- Orzeczenia, jakie zapadły w Izbie Wojskowej w okresie stanu wojennego i wcześniej, zostały szczegółowo i rzetelnie zbadane. Te spośród nich, które okazały się niesprawiedliwe czy dotknięte jakimiś wadami, zostały uchylone bądź zmienione - mówi Wiesław Błuś w rozmowiez DGP.
Izba Wojskowa znika ze struktur Sądu Najwyższego, co oczywiście ma związek z wejściem w życie nowej ustawy o SN. Prawda jednak jest taka, że już od dość dawna trafiała do niej znikoma liczba spraw.
Likwidacja Izby Wojskowej jest zapewne spowodowana tym, że wpływ spraw w ostatnich latach rzeczywiście był zdecydowanie mniejszy. Wiązało się to oczywiście ze zmianą kognicji sądów wojskowych. Najogólniej rzecz ujmując, obecnie za przestępstwa, które popełnią na terenie jednostki wojskowej, żołnierze odpowiadają przed sądami wojskowymi. Gdy tylko opuszczą jednostkę, ich czyny sądzone są przez sądy powszechne. Zmiana ta nastąpiła w 2007 r. i od tamtego momentu liczba spraw wpływających do SN systematycznie spadała.
To czym zajmowali się sędziowie Izby Wojskowej?
Spadek liczby spraw kierowanych do tej izby nie oznaczał, że sędziowie w niej orzekający mieli mało pracy, gdyż wspierali oni orzeczniczo sędziów z Izby Karnej SN. Wszyscy sędziowie Izby Wojskowej byli bowiem delegowani właśnie do tej izby.
Ustawa stanowi, że z chwilą likwidacji Izby Wojskowej sędziowie w niej orzekający przechodzą w stan spoczynku. Jak pan to ocenia?
Należy zauważyć, że na mocy tej ustawy nie tylko nasza izba jest likwidowana. Taki sam los spotkał również Izbę Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych. Ustawodawca postanowił, że sędziowie dotychczasowej Izby Pracy stają się sędziami nowej Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, natomiast sędziowie Izby Wojskowej przechodzą w stan spoczynku. Tak więc w ramach jednej ustawy różnie potraktowano sędziów tego samego SN. Ewidentnie została więc złamana zasada równego traktowania obywateli, a w tej konkretnej sytuacji sędziów SN. Moim zdaniem naturalnym rozwiązaniem byłoby, aby sędziowie naszej izby z mocy ustawy stawali się sędziami Izby Karnej. Tak się jednak nie stało.
Ma pan poczucie, że wobec sędziów pańskiej izby zastosowano odpowiedzialność zbiorową?
Może to tak wyglądać, chociaż oczywiście wprost nikt tego nie powiedział. Natomiast w uzasadnieniach projektów ustaw dotyczących sądów wskazuje się na orzeczenia, które – co chciałbym podkreślić z całą mocą – zostały wydane już po 2000 r. Są tam podane przykłady orzeczeń, z którymi obecna władza się nie zgadza, i to ma stanowić podstawę przeprowadzania zmian w SN. Rzecz jest zdumiewająca, bowiem wymiar sprawiedliwości nie działa w celu zadowolenia władzy wykonawczej czy też ustawodawczej. Jego rolą jest sprawowanie tego wymiaru tak, aby ludzie zostali sprawiedliwie osądzeni. Tak więc zmiany osobowe w sądach powodowane tym, że orzeczenia, które zapadają, nie podobają się rządzącym, to sytuacja dość kuriozalna.
Czy w związku z tym pan lub inni sędziowie izby, którą pan kierował, będziecie podejmowali jakieś kroki prawne?
Nie wiem. To będzie ich indywidualna decyzja. Jeżeli zaś chodzi o mnie, to jeszcze nie podjąłem decyzji, co będę robił po przejściu w stan spoczynku.
Ilu sędziów w Izbie Wojskowej w chwili wejście w życie nowej ustawy o SN miało ukończone 65 lat?
W izbie było osiem etatów, w tym dwa wakaty. Na sześciu orzekających sędziów dwóch przeszło do Izby Karnej na skutek zarządzenia I prezesa SN, które zostało podjęte jeszcze na mocy przepisów poprzedniej ustawy o SN. I właśnie tych dwóch sędziów to osoby, które nie ukończyły jeszcze 65 lat. Trzech pozostałych już przekroczyło ten wiek. Pozostaję ja, który również przechodzę w stan spoczynku.
Pana zdaniem odrębne sądownictwo wojskowe ma dziś rację bytu?
Sądy wojskowe, które przecież są zapisane w konstytucji, mimo likwidacji izby oczywiście pozostają. Jest to podyktowane także szczególną rolą wojska. Należy również zwrócić uwagę, że żołnierzy jest coraz więcej. Sądy wojskowe działają na podstawie ustawy o ustroju sądów wojskowych z 1997 r. i zapewniają szybkość i sprawność postępowania. Nigdy nie było w nich żadnych zaległości. Jeżeli już się zdarzały, to były to jednostkowe sytuacje i wynikały z charakteru konkretnych spraw. Jest to więc struktura dobrze zorganizowana, sprawnie działająca, sędziowie są wykształceni na takim samym poziomie jak sędziowie sądów powszechnych, bo obowiązuje ten sam tryb dochodzenia do zawodu. Czyny popełniane przez żołnierzy wymagają czasami szybkiego osądzenia, a sprawnie działający w wojsku wymiar sprawiedliwości to gwarantuje.
Czy pana zdaniem jest szansa, aby w przyszłości Izba Wojskowa wróciła do SN?
Żeby taka izba istniała, po prostu potrzeba decyzji politycznej. Dzięki temu zapewniony byłby pewien ciąg: sprawa zaczynałaby się przed sądem wojskowym i kończyła w SN w Izbie Wojskowej. Oczywiście likwidacja izby nie pozbawia żołnierzy, wobec których są prowadzone postępowania, prawa do sprawiedliwego sądu, te sprawy bowiem z nadzwyczajnymi środkami zaskarżenia znajdą swój finał w SN, tyle że w Izbie Karnej.
Praca nad zmianami dotyczącymi SN odbywała się w atmosferze wrogości do władzy sądowniczej. Czy pana zdaniem autorytet sądu ucierpiał?
Chyba po raz pierwszy w historii mieliśmy do czynienia z sytuacją, kiedy fundacja finansowana ze środków publicznych w sposób zorganizowany przeprowadziła akcję, która miała tak naprawdę zdezawuować autorytet sądownictwa w ogóle. Użyto do tego środków propagandowych. Podawane informacje często były nieprawdziwe albo zmanipulowane. Jednak pomimo działań podejmowanych przez władzę wykonawczą autorytet SN za bardzo nie ucierpiał, jest bowiem oparty na codziennej służbie sędziowskiej wszystkich sędziów SN. Sprawy w tym sądzie są naprawdę rozpatrywane na najwyższym poziomie. To prawda, że niektóre orzeczenia SN można określić jako kontrowersyjne, ale tak to już jest, że sędziowie mają czasami różne zdania na pewne tematy.
Skoro mówimy o autorytecie, to nie można nie wspomnieć o zarzutach, jakie w niektórych mediach pojawiły się w stosunku do izby, którą pan kierował. Chodzi tutaj o obecność w jej składzie osób związanych z PZPR.
Na przełomie lat 80. i 90. został powołany nowy skład SN. Spośród sędziów, którzy zostali wówczas powołani, w Izbie Wojskowej zasiadało do jej likwidacji zaledwie trzech. Procedura ich powołania była taka, że zgromadzenia wszystkich sędziów sądów wojskowych przedstawiały kandydatury do KRS. Działalność zawodowa tych sędziów, ich droga życiowa były więc znane i zostały ocenione przez ówczesną KRS. Ostatecznie zostali oni powołani do Izby Wojskowej SN. Co do poszczególnych orzeczeń, które ci sędziowie wydawali przed rokiem 1990, to trudno mi je ocenić, ponieważ ich nie znam, a poza tym każdą sprawę należy oceniać indywidualnie. Aby powiedzieć coś więcej, najpierw należałoby te sprawy zbadać.
A co z orzeczeniami wydawanymi w stanie wojennym?
Ja w SN jestem od 1991 r. Trafiłem tu jako członek biura nadzoru pozainstancyjnego. Zostałem powołany na tę funkcję przez ówczesnego I prezesa SN. W tamtym okresie nie byłem jeszcze sędzią SN, a moim zadaniem było zbadać wszystkie orzeczenia, które zapadły w sądach wojskowych nie tylko w okresie stanu wojennego, lecz i we wcześniejszych latach. I my, młodzi ludzie, wszystkie te sprawy badaliśmy. Opierając się na wynikach naszych badań, ówczesny prezes Izby Wojskowej, który miał wówczas takie uprawnienie, podejmował decyzje o złożeniu rewizji nadzwyczajnej lub nie. Tak więc orzeczenia z okresu stanu wojennego, a także lat wcześniejszych, jakie zapadły także w Izbie Wojskowej, zostały szczegółowo i rzetelnie zbadane. I ostatecznie do 1997 r. te spośród nich, które okazały się niesprawiedliwe bądź dotknięte jakimiś wadami, zostały uchylone bądź zmienione.
Obawia się pan wymiany znacznej części obecnej kadry SN?
Do tej pory praktyka była taka, że sędziowie, którzy aplikowali na stanowiska w SN, najpierw byli do tego sądu delegowani i dzięki temu mogli poznać specyfikę tej służby. Później byli oceniani przez zgromadzenia poszczególnych izb, zgromadzenie ogólne sędziów SN i dopiero wówczas byli przedstawiani Krajowej Radzie Sądownictwa jako kandydaci do SN. Teraz do SN najprawdopodobniej przyjdą ludzie bez żadnego doświadczenia w pracy w tym sądzie. Procedura naboru została bowiem zachwiana. Sędziowie SN nie będą mieli żadnego wpływu na wyłanianie kandydatów. Ci ludzie, którzy przyjdą, na pewno będą musieli ciężko pracować, aby zdobyć autorytet. Z całą pewnością będą również obserwowani przez opinię publiczną.
Jak taka wymiana wpłynie na działalność SN?
Zapewne zmiany te będą miały negatywny wpływ na szybkość postępowania przed SN. Obecnie czas oczekiwania na rozpatrzenie sprawy w tym sądzie nie jest długi. Obawiam się, że po tych zmianach znacznie się on wydłuży.