Ani ustawa o terminach zapłaty w transakcjach handlowych z 2013 r. (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 403 ze zm.), ani tzw. pakiet wierzycielski z połowy zeszłego roku (Dz.U. 2017 poz. 933) nie rozwiązały problemu zatorów płatniczych.
Dlatego Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii chce wprowadzić zmiany legislacyjne. Zanim jednak przedstawi projekt, prosi zainteresowanych przedsiębiorców o zgłaszanie swoich spostrzeżeń pod adres zatory@mpit.gov.pl.
Podstawowy kłopot z ustawą o terminach zapłaty jest związany nie z wadliwymi przepisami, lecz z tym, że wcale nie trzeba ich stosować. I choć w założeniu kupiec powinien zapłacić dostawcy towaru w ciągu 60 dni, to nic nie stoi na przeszkodzie, by strony umówiły się inaczej. I tak się dzieje w praktyce, gdyż nabywcami najczęściej są duże przedsiębiorstwa, a sprzedającymi firmy z sektora MŚP. Duży gracz może pozwolić sobie na narzucenie warunków. W efekcie często termin płatności wydłuża się nawet do 180 dni. Wiele drobnych firm popada w tarapaty finansowe i same zaczynają się spóźniać ze spłacaniem swoich zobowiązań. Tak właśnie powstają zatory płatnicze.
MPiT w opublikowanej zielonej księdze przedstawia pewne sugestie. Choć jak zaznacza minister Jadwiga Emilewicz, jeśli większość przedsiębiorców uzna pomysły za nietrafione, to nie zostaną one zgłoszone w projekcie, który ma być gotowy najpóźniej do września 2018 r.
Najdalej idące rozwiązanie opierałoby się na ustawowym narzuceniu maksymalnego dopuszczalnego terminu zapłaty. W ten sposób ograniczona zostałaby jedna z generalnych zasad prawa cywilnego, czyli swoboda kształtowania umów, ale za to wyraźnie wzmocniono by pozycję słabszej strony zawieranego kontraktu.
Bardziej prawdopodobny wariant to przerzucenie z wierzyciela na dłużnika ciężaru dowodu na okoliczność, że termin w umowie jest rażąco nieuczciwy. Teraz jest bowiem tak, że strony transakcji mogą wydłużyć 60-dniowy termin pod warunkiem, że nie jest on „rażąco nieuczciwy wobec wierzyciela”. Dowieść tej nieuczciwości przed sądem musi wierzyciel, co jest trudne.
„Zmuszenie dłużnika do obrony wydłużonego terminu zapłaty może sprawić, że narzucanie w umowach takiego terminu będzie wiązać się z większym ryzykiem przegranej w sądzie” – spostrzega w zielonej księdze MPiT.
Inny pomysł to wzmocnienie sektora MŚP w sytuacjach, gdy duży przedsiębiorca spóźnia się z zapłatą i przekracza nawet ustalony, długi termin. Obecnie wysokość odsetek za opóźnienie została ustalona na poziomie stopy referencyjnej NBP i 8 punktów procentowych (wynosi więc aktualnie 9,5 proc.).
„Taka wysokość rekompensuje przetrzymywanie środków pieniężnych, ale nie uwzględnia ryzyka, jakie może wiązać się z uzyskaniem alternatywnego finansowania” – uważa resort. Mówiąc prościej, wielu drobnych sprzedawców, jeśli nie uzyska zapłaty w terminie, musi brać pożyczki lub kredyty. Często więc na całej umowie są stratni, gdyż to, co by zarobili, oddają instytucji finansowej. Stąd propozycja do rozważenia, by odsetki płacone przez duże firmy tym mniejszym były wyższe.
Kolejny pomysł to wprowadzenie sankcji dla notorycznych dłużników, którzy wywołują zatory. Ministerstwo wskazuje, że tego typu rozwiązanie obowiązuje we Francji. Dłużnik, który regularnie nadużywa swojej przewagi ekonomicznej, może zostać ukarany finansowo. W Polsce administracyjne kary pieniężne za tworzenie zatorów mógłby nakładać np. prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Nie jest jednak tajemnicą, że obecne kierownictwo resortu przedsiębiorczości tworzenie nowych kar administracyjnych uznaje za ostateczność.
– Niektóre pomysły ministerstwa są ciekawe, ale mam wątpliwości, czy naprawdę w ustawie o terminach zapłaty jest problem. Jestem zwolennikiem pozostawienia możliwie najdalej idącej swobody kształtowania umów. Należałoby za to zreformować system sądownictwa – uważa adwokat Radosław Płonka, wspólnik w kancelarii Płonka Ozga i ekspert prawny BCC. Jego zdaniem największą bolączką przedsiębiorców-wierzycieli jest to, że gdy już pozwą swego dłużnika, muszą czekać na wyrok w oczywistych sprawach nawet powyżej roku.
– Wydaje mi się, że reforma choćby w zakresie zabezpieczenia powództwa wierzyciela, które obecnie jest bardzo trudno uzyskać, mogłaby przynieść więcej dobrego niż nowelizacja zapowiadana przez resort – twierdzi prawnik.