Mija miesiąc od ulicznych protestów, łańcuchów światła, żarliwych przemów na ulicach wielu miast w Polsce. Czas na wizytę w sądzie.
Mija miesiąc od ulicznych protestów, łańcuchów światła, żarliwych przemów na ulicach wielu miast w Polsce. Czas na wizytę w sądzie.
Sprawa nadzwyczaj prosta – odebrać odpis księgi wieczystej. Można byłoby wydrukować z internetu, ale odpis ma być z pieczątkami, bo innego urząd nie przyjmie.
W warszawskim Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa (Al. Solidarności 58) ludzie stłoczeni do granic możliwości. Wszyscy, którzy przyszli po odpis, załatwiani są w przedsionku, bo jak inaczej nazwać kilkumetrową powierzchnię tuż przy drzwiach wejściowych? Z jednej kolejki prowadzącej do bramki prześwietlającej wchodzących i ich torby, automatycznie wchodzi się w drugą, wijącą się do jedynego okienka, w którym jedna i ta sama osoba wydaje odpisy oraz udziela wszelkich informacji.
Lepiej od razu pytać innych oczekujących. Chętnie podpowiedzą, skąd wziąć wniosek (leży przy okienku, trzeba się tylko przecisnąć) i że na piętrze trzeba zapłacić 30 zł. Schody wysokie, okazałe, jak cały zabytkowy budynek Hipoteki pamiętającej jeszcze I wojnę światową.
Dostojną ciszę szerokich, pustych korytarzy mąci jedynie gwar ciżby oczekującej do kasy. Okienko znów jedno, bo tu też obsługuje tylko jedna osoba. W ogonku kilkadziesiąt osób. Po odstaniu, powrót na parter, gdzie kolejka równie długa, ale posuwa się wolniej, bo załatwianie trwa dłużej.
Ścisk, gwar, żadnej ławki (bo i gdzie miałaby stać?). Szczęśliwi ci, którym uda się oprzeć o róg ściany albo o poręcz wijącą się wzdłuż schodów prowadzących w górę, tam, gdzie cisza i dostojeństwo. Tu, na parterze, ulgę przynosi tylko chłód barierki. Namiastka tego, co w górze, niedosiężne.
W kolejce w zdecydowanej większość osoby starsze, w wieku 60–80 lat. Dostały pismo, że mogą z 95-proc. bonifikatą przekształcić użytkowanie wieczyste we własność, więc przyszły i stoją. Niektórzy już drugi raz, bo nie wpisali poprawnego numeru hipoteki, pani z kasy to wykryła, musieli zejść na dół, wypełnić nowy wniosek, wdrapać się z powrotem na górę, zapłacić, wrócić na dół... A w tym czasie kolejka przeszła.
Nie mają gdzie usiąść, po godzinie niektórzy słaniają się na nogach, nieśmiało proszą o możliwość oparcia się. Proszą wstydliwie, bo przecież jeszcze przed chwilą z dumą podkreślali, że mimo 80 lat świetnie sobie radzą. Na tyle dobrze, że jeszcze niedawno na poważnie zastanawiali się, czy nie warto by iść na Krakowskie Przedmieście.
Zimny prysznic po lipcowej gorączce. Minął miesiąc, a ideał sięgnął parteru (dosłownie i w przenośni). To prawda, że walka o niezawisłość sędziów niewiele ma wspólnego z buchalterią wieczystych ksiąg. Ale instytucjonalnie to przecież jedno i to samo. Tam sąd i tu sąd.
PS. Po tym, gdy poinformowałam w okienku, że opiszemy w DGP obsługę wydawania odpisów, na stronie SR dla Warszawy-Mokotowa ukazała się informacja, że w związku ze wzmożonym wpływem wniosków o odpisy z ksiąg wieczystych aktualnie w sądzie funkcjonują dwa punkty wydawania tych dokumentów. Jeden w okienku na parterze (tam gdzie informacja), drugi w pokoju nr 323.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama