wzrosła o tysiąc. Zdaniem ekspertów to głównie efekt tego, że ujawnianych jest więcej przypadków, które dotychczas były ukrywane w czterech ścianach.
Walka z przemocą w rodzinie
/
Dziennik Gazeta Prawna
Mniej tolerancji
Niebieska karta to nazwa zarówno procedury, która jest inicjowana, gdy występuje podejrzenie stosowania domowej agresji, jak i druków, jakie są wypełniane w trakcie realizacji jej poszczególnych etapów. Prawo do jej wszczynania (poprzez wypełnienie formularza NK-A) mają przedstawiciele pięciu instytucji:
policji, pomocy społecznej, oświaty, służby zdrowia oraz gminnych komisji rozwiązywania problemów alkoholowych.
– Rosnąca liczba NK jest związana przede wszystkim ze zmniejszeniem społecznej akceptacji dla zjawiska przemocy w rodzinie niż wzrostem jego skali. Osoby krzywdzone przez najbliższych częściej ujawniają ten fakt i zgłaszają się po
pomoc. Interweniują też świadkowie takich zdarzeń – mówi Paula Klemińska ze Stowarzyszenia na rzecz Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”.
Dodaje, że w ubiegłym roku było kilka głośnych medialnie spraw dotyczących domowej przemocy (m.in. radnego PiS z Bydgoszczy, który bił żonę), a to zwykle również ma wpływ na zachowania innych osób, do tej pory ukrywających to, że są ofiarami agresji.
Z kolei Renata Durda, kierownik Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie, zwraca uwagę, że wskaźnik wykrywalności przypadków przemocy, bo tak można traktować liczbę NK, powinien być jeszcze wyższy.
– Niestety w przestrzeni publicznej wciąż bardzo słyszalne są głosy wskazujące, że problem przemocy w rodzinie jest wydumany lub stanowi przejaw ideologii gender, co może skutkować jego bagatelizowaniem – dodaje.
Lekarze bez zmian
Statystyki resortu rodziny pokazują, że najwięcej druków NK wypełnili w 2017 r. policjanci i pracownicy socjalni. Było to odpowiednio 75,6 tys. oraz 13,6 tys. formularzy. Rozpoczętych przez nich procedur było zresztą więcej niż w 2016 r., kiedy wypełnili 73,5 tys. oraz 11,7 tys. kart. Trzecie miejsce zajmują
nauczyciele i pedagodzy szkolni. Od nich pochodziło w ubiegłym roku 4,1 tys. NK, chociaż było ich mniej niż we wcześniejszych 12 miesiącach – wtedy ich liczba przekroczyła 5,5 tys.
Niewiele mniej niż przez przedstawicieli
oświaty, bo 4 tys. NK, zostało wypełnionych przez członków gminnych komisji rozwiązywania problemów alkoholowych. Jednocześnie okazuje się, że w poprzednich latach istniały duże rozbieżności między danymi zbieranymi w tym zakresie przez MRPiPS a Państwową Agencją Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (PARPA). O ile informacje resortu pokazywały, że liczba kart od gminnych komisji wahała się w poszczególnych latach między 400 a 600 druków, o tyle ta druga instytucja raportowała ich zdecydowanie większą liczbę, np. w 2013 r. było to 3,8 tys., a w 2015 r. – 4,7 tys. Ostatecznie ministerstwo uznało, że będzie uwzględniać wartości podawane przez PARPA (skorygowało przy tym statystyki za poprzednie lata).
– Od kilku lat inwestujemy w szkolenia dla członków gminnych komisji. Dotyczą one nie tylko stosowania
przepisów w sprawie NK, ale też tego, jak kontaktować się z ofiarami przemocy oraz jej sprawcami. To wszystko przekłada się na większą liczbę interwencji – wskazuje Katarzyna Michalska z działu ds. rodziny i młodzieży PARPA.
Natomiast cały czas ostatnie miejsce pod względem źródeł przekazywania NK zajmują pracownicy służby zdrowia. Wprawdzie w ubiegłym roku odnotowany został niewielki wzrost, bo lekarze i pielęgniarki wypełnili 713 kart (w 2016 r. było ich 607), to zdecydowanie odstają od pozostałych grup uczestniczących w procedurze walki z przemocą.
Samo środowisko lekarzy tłumaczy się tym, że wypełnienie NK zajmuje dużo czasu, bo druk jest zbyt obszerny, poza tym nie wchodzi w zakres ich podstawowych obowiązków.
– Szkoda, że lekarze przyjęli taką postawę, zwłaszcza że poza policją są drugą służbą, która często ma kontakt z ofiarami przemocy w rodzinie, i dlatego mogliby odgrywać kluczową rolę w całej procedurze – uważa Sylwia Spurek, zastępca rzecznika praw obywatelskich.
Krzywdzone dzieci
Poza danymi o NK resort rodziny zbiera również informacje na temat tego, ile dzieci, które były bite przez rodziców, zostało im odebranych w trybie określonym w art. 12a ustawy z 29 lipca 2005 r. o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 1390). Przewiduje ona, że w sytuacji gdy zagrożone jest zdrowie lub życie dziecka, pracownik socjalny, działający wspólnie z policją i lekarzem, pielęgniarką lub ratownikiem medycznym może podjąć decyzję o jego zabraniu z rodzinnego domu oraz umieszczeniu u najbliższej rodziny lub w pieczy zastępczej. O zaistnieniu takiego zdarzenia musi potem w ciągu 24 godzin powiadomić sąd rodzinny, który podejmuje decyzję co do dalszego losu dziecka. W 2017 r. liczba małoletnich, wobec których zastosowany został art. 12a, wynosiła 1123. Nastąpił więc spadek w porównaniu do 2016 r., kiedy odebranych dzieci było 1214.
– Widać wyraźnie, że pracownicy socjalni nie nadużywają swoich uprawnień, a do zabrania dzieci dochodzi w wyjątkowo skrajnych sytuacjach, gdy ze względu na ich bezpieczeństwo nie są możliwe inne działania – stwierdza Paula Klemińska.