Trzeba zrozumieć, jak różnie zachowuje się człowiek w różnych okolicznościach. I jak bardzo się mylimy w ocenie tego, jakbyśmy się sami zachowali w danej sytuacji
/>
Na tle żółtawego muru stoi 20-latek. Z siwą brodą. Obok podpierający się laską staruszek. Z twarzą dziecka. Bo nic nie stoi na przeszkodzie, żeby młodzieniec był doświadczany od samego początku, a starzec nie zaliczył żadnego poważniejszego doświadczenia przez całe życie. Inna sprawa, że to zależy też od osobowości. Jedni wyciągają wnioski – i dlatego są doświadczeni życiowo, inni przepływają przez życie bez głębszej refleksji. „Przypadkowo można zostać bogatym, ale nie mądrym” (Janusz Kapusta, „Plus minus. Podręcznik do myślenia”, Poznań 2014, cytaty w tekście ze stron: 9, 35, 43, 45, 76, 111, 124, 170, 195, 292, 348).
Doświadczenie życiowe wynika z gromadzenia i syntetyzowania tego, co się człowiekowi wydarza albo czego jest świadkiem. Jeśli ktoś chce, łapie każdą nitkę prowadzącą do kłębka. Byleby tylko dowiedzieć się czegoś o życiu, z obserwacji.
Sztuka kojarzenia
– W czym panu mogę pomóc?
– Muszę wybrać jakiś prezent na 8 marca.
– Rozumiem, że coś droższego?
– Dlaczego pani tak uważa?
– Ponieważ dziś jest 20 marca.
Spójrzmy na to sądowo. Sąd ocenia wiarygodność i moc dowodów według własnego przekonania na podstawie wszechstronnego rozważenia zebranego materiału (art. 233 par. 1 k.p.c.). Oznacza to, że sędzia powinien być człowiekiem doświadczonym życiowo. Czego do tego potrzebuje? Dekalog Mojżesza i „Dekalog” Kieślowskiego to dwie różne rzeczy. Pierwszy jest prawem, a drugi zestawem dylematów na jego temat. Te filmy to sprawy do rozstrzygnięcia, a nie fragmenty tekstu.
Każdy, kto czyta tekst – czy to powieść, czy kodeks – widzi oczyma wyobraźni konkretne obrazy. Dlatego film oglądany po przeczytaniu książki rozczarowuje. Cudze obrazy są inne niż nasze. Sędziowie powinni mieć doświadczenie zbudowane z obrazów i sytuacji, które je tworzą, a nie z komentarzy do przepisów. Z wydarzeń, a nie z wyobrażeń.
Doświadczenie życiowe to nie lista, worek czy zestaw tych zdarzeń, lecz coś, co się na ich podstawie kształtuje. To synteza, suma pojedynczych doznań. Każde nowe zagęszcza sieć. „Jeśli wszystko jest połączone, poznanie jednego słowa musi usprawnić nasze rozumienie wszystkiego”.
A teraz podchwytliwe pytanie: skoro tym jest doświadczenie, co jest jego przeciwieństwem? Niedoświadczenie? Naiwność? W sensie negatywnym – tak. W sensie alternatywnym, czyli w odpowiedzi na pytanie, co może zastąpić niedoświadczenie nieszczęsnego sędziego, można odpowiedzieć prosto i precyzyjnie: wyobraźnia. „Każdy rodzi się geniuszem, ale nie każdy nim umiera”. Ten geniusz to właśnie wyobraźnia, brak ograniczeń w łączeniu faktów, w skojarzeniach. Dzieci nas zaskakują puentami, tak jak to robią dobre dowcipy.
Z czasem dzieci uczą się zależności między faktami, a przez to tracą stopniowo po kawałku swojego „geniuszu”. Ze szkodą dla dziecięcej wyobraźni, z zyskiem dla sędziowskiego doświadczenia. Ilustracja – syn pyta ojca:
– Czy to prawda, że w niektórych krajach Afryki mężczyzna nie zna swojej żony do momentu, aż się z nią ożeni?
– Synu, ależ to się dzieje w każdym kraju.
Paradoks (nie)powtarzalności
Gdy już poradziliśmy sobie z tymi doświadczeniami, to warto zadać sobie pytanie, które trzeba było może postawić na początku: po co jest doświadczenie?
Może jest niezbędne po prostu dlatego, że „mądre prawa nigdy nie są szczegółowe”. Przepisy są regułami ogólnymi, a doświadczenie życiowe pozwala je trafnie zastosować. Intuicja na nim oparta jest coraz sprawniejsza, oszczędza czasu i nerwów. Oczywiście są i pułapki: heurystyki, czyli uproszczone, zwykle trafne – ale nie zawsze – rozumowania, zastępują wszystkie te sytuacje dziecięcego, codziennego zdziwienia i rutynizują nieco myślenie. Heurystyka jest supernarzędziem, funkcją oszczędności i trafności, ale jednocześnie źródłem pułapek myślenia.
To, że doświadczenie narasta, widać po skwaszonych minach sędziów. Zmieniają z czasem decyzje, ba!, całe metody ich podejmowania. I krzywią się, że dziś nie podjęliby tych samych decyzji co 20 lat temu. Mówią, że nieprzyjemna albo co najmniej zastanawiająca jest świadomość, że teraz, w wieku 45 lat orzekłoby się zupełnie inaczej w tamtej sprawie, którą się pamięta, sprzed lat. Ale to nie jest problem tylko sędziów. To jest problem wszystkich zawodów prawniczych, medycznych i innych opartych na doświadczeniu albo, co czyni ważną różnicę, na doświadczaniu: „W podróży przez życie to my sami jesteśmy zmieniającymi się krajobrazami”.
Jacek Walkiewicz, skuteczny mówca motywacyjny, zwrócił uwagę na błądzenie za maksymami. „Słyszałem wiele takich tekstów przez całe życie, typu: Człowiek się uczy na błędach. Albo: Co nie zabije, to wzmocni. Czy: Podróże kształcą. To wszystko nieprawda. Jestem psychologiem od 25 lat i znam ludzi, którzy potrafią 10 lat walić głową w ścianę i są zdziwieni, że ich głowa boli, a ściana stoi. Tak że człowiek się uczy na błędach wtedy, gdy wie, że je popełnia. Podróże kształcą? Tak. Ale tylko wykształconych ludzi. Ludzie jadą do Egiptu, stoją pod piramidami i mówią: Patrz jaka niska, wyższa się wydawała. I to jest koniec refleksji na temat trzech tysięcy lat historii. No i co nie zabije, to wzmocni? To nieprawda. Co nie zabije, to nie zabije. Wcale nie musi wzmacniać. Potrafi sponiewierać i zostać na całe życie. Dołożyłbym jeszcze dwie maksymy, które gdzieś szły za mną przez całe życie: Trzeba być artystą i dyplomatą oraz pokorne ciele dwie matki ssie. Też nieprawda. To jest pochwała hipokryzji. Mówisz tak, myślisz nie. Co innego mówisz, co innego myślisz, co innego robisz. Za to się zawsze potem płaci cenę. Człowiek przez całe życie buduje sobie swoją własną prawdę. I swoją skuteczność opiera na tym, co jest jego prawdą. A prawdą jest to, co wynika z naszych doświadczeń” (Jacek Walkiewicz, TED „Pełna moc możliwości”, 4’17’’–5’54’’). Słucham tej refleksji często. Lubię ją cytować. Przydatna, prawda?
Podobnie jest w przypadku zastanawiania się, czy psa można uznać za niebezpieczne narzędzie, a rower za pojazd. Ciągle pojawiają się w prawie odpowiedzi na takie pytania, ale wielu odpowiedzi musi udzielić sam sąd. „Jeżeli każdy jest do zastąpienia, nawet papież, czy również twoja matka?”.
Rozmawiałam z pewnym profesorem o pewnej instytucji prawnej. Doskonały naukowiec, doświadczony człowiek i sędzia w stanie spoczynku. Odpowiadał na moje wątpliwości bez wysiłku. Aż doszłam do pytań z rzeczywistych spraw, sytuacji wymagających zastosowania przepisów regulujących tę instytucję. Przyznał, że się zawahał i że te konkretne sytuacje dostarczają nowych pytań, ale także, co jeszcze ciekawsze, nowych odpowiedzi na to, jak stosować tę instytucję prawną. Fakty, sprawy, bajki, opowieści kształtują sposób czytania przepisów i – co ważniejsze – potem przez całe życie go korygują lub modyfikują. I wciąż wychodzi na to, że „czasem lepiej podkopać się pod ciężarem niż go dźwigać”.
Dlaczego sędziowie mówią, że sprawy są powtarzalne, ale każda jest indywidualna? Bo z jednej strony „prawda o człowieku jest na ogół prawdą o innym człowieku”. Z drugiej jednak strony doświadczenie życiowe pozwala zrozumieć, jak różnie zachowuje się człowiek w różnych okolicznościach. I jak bardzo się mylimy w ocenie tego, jakbyśmy się sami zachowali w danej sytuacji. Sędzia powinien jak najczęściej stawiać się w nowych sytuacjach, kolokwialnie mówiąc, szukać przygód. Owszem, nie zawsze jest w stanie doświadczać osobiście. A to oznacza, że powinien czytać nie tylko monografie prawnicze, lecz również biografie. I Churchillów, i Hitchcocków, i... „Stulecie detektywów” Jürgena Thorwalda. W czasie prowadzonych przeze mnie wywiadów sędzia powiedział, że lubi podsłuchiwać ludzi. Słuchać o wszystkim, co robią, jak prowadzą restaurację, jak ratowali kota, jak wspominają wycieczkę do Korei Północnej. Bo, wbrew pozorom, największym ryzykiem niedoświadczonego sędziego jest znudzenie. A „nudzą rzeczy, których nie rozumiemy, nas nie dotyczą albo są źle opowiedziane”.
Ciekawość – skalpel i dłuto
Orężem sędziego jest zaś ciekawość. „Uniwersytetem mądrości jest zdziwienie”. Sędziowie powinni pytać o wszystko i wszędzie: świadków, znajomych, rodzinę, przygodnie spotkanych towarzyszy wakacji, panią w sklepie. Powinni pytać o wszystko tak, jakby sami tego potrzebowali, by rozwiązać problem. Weźmy rozmowę dwóch szefów:
– Dlaczego twoi pracownicy są zawsze tak punktualni?
– Prosty trick! 30 pracowników, a tylko 20 miejsc na parkingu.
Co to znaczy, że sędziowie „powinni szukać przygód”? To znaczy, że powinni wystawiać się na doświadczenia. Na przykład odwiedzać escape roomy (w ich edukacji powinny nawet zaistnieć specjalnie przygotowane escape roomy imitujące wydarzenia w życiu). Lub kupować bilety na wszystkie spektakle interaktywne. Przykładowo „Firma” przedstawia sytuacje w zespole hipotetycznej agencji reklamowej. Spektakl składa się z dwóch części. W pierwszej aktorzy odgrywają sceny pokazujące konflikty członków agencji. W drugiej widzowie mają możliwość ingerencji w oglądane sceny i zaproponowania swojej strategii działania. Często podczas takich interwencji zdarza się prawdziwe laboratorium interakcyjne i powstaje nowy scenariusz (www.teatrpraktyczny.pl). Trzeba ciągle zakładać cudze buty. Zostawanie w komforcie znanych sobie sytuacji niszczy sędziego. „Żółw w oczach swoich bliskich chodzi normalnie”. Trzeba ciągle brać pod uwagę cudze rzeczywistości.
Zobaczmy, jak różna może być perspektywa spojrzenia. Główny Urząd Ceł postanowił przeprowadzić wśród celników ankietę na temat łapówkarstwa. Jedno z pytań zadawanych przez komisję brzmiało: Ile czasu potrzebujesz, aby za łapówki kupić BMW?
Celnik na polsko-niemieckiej granicy odpowiada:
– Dwa, trzy miesiące.
Celnik na granicy polsko-czeskiej:
– No, z pół roku.
Celnik ze ściany wschodniej po dłuższym zastanowieniu:
– Dwa, trzy lata.
Komisja zadziwiona:
– Tak długo?
Celnik:
– Chłopaki, nie przesadzajcie, BMW to w końcu duża firma...
Czy sędziowie powinni być „młodzi”, można sobie odpowiedzieć, parafrazując radę dotyczącą poziomu kształcenia lekarzy:
– Jak podnieść poziom opieki medycznej w kraju?
– Niech absolwenci medycyny przez pierwsze trzy lata po studiach leczą swoich wykładowców.
A sędziowie niechby najpierw sądzili ministrów sprawiedliwości i wszystkich tych przyszłych i przeszłych polityków, którzy wpływają na kształt edukacji sędziów.
Potrzeba około 10 tys. godzin, by wyszkolić dobrego muzyka czy stolarza. W miarę rozwoju umiejętności problemy zaczynają się piętrzyć. Gdy ludzie nauczą się robić to, co robią, naprawdę dobrze, zaczynają w pełni odczuwać swą pracę: stają się też zdolni do dogłębnego jej przemyślenia. Na tym właśnie poziomie ogromną rolę zaczynają odgrywać problemy etyczne fachowości (Richard Sennett, „Etyka dobrej roboty”, s. 33). Dopiero wtedy i aż wtedy. Jak się sięgnie do tego poziomu, to oznacza, że jest się profesjonalistą.
Doświadczenie wiąże się z nieustannym zaskakiwaniem siebie samego. Wyobraźnią, choć jest ważna, a po einstainowsku ważniejsza od wiedzy, nie można niestety zastąpić doświadczenia. Trzeba mieć coś, co imituje doświadczenie, prócz wyobraźni. Można zarzucić sędziemu, że na sali sądowej nie doświadcza, tylko słyszy opowieści. To jest doświadczenie z teatru, a nie z pola walki.
Jest jednak mechanizm psychologiczny, który powoduje, że ten teatrzyk może skutecznie zastępować doświadczenie. Otóż człowiek mózgowo nie odróżnia rzeczywistości od filmu. Dlatego w kinie tak się przeżywa akcję i zaciska dłonie na oparciach foteli lub ramionach towarzyszy... Tu jednak znowu zagwozdka. Strony podstępowań sądowych, a nawet ich adwokaci, w większości nie mogą się równać ze scenopisarzami i reżyserami Hollywood, wskutek czego sala sądowa rzadko potrafi tak zręcznie imitować rzeczywistość jak filmowa scenografia.
Za to filmy, z uwagi na ten hecowny mechanizm psychologiczny utożsamiania fikcji z rzeczywistością, też potrafią budować doświadczenie – jak „Dekalog” o Dekalogu. Wychodzi na to, że sędziowie powinni siedzieć i zawodowo oglądać na Netflixie czy Showmaxie filmy – najpierw dokumentalne. Przetrawienie tego to jak układanie wyprasowanej pościeli w szafie, z przygładzeniem na końcu. Alternatywnie brać udział w escape roomach i „Wyjątkowych prezentach”. A tam na przykład jazda psim zaprzęgiem, symulator wyścigowy, prowadzenie czołgu czy wojskowej ciężarówki z napędem 6x6, walk in the sky (schodzenie po budynku) czy nocna gra taktyczna, która odbywa się po ciemku w lesie, z bronią z latarkami taktycznymi: można sprawdzić, jak szkolą się żołnierze.
Głodówka, sekcja, joga
Dlaczego się tak mądrzę o doświadczaniu? Bo wiem, jak to jest doświadczać. Podam trzy przykłady. Głodówka przez 10 dni. Sekcja zwłok dwóch ludzi. Joga śmiechu – półtorej godziny. Czym mnie zaskoczyły te sytuacje? O, proszę: głodówka. 10 dni samej wody. Nie zwala z nóg. Nie leży się pod kroplówką. Przeciwnie. Wskutek procesów w ciele po dwóch lekko sennych dniach doznaje się euforii. Myśli się coraz jaśniej, w zamkniętym żołądku nie ma cienia głodu. Jeśli tęskni się za jedzeniem, to tylko jak za czynnością społeczną, w gronie przyjaciół, z mężem czy z przyjaciółką. Dni głodówki mają swoje imiona, namaszczone czułością i wynikające z tego, co się obserwuje w sobie: Dzień Morfeusza, Dzień Światowy, Dzień Wymiennikowni, Dzień Kawowy, Dzień Euforii, Dzień Gniewu, Dzień Wyzwolenia, Dzień Pokusy i Dzień Lekkiej Chmurki. Razem dziewięć – kolejnego wychodzi się z głodówki za pomocą najcudowniejszego na świecie, świeżo wyciśniętego rano soku pomarańczowego. Skutki uboczne są porywające: 1. jasny umysł, odkurzony, zdefragmentowany, elegancki remont się odbył; 2. odjaśnione, wewnętrznie i zewnętrznie, ciało; 3. skasowane nawyki jadłospisowe – można się od początku nauczyć jeść. Skuteczny mechanizm: pozbywasz się złych nawyków. Zamiast metodą autotresury i przymusu, metodą wymazania błędnych instrukcji. Przepływam, po głodówce, do zwykłego świata na lekkiej chmurce. I nikt nigdy mi nie wmówi, że kilka dni głodówki zwala z nóg i kwalifikuje do szpitala. Nie kłamcie, filmy, nie kłamcie, głodujący!
A doświadczenie z sekcją zwłok co mi opowiedziało? Że nie mdleje się tak od ręki. A jeśli już, to niekoniecznie na widok krwi. Każdy indywidualnie ma coś swojego, co go przyprawia o mdłości. Dla jednego to może być cudza krtań w rękach patologa, dla innego samo bezkrwawe rozcinanie skóry, bo ona już zastygła i się nie leje. A dla trzeciego to, że mózg wrzuca się do jamy brzusznej, a w to miejsce do czaszki wkłada się koszulę w kratkę. Bo inaczej by się nie trzymało to wszystko z powrotem razem. Mdleją ci, którzy wyobrażają sobie, że tak samo potraktowano na sekcji ich dziadka.
Joga śmiechu to doświadczenie na temat niedowierzania. Kiedy wykładają ci teorię, zastanawiasz się, czy nie wyjść, bo przecież nie ma takiej opcji, żeby śmiać się na zawołanie. A godzinę później pękasz ze śmiechu, jeśli tylko instruktor wyda taką komendę. Z biegu, bez dowcipu, bez rozśmieszania. Zawsze ciekawiło mnie, jak aktorzy mogą śmiać się w komediach, które odgrywają 140. raz. Teraz już wiem, że jest to jedna z prostszych rzeczy w aktorstwie.
Doświadczenie życiowe sędziego wypełnia te luki, które, z rozmysłem, zostawiają przepisy. O ile młody sędzia nie będzie miał problemu ze stwierdzeniem, że pozew o odszkodowanie za błąd w sztuce lekarskiej wniesiono już po upływie terminu, to może mieć kłopot ze stwierdzeniem, czy uznanie, że nastąpiło przedawnienie, nie jest sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Bo świat wie, że pacjentka w depresji po spapranym zabiegu nie była w stanie na czas zadbać o swoje interesy. Najlepiej ilustruje to mądrość nałożona na mądrość: Sędzią była młodziutka panienka, adwokat była równie młoda. Broniąc klienta, zaczęła mówić do sędzi: „Nasze doświadczenie życiowe wskazuje, że...” Ta przerwała jej: „Tak między nami, pani mecenas, nie powołujmy się na to” (opowieść adwokata Andrzeja Siemińskiego, Ewa Maria Radlińska, „Zbyt młodzi, by orzekać. Czy sędziowie w Polsce mają wystarczające doświadczenie?”, DGP z 7 czerwca 2012 r.).
Sędzia to nie „jeden z zawodów prawniczych”. Sędzia to prawnik, który ma być mędrcem. A jeśli tak, to państwo powinno gwarantować, aby sędziowie, zamiast jedynie tonąć w papierach (po 500 spraw w referacie, bez kompletnej obsługi asystenckiej), mieli też czas na poligony doświadczalne. Kilka z nich opisałam, byłoby tego więcej. Niech ćwiczą życie. Nie dla siebie. Dla tych, których los od nich zależy.