Od Wallenrodów chcących uratować SN zaczynając, przez osoby, które kontestowały dotychczasowy sposób naboru, na poszukiwaczach intratnych posad kończąc – tak w skrócie prezentuje się lista kandydatów.



Lidia Bagińska oraz Mariusz Muszyński – to chyba dwie najbardziej egzotyczne kandydatury do objęcia stanowisk sędziego SN. Pierwsza przeszła do historii jako najkrócej urzędująca sędzia Trybunału Konstytucyjnego. Znalazła się w nim z rekomendacji posłów Samoobrony. Przygoda z TK zakończyła się jednak dla niej w ekspresowym tempie. Zaledwie po sześciu dniach od złożenia ślubowania Bagińska zrzekła się mandatu sędziego TK, a raczej została do tego zmuszona przez ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wszystko przez wątpliwości dotyczące jej działalności jako syndyka upadłej spółki Unikat Development. Wątpliwości te potwierdził sąd, odbierając jej uprawnienia syndyka i uzasadniając to m.in. wprowadzaniem sądu w błąd oraz konfliktem interesów. Gdy wydawało się, że sprawa z zasiadaniem przez Bagińską w TK została już zamknięta, ta – po niespełna roku od złożenia oświadczenia o zrzeczeniu się stanowiska – zmieniła zdanie i oświadczenie cofnęła. Następnie skierowała do sądu powszechnego bezprecedensowy pozew o ustalenie prawa do wykonywania mandatu sędziego TK. Batalię tę przegrała. Przegrała również przed sądami administracyjnymi, do których skarżyła się na bezczynność Trybunału Konstytucyjnego. Bagińska podnosiła, że TK nie zrobił nic po tym, jak cofnęła oświadczenie o zrzeczeniu się mandatu. Ten spór była sędzia TK, obecnie wykonująca zawód adwokata, również przegrała z kretesem. Dziś startuje do Izby Cywilnej SN.