W ostatnim czasie pojawił się jeszcze jeden aspekt, na który być może powinniśmy zwracać uwagę, lajkując, często wręcz automatycznie, cudze posty. Powstaje bowiem pytanie, czy w razie polubienia treści, które mogą mieć bezprawny charakter (np. treści naruszające dobra osobiste, mające charakter zniesławienia, obelgi) grozi nam odpowiedzialność z tego tytułu.
To pytanie dotąd mocno abstrakcyjne. Jednak zaledwie w tym roku mieliśmy do czynienia z dwoma sprawami, w których ta kwestia była przedmiotem zainteresowania organów wymiaru sprawiedliwości. W maju tego roku zapadł bowiem pierwszy wyrok skazujący właśnie za polubienie cudzych materiałów. Szwajcarski sąd uznał odpowiedzialność mężczyzny, który zniesławił na swoim Facebookowym profilu Erwina Kesslera – znanego w Szwajcarii obrońcę zwierząt. Sąd dopatrzył się zniesławienia nie tylko w publikacji wpisu nazywającego Kesslera rasistą i antysemitą, ale także w „zalajkowaniu” kilku niewybrednych komentarzy pod jego adresem. Sąd uznał, że dla przypisania odpowiedzialności w tej sprawie wystarczy sam fakt „zalajkowania” negatywnych treści. Klikając „Lubię to”, w dorozumiany sposób zgodził się z treścią tych wpisów i uczynił je własnymi, rozpowszechniając je dalej w sieci. W konsekwencji sąd skazał „lajkującego” na karę grzywny.
Podobna sprawa toczy się również we Włoszech, gdzie prokurator skierował akt oskarżenia wobec siedmiu osób, które polubiły krytyczny tekst na temat działań burmistrza i urzędników.
Czy biorąc pod uwagę te sprawy, rzeczywiście mamy się czego obawiać? Czy postrzegany do tej pory raczej niewinnie „lajk” może przysporzyć nam takich kłopotów, jak w opisanych wyżej przypadkach?
Rzeczywiście, bardzo często się zdarza, że „lajkowane” treści mogą zawierać treści niezgodne z prawem – stanowiące czyny zabronione. Czy jednak samo „lajkowanie” tych materiałów pozwala przypisać „lajkującemu” odpowiedzialność za ich treść?
Patrząc na „lajkowanie” z perspektywy polskiego prawa karnego, wydaje się, że przypisanie odpowiedzialności za polubienie obraźliwego czy nienawistnego postu idzie jednak za daleko. Należałoby bowiem wykazać, że osoba „lajkująca” sama miała zamiar obrazić daną osobę, nawoływać do nienawiści lub dokonywać innych niezgodnych z prawem czynności, które „lajkuje”. Sam gest „Lubię to!” tych intencji nie zdradza. Z drugiej strony trzeba jednak pamiętać, że art. 255 przewiduje odpowiedzialność karną za „publiczne pochwalanie” przestępstwa. W przypadku niektórych wpisów, które mają przestępczy charakter, np.: zniesławienia, zniewagi, gróźb, nawoływania do nienawiści czy propagowania faszystowskiego ustroju państwa, nie można wykluczyć, że ich „polubienie” będzie stanowić czyn „pochwalania” przestępstwa w rozumieniu wskazanego wyżej przepisu.
Poza kwestią odpowiedzialności karnej można rozważyć, czy „lajkowanie” treści naruszających dobra osobiste, np.: cześć, dobre imię czy prywatność, będzie również naruszać te dobra. Mimo że do naruszenia dóbr osobistych może dojść nie tylko w sposób werbalny, ale też dorozumiany, gestem lub symbolem, to jednak sama aprobata dla bezprawnych działań wyrażona kliknięciem „Lubię to!” nie wystarcza, aby uznać, że mamy do czynienia z naruszeniem dóbr osobistych. Inaczej wygląda natomiast kwestia „dzielenia się” bezprawną treścią, np. poprzez jej zamieszczenie na naszym profilu. Na taką możliwość przypisania odpowiedzialności z tytułu naruszenia dóbr osobistych przez powielanie bezprawnych informacji opublikowanych przez inną osobę wskazał Sąd Apelacyjny w Gdańsku w wyroku z 27 kwietnia 2016 r. (sygn. I ACa 1068/15): „Powielanie naruszających dobra osobiste informacji opublikowanych przez inny podmiot może prowadzić do przypisania odpowiedzialności za naruszenie dóbr osobistych nie tylko autorowi tych informacji, ale i osobom jedynie je przetwarzającym, powielającym, przekazującym dalszemu kręgowi potencjalnych odbiorców. Odpowiedzialność takich osób, pomimo że nie one są autorami publikacji źródłowej, może zachodzić w konkretnych okolicznościach danego stanu faktycznego”.
Wskazane wyżej sprawy pokazują, że komunikacja w Internecie znajduje się pod coraz ostrzejszą kontrolą organów wymiaru sprawiedliwości. Wydaje się jednak, że „lajkowanie” zostało potraktowane z nadmiernym rygoryzmem, a ewentualną odpowiedzialność za naruszanie prawa w internetowych postach i komentarzach powinni ponosić ich autorzy. Kierowanie przeciwko nim roszczeń i tak napotyka przeszkody, z uwagi na trudności w ustaleniu ich danych, zwłaszcza jeśli administratorem portali są podmioty spoza Unii Europejskiej. Rosnąca liczba takich spraw pokazuje jednak, że nie jest to niemożliwe, a anonimowość w sieci nie ma bezwzględnego charakteru.