21 w ciągu prawie dwóch lat. Tyle łącznie osobistych instrukcji trafiło z gabinetu Zbigniewa Ziobry i jego zastępców na niższe szczeble prokuratury od momentu wejścia w życie pisowskiej reformy
To właśnie ona zalegalizowała pisemne polecenia płynące z góry i dotyczące prowadzenia spraw. Dzięki temu szefowie jednostek mogą zgodnie z prawem nakazywać swoim podwładnym, kogo przesłuchać, komu postawić zarzuty czy jakie postępowanie umorzyć. Wcześniej było to wprost zakazane w ustawie. Krytycy zmian alarmowali, że przełożeni – w tym sam prokurator generalny – zyskują możliwość oficjalnego ingerowania w śledztwa.
Jak wynika z odpowiedzi na interpelację posłów Platformy Obywatelskiej, od początku marca 2016 r. prokurator generalny bezpośrednio wydał tylko trzy polecenia służbowe, a jego pierwszy zastępca prokurator krajowy Bogdan Święczkowski – dwa. Pozostałe 16 pochodziło od kolejnych sześciu zastępców PG.
Obawy, że będzie to instrument ręcznego sterowania śledztwami, się nie potwierdziły. Ale zdaniem szeregowych śledczych zarówno dawniej, czyli przed reformą, jak i teraz pozostaje możliwość wydawania nieformalnych wytycznych. Oficjalne polecenia, po których zostaje ślad w aktach i od których można się odwołać, są wykorzystywane przez szefów zwykle w przypadkach, gdy podwładny popełnił ewidentny błąd. Wciąż tę oficjalną ścieżkę można jednak obchodzić, np. przez odbieranie śledztw referentom czy przenoszenie ich między wydziałami. Tak właśnie omijano zakaz wydawania instrukcji, kiedy obowiązywała stara ustawa.
Lista spraw, w których prokurator generalny publicznie deklarował, że wyda lub już wydał polecenie podwładnym, jest dłuższa, niż wskazują oficjalne statystyki. Czy to oznacza, że wiele instrukcji nie było na piśmie? Nie wiadomo, bo Prokuratura Krajowa twierdzi, że nie rejestruje poleceń wydanych przez kierownictwo – mimo że przesłaliśmy jej dane z odpowiedzi na interpelację udzieloną przez samego Bogdana Święczkowskiego
Niezależni, ale...
/
Dziennik Gazeta Prawna
Jednym z najczęstszych zarzutów wobec obowiązującego od 4 marca 2016 r. prawa o prokuraturze (Dz.U. z 2016 r. poz. 177) był ten, że nowe przepisy zalegalizują bezpośrednią ingerencję w śledztwa przez szefów, w efekcie czego niezależność szeregowych śledczych stanie się fikcją. A ponieważ szef prokuratury jest jednocześnie ministrem sprawiedliwości, pojawiły się obawy, że już drogą oficjalną naciski polityczne będą płynąć z samej góry.
Taka możliwość powstała za sprawą art. 7, który pozwala przełożonym wydawać polecenia dotyczące czynności procesowych (w poprzedniej ustawie było to wprost zakazane). Instrukcje mogą więc dotyczyć wszystkich kwestii: kogo przesłuchać, komu postawić zarzuty, które postępowanie umorzyć czy od jakiego wyroku złożyć odwołanie. W zamyśle chodziło o skorygowanie błędnej decyzji referenta. – Ważne, aby odbywało się to w sposób transparentny, aby była procedura odwoławcza, by prokurator mógł sprzeciwić się poleceniu przełożonego. I to wszystko w nowej ustawie jest zagwarantowane – mówił dwa lata temu w wywiadzie dla DGP prokurator krajowy Bogdan Święczkowski.
Rzeczywiście, zgodnie z przepisami polecenie musi być sporządzone na piśmie, a zainteresowany prokurator może zażądać uzasadnienia. Jeśli nie zgadzałby się z wydanym mu nakazem, ma
prawo domagać się jego zmiany lub wyłączenia od wykonania czynności albo w ogóle wykluczenia ze sprawy. Czy tak się stanie, zdecyduje jednak ten sam przełożony, który wydał polecenie.
Zapytaliśmy Prokuraturę Krajową o to, jak często i w jakich sprawach jej kierownictwo wykorzystywało art. 7 przez prawie dwa lata, od kiedy weszła w życie reforma. W oficjalnej odpowiedzi usłyszeliśmy, że jest to niewykonalne. – PK nie prowadzi rejestru poleceń dotyczących treści czynności procesowych wydanych na podstawie art. 7
prawa o prokuraturze – twierdzi Ewa Bialik z PK.
Okazuje się jednak, że to nieprawda. Informacja o liczbie poleceń wydanych bezpośrednio przez PG, I zastępcę PG – prokuratora krajowego i pozostałych zastępców PG (obecnie jest ich aż siedmiu) znalazła się bowiem w odpowiedzi na interpelację grupy posłów PO, udzielonej przez samego Święczkowskiego. Wynika z niej, że od początku marca 2016 r. było 21 takich instrukcji: trzy osobiście wydał
Ziobro, dwie – prokurator krajowy, a 16 – zastępcy PG. W 15 przypadkach zostało sporządzone uzasadnienie.
Czy oznacza to, że obawy o ręcznym sterowaniu śledztwami i naciskach kierownictwa prokuratury na podległych prokuratorów się nie zmaterializowały? Zdaniem szeregowych śledczych sytuacja wcale nie przedstawia się tak różowo. – Polecenie służbowe zmierza do poprawienia konkretnego błędu dostrzeżonego przez prokuratora przełożonego. Jest to bezpieczne, bo zwykle nie budzi merytorycznych kontrowersji. I jestem pewien, że te 21 poleceń dotyczy takich właśnie przypadków – mówi prokurator z jednostki okręgowej.
Skala pozaprotokolarnych interwencji jest nie do oszacowania. Wystarczy jednak przejrzeć listę spraw, w których Ziobro sam deklarował, że wyda polecenie swoim podwładnym, aby zobaczyć, że ich liczba nie zgadza się z oficjalnymi statystykami. Tylko w 2017 r. PG nakazywał m.in. wszczęcie śledztwa w sprawie zaniedbań byłych prokuratorów z Pucka, którzy umorzyli sprawę polskiego Fritzla; wznowienie postępowania w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej, złożenie zażalenia na decyzję sądu o umieszczeniu w zakładzie psychiatrycznym
kierowcy, który taranował przechodniów na deptaku w Sopocie czy wniesienie apelacji od wyroku skazującego sprawców zgwałcenia tłumaczki z Elbląga. Media donosiły też np., że to Ziobro polecił poznańskiej jednostce wycofanie wniosku o utajnienie rozprawy dotyczącej śmierci Ewy Tylman. Były też interwencje w politycznie drażliwych sprawach, jak nakazanie prokuraturze w Poznaniu złożenie apelacji od wyroku dotyczącego niepełnych informacji w oświadczeniu majątkowym prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza (mimo że wcześniej sami śledczy wnioskowali do sądu o warunkowe umorzenie postępowania).
Zdaniem środowiska prokuratorskiego oficjalne polecenia służbowe są też rzadkością na niższych szczeblach. – Problemem nie jest zwracanie uwagi referentowi na jakieś konkretne okoliczności mające wpływ na podejmowanie przez niego decyzji, tylko czynienie tego nieformalnie, w kuluarowych rozmowach, w zaciszu gabinetu i co najważniejsze – bez podpisu – podkreśla inny prokurator ze szczebla okręgowego.
Jak wynika z danych z regionu lubelskiego, białostockiego i poznańskiego, zebranych przez Związek Zawodowy Prokuratorów i Pracowników Prokuratury RP, na razie nie odnotowano tam ani jednego takiego przypadku. Szef organizacji Jacek Skała (obecnie na delegacji w PK) przekonuje, że choć art. 7 można dziś omijać, to takie samo ryzyko istniało za starej ustawy.
– Tak jak dziś można to było robić poprzez odbieranie referentom spraw, przenoszenie ich do innych jednostek. Przykładem była choćby sprawa pozwolenia na broń Cezarego Grabarczyka – mówi prok. Skała (prokuratorowi, który chciał postawić zarzuty ministrowi, odebrano śledztwo i przekazano innemu referentowi, a ten szybko umorzył sprawę – red.). Według prok. Skały dzięki art. 7 referent, który dostaje od szefa nieformalną instrukcję, może przynajmniej domagać się jej udokumentowania.
– Znany jest przypadek prokuratora, który zażądał na piśmie polecenia sporządzenia trzech środków odwoławczych. Sąd ich potem nie uwzględnił. Wyszło zatem na to, że prokurator miał rację, a w aktach jest ślad bezzasadności polecenia przełożonego – tłumaczy szef związkowców, dodając, że szef jednostki powinien w tym przypadku ponieść konsekwencje przewidziane w prawie o prokuraturze (np. w formie wytknięcia uchybienia).