Realizacja przepisów projektu ustawy reprywatyzacyjnej przekracza możliwości budżetu państwa. Wątpliwości są również pod względem zgodności zapisów proponowanych w ustawie z prawem polskim i prawem międzynarodowym – stwierdził szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Jacek Sasin. Mówiąc prościej: zdaniem premiera Morawieckiego i jego ludzi Polski nie stać na uchwalenie ustawy reprywatyzacyjnej w kształcie zaproponowanym przez Ministerstwo Sprawiedliwości.



Takie stanowisko to błąd. Polski bowiem tak naprawdę nie stać na nieuchwalenie ustawy. Dalsze zwracanie nieruchomości i wypłacanie odszkodowań w perspektywie dekad będzie o wiele kosztowniejsze niżeli zamknięcie tematu kosztem 20-30 mld zł. Koniunktura gospodarcza sprzyja temu, by wreszcie raz na zawsze uporać się z demonami reprywatyzacji; tak jak zrobiły to już dawno temu inne państwa europejskie.
Jacek Sasin co prawda zaznaczył, że jego słowa nie oznaczają, iż ustawy nie będzie. Oznaczają – tylko i aż – że nie będzie jej w najbliższych tygodniach. Niestety sytuacja ta zaczyna przypominać poprzednie przypadki, gdy próbowano uchwalić ustawę reprywatyzacyjną. Warto pamiętać, że do Sejmu w ciągu ostatnich 28 lat trafiło ponad 20 projektów ustaw reprywatyzacyjnych. Za każdym razem jednak na drodze do rozliczenia się z komunistycznymi wypaczeniami stawali politycy, którzy – zazwyczaj hojni – nagle zaczynali troszczyć się o publiczne pieniądze. Tak jest i tym razem.
Sytuacja jest patowa, gdyż kancelaria premiera w projekcie rzutkiego wiceministra Patryka Jakiego dostrzega dwa mankamenty. Po pierwsze: wyjdzie za drogo. Po drugie: są zastrzeżenia dotyczące ustalonego kręgu osób uprawnionych do rekompensaty, który zdaniem niektórych ekspertów jest zbyt wąski (projekt, w pewnym uproszczeniu, przewiduje, że pieniądze będą mogli uzyskać tylko polscy obywatele przy założeniu, że znacjonalizowany grunt również należał do Polaka). Rzecz w tym, że obniżenie kosztów spowoduje także jeszcze większe zawężenie liczby uprawnionych do uzyskania pieniędzy. A wyjście naprzeciw oczekiwaniom fachowców od prawa międzynarodowego drastycznie podniosłoby koszt wprowadzenia nowego prawa. Innymi słowy, Ministerstwo Sprawiedliwości, któremu zwrócono projekt do poprawki, ma jedną łatę na dwie znajdujące się daleko od siebie dziury.
Prawdą jest, że grunt międzynarodowy do przyjmowania ustawy reprywatyzacyjnej jest nad wyraz grząski. Środowiska amerykańskie i żydowskie stanowczo protestują przeciwko przepisom przygotowanym przez Patryka Jakiego i jego zespół. Przecież na łamach DGP amerykańscy prawnicy reprezentujący żydowskie rody ostrzegali, że „jeszcze zapłacimy za ustawę reprywatyzacyjną”. Zapewne w Izraelu i USA przyjęcie kolejnego niemile widzianego aktu w chwilę po uchwaleniu przepisów nowelizacji ustawy o IPN byłoby poczytywane jako zmasowany atak na tamtejsze interesy. Być może więc kancelaria premiera chce wyciszyć i tak już nabrzmiałe spory. Szkoda jedynie, że ich ofiarą padnie duża ustawa reprywatyzacyjna. A co za tym idzie, my wszyscy, którzy zrzucimy się na kolejne odszkodowania i zwroty nieruchomości.