Na podstawie ustawy nacjonalizacyjnej uchwalonej w 1946 r. nie da się dziś uzyskać odszkodowań. Byli właściciele zakładów przemysłowych, pozbawieni ich po wojnie, muszą czekać na przepisy o reprywatyzacji – uznał Sąd Najwyższy.
Salomea D. w pozwie złożonym przeciwko wojewodzie lubelskiemu oraz prezesowi Rady Ministrów domagała się 29 mln zł odszkodowania za nacjonalizację młyna zbożowego, którego współwłaścicielką stała się po II wojnie światowej. Ale w styczniu 1946 r. została uchwalona ustawa o przejęciu na własność państwa podstawowych gałęzi gospodarki narodowej. Na jej mocy państwo miało za odszkodowaniem odebrać osobom prywatnym firmy z różnych branż przemysłu, w tym spożywczego.
Taki los spotkał młyn należący do rodziny pani D. Został on przejęty przez państwo w 1951 r., ale odszkodowanie nie zostało nigdy wypłacone. Zgodnie z art. 7 ustawy nacjonalizacyjnej jego wysokość powinna ustalić specjalna komisja, tyle że... takowa nigdy nie została powołana. Władze nie wydały też przewidzianych rozporządzeń regulujących skład i tryb wyłaniania komisji odszkodowawczych.
Roszczenia pani D. zostały oparte właśnie na art. 7 ust. 1 wspomnianej ustawy, wprost mówiącym o przysługującym odszkodowaniu (w powiązaniu z art. 4171 par. 4 k.c., normującym delikt legislacyjny polegający na wyrządzeniu szkody przez niewydanie aktu normatywnego przez władze).
Sąd I instancji oddalił powództwo, wskazując, że przepis, na który powoływała się Salomea D., nie może być samodzielną podstawą roszczeń. Rozpatrujący apelację sąd II instancji uznał, że jest to jednak poważny problem prawny, z którym trzeba zwrócić się do SN.
Ten jednak stwierdził w uchwale, podjętej w składzie trzech sędziów, że art. 7 ust. 1 ustawy nacjonalizacyjnej nie może stanowić podstawy prawnej roszczenia o odszkodowanie z tytułu przejęcia przez państwo na własność przedsiębiorstw wymienionych w art. 3. Przepis wskazywał być może na jakieś plany władz odnośnie do odszkodowań za znacjonalizowane zakłady, ale to były tylko deklaracje, z których państwo się nie wywiązało. Przepisy są tak skonstruowane, że odsyłają do aktów wykonawczych, których nigdy nie wydano. Zresztą w obecnych warunkach takie rozporządzenia byłyby uznane za niezgodne z konstytucją – powiedział sędzia Krzysztof Pietrzykowski.
– Sąd nie może wstępować w rolę ustawodawcy, nie może zastępować organów stanowiących prawo. Pewne deklaracje państwa płynące z tej ustawy może powinny zostać zrealizowane, ale w formie ustaw reprywatyzacyjnych – stwierdził w konkluzji sędzia Pietrzykowski.
ORZECZNICTWO
Uchwała SN z 15 grudnia 2017 r., sygn. akt III CZP 86/17.