Sąd Najwyższy nie otworzył wczoraj Sądowi Apelacyjnemu w Warszawie drogi do zbadania, czy Julia Przyłębska jest szefem Trybunału Konstytucyjnego, czy nie.
Sąd Najwyższy nie otworzył wczoraj Sądowi Apelacyjnemu w Warszawie drogi do zbadania, czy Julia Przyłębska jest szefem Trybunału Konstytucyjnego, czy nie.
/>
Dla rozstrzygnięcia sprawy, którą zainicjował przed sądem powszechnym ówczesny prezes TK Andrzej Rzepliński (patrz: grafika), nie ma znaczenia, czy Julia Przyłębska została prawidłowo wybrana na jego następcę na tym stanowisku, czy też nie. Do takich wniosków doszedł wczoraj SN. I dlatego zdecydował, że nie odpowie na zadane przez sąd apelacyjny pytanie, czy możliwe jest badanie przez sąd powszechny procedury wyłaniania władz TK.
Konstytucjonaliści nie kryją rozczarowania.
– To oznacza, że pozostajemy z problemem. Póki co bowiem nadal nie zostanie rozstrzygnięta kwestia, czy mamy do czynienia z prawidłowo wybranym prezesem TK. A im dłużej ten stan będzie trwał, tym gorzej dla pewności prawa i stabilności ustroju – uważa dr hab. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.
Zbyt ciekawski SA
Sąd Apelacyjny w Warszawie, zwracając się do SN z pytaniem prawnym, chciał wiedzieć przede wszystkim, czy wolno mu skontrolować prawidłowość procesów wyboru i powołania na stanowisko prezesa TK Julii Przyłębskiej. Przypomnijmy, w grudniu zeszłego roku, kiedy było już wiadomo, że to właśnie Przyłębska stanie na czele sądu konstytucyjnego, wielu prawników formułowało wątpliwości co do prawidłowości procedur, które do tego doprowadziły. Wskazywano m.in., że w zgromadzeniu ogólnym sędziów TK, które wyłoniło dwóch kandydatów na prezesa TK, brali udział sędziowie dublerzy, że nie podjęto uchwały o wyborze kandydatów, że zgromadzenia nie zwołał wiceprezes TK. Na te wątpliwości w pytaniu wskazywał również warszawski sąd apelacyjny. SN jednak ich nie rozwiał. Nie powiedział również, czy w ogóle jest możliwość badania przez sąd powszechny procedury wyłaniania prezesa TK. Zamiast tego zdecydował o odmowie podjęcia uchwały.
Głównym powodem takiej decyzji było uznanie przez SN, że w pytaniu prawnym przedstawionym przez SA w Warszawie nie wykazano rzeczywistego problemu prawnego wymagającego rozstrzygnięcia. Jak zauważył Maciej Pacuda, sędzia sprawozdawca, to, o co pytał warszawski sąd, nie ma żadnego związku z rozstrzygnięciem sprawy, która przed tym sądem zawisła. A tylko wówczas, a więc gdy taki związek występuje, sąd ma prawo zadać pytanie prawne SN.
W ustnych motywach wyroku sędzia sprawozdawca wytknął sądowi apelacyjnemu, że zamiast wchodzić w rozważania na temat prawidłowości umocowania Julii Przyłębskiej do podejmowania czynności procesowych jako prezes TK, powinien w pierwszej kolejności zastanowić się nad prawidłowym określeniem stron postępowania, które się przed nim toczy. Jak tłumaczył sędzia Pacuda, w tej sprawie Andrzej Rzepliński, który wniósł pozew, nie występował jako osoba prywatna, a jako ówczesny prezes TK. A skoro tak, to należało złożony przez niego pozew po prostu odrzucić, powołując się przy tym na art. 199 par. 1 pkt 3 k.p.c. Przepis ten stanowi, że sąd odrzuci pozew, jeżeli m.in. powód nie ma zdolności procesowej. I zdaniem SN właśnie ta negatywna przesłanka procesowa wystąpiła w sprawie zawisłej przed warszawskim SA. Jak bowiem tłumaczył Maciej Pacuda, ani przepisy kodeksu postępowania cywilnego, ani ustaw dotyczących TK nie przyznają prezesowi trybunału legitymacji do wszczęcia przed sądem cywilnym takiego postępowania, jakiego domagał się Andrzej Rzepliński. Innymi słowy – pozew zostałby odrzucony niezależnie od tego, czy następca Rzeplińskiego na stanowisku prezesa TK zostałby wybrany prawidłowo, czy też nie. Tak więc zdaniem SN nie było potrzeby badania tego zagadnienia.
Sprawa otwarta
Wczorajsza decyzja SN nie oznacza bynajmniej, że problem oceny prawidłowości wyboru Julii Przyłębskiej na prezesa TK już nie powróci.
– W świetle przedstawionych przez SA w Warszawie w pytaniu prawnym wątpliwości nie mamy do czynienia z legalnie wybranym prezesem TK. I im szybciej zostanie to stwierdzone, tym lepiej dla całego państwa. A jedynym organem, który może to stwierdzić, jest niezawisły sąd – uważa dr hab. Piotrowski.
Mało jednak prawdopodobne, że podejmie się tego SA w Warszawie. Bo choć SN wczoraj nie rozstrzygnął sprawy w sposób merytoryczny, to jednak uzasadniając postanowienie o odmowie podjęcia uchwały, dał konkretne wskazówki, w jaki sposób, jego zdaniem, SA powinien postąpić.
– SN swoją decyzją co prawda nie otworzył warszawskiemu sądowi apelacyjnemu drogi do badania prawidłowości wyboru prezesa TK w tym konkretnym postępowaniu, ale przecież nie oznacza to, że w świetle wczorajszego rozstrzygnięcia takie badanie przez inne sądy, w innych postępowaniach jest w ogóle wykluczone – zauważa dr hab. Sławomir Patyra, konstytucjonalista z UMSC w Lublinie. I dodaje, że jego zdaniem lepszą ścieżką do uzyskania takiego rozstrzygnięcia byłaby ta oparta na przepisach kodeksu postępowania administracyjnego. Jak zauważa, sądom administracyjnym jest zdecydowanie bliżej do kwestii ustrojowych niż sądom cywilnym.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama