Nieduży dom, działka, kilkuletni samochód. I kredyt. Tak wygląda majątek przeciętnego sędziego Sądu Najwyższego.
Nie na bogato / Dziennik Gazeta Prawna
Debata o tym, czy oświadczenia majątkowe sędziów powinny być publikowane, która toczyła się przed rokiem, była burzliwa. Zwolennicy przekonywali, że jawność w przypadku sędziowskiej kasty jest kluczowa. Przeciwnicy uważali, że niczemu pisanie w internecie, kto ile posiada, nie służy.
– Czy dobry prawnik będzie się godził na to, że jego cały majątek będzie wywieszony na płocie? – pytała wówczas retorycznie pierwsza prezes SN prof. Małgorzata Gersdorf.
Ostatecznie jednak politycy postawili na swoim. A Sąd Najwyższy do przepisów ustawy o Sądzie Najwyższym (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 1254 ze zm.) i prawa o ustroju sądów powszechnych (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 2062 ze zm.) w nowym brzmieniu się zastosował.
Stąd od piątku wiemy już, w jakich warunkach mieszkają sędziowie, czym jeżdżą oraz czy lubią drogie zegarki.
Koń by się uśmiał
Analiza udostępnionych oświadczeń, którą DGP przeprowadził, pokazuje, że sędziowie żyją godnie, ale bez nadzwyczajnego przepychu. Większość z nich jeździ kilkuletnimi samochodami. Dominują takie marki jak toyota, honda i ford. Mercedesy i lexusy można policzyć na palcach jednej ręki. Orzekający w SN nie wydają też pieniędzy na majątek ruchomy o wartości powyżej 10 tys. zł. Tylko dwoje sędziów wskazało, że ma sprzęt RTV wart więcej niż ta kwota. Zaledwie jeden sędzia ma drogi zegarek. W oświadczeniach można też znaleźć jednego konia. Podobnie jeden z orzekających oświadczył, że gromadzi metale szlachetne. Wiadomo też, że sędziowie nie zbierają książek. Tylko jedna osoba zadeklarowała, że jej biblioteczka warta jest powyżej 10 tys. zł.
Sędziowie nie mają też skłonności do ryzyka. Pojedynczy posiadają akcje spółek. Tylko jeden z nich ma ich duży pakiet. W tym papiery wyemitowane przez Telewizję Republika.
W Sądzie Najwyższym występuje jednak rozwarstwienie majątkowe. Przykłady? Najbiedniejszy jest prof. Roman Trzaskowski, który dopiero od 2017 r. jest sędzią SN. Wcześniej był dyrektorem Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości. I choć w 2016 r. zarobił ponad 400 tys. zł, dysponuje jedynie 50 tys. zł oszczędności i nie ma mieszkania. Z drugiej strony – długów też nie ma. Sędzia Monika Koba ma 73-metrowe mieszkanie wraz z mężem, 3 tys. zł oszczędności. Jeździ 13-letnim volkswagenem. Skromnie żyje też Krzysztof Staryk. Mimo że ma zgromadzone ponad 400 tys. zł, mieszka w kawalerce o powierzchni 23 mkw.
Na drugim biegunie mamy choćby sędziego Zbigniewa Kwaśniewskiego. Pracuje jako sędzia SN i profesor na uczelni, pobiera także emeryturę. Oprócz domu, dwóch mieszkań i działki zgromadził 2 mln zł oszczędności. I ma 12-letniego nissana micrę. Henryk Pietrzkowski ma 200-metrowy dom, 107-metrowe mieszkanie, 400 tys. zł oszczędności i ulokowane w funduszu inwestycyjnym ponad 800 tys. zł. A ponadto lexusa i toyotę.
Przeciętny status majątkowy w SN doskonale obrazuje za to jego rzecznik prasowy, Michał Laskowski. Posiada połowę udziałów w domu o powierzchni 112 mkw., własne 58-metrowe mieszkanie, 50 tys. zł oszczędności i 4-letnie suzuki.
(Nie)tłuste koty
– Nie ma mowy o tłustych kotach, jak nas nazywają politycy. Nasze oświadczenia majątkowe doskonale pokazują, że żyjemy tak jak każdy inny. Jednym powodzi się lepiej, innym gorzej. Pamiętajmy, że mówimy o osobach, które mają za sobą już kilkadziesiąt lat pracy zawodowej – mówi jeden z sędziów SN.
Potwierdza to Bartłomiej Przymusiński, rzecznik prasowy sędziowskiego stowarzyszenia Iustitia. – Na pewno nie można mówić, że sędziowie źle zarabiają. Zarabiają przyzwoicie. Większość ma zdolność kredytową, mogą więc kupić mieszkanie lub dom, porządny samochód. Ale o luksusach nie ma mowy. Ani nie jest tak, że mamy wiele nieruchomości, ani pod gmachy sądów nie podjeżdżają samochody, które by przyciągały wzrok przechodniów. Jeśli więc ktoś miałby wybierać zawód tylko po tym, ile się zarabia, na pewno nie chciałby zostać sędzią – mówi. I dodaje, że oczywiście sytuacja majątkowa tych sędziów, których bliscy także wykonują ten mimo wszystko godnie opłacany zawód – a oczywiście takie przypadki się zdarzają – jest lepsza.
– Ale pamiętajmy też, że nie można patrzeć na status sędziów sądów rejonowych czy okręgowych przez pryzmat oświadczeń majątkowych sędziów Sądu Najwyższego. Ci ostatni oczywiście co do zasady zarabiają więcej – zastrzega sędzia Przymusiński.
Dlaczego tak wiele oświadczeń nie zostało opublikowanych? Część dlatego, że sędziowie w tym roku złożyli je bardzo szybko. Jeśli ktoś zdążył do 5 stycznia 2017 r., w tym roku jeszcze podpisany przez niego dokument nie podlega publikacji.
25 sędziów SN zawnioskowało zaś o nadanie ich oświadczeniom klauzuli „zastrzeżone”. W 15 przypadkach prezes SN zdecydowała się poprzeć postulat. Taka możliwość istnieje np. wówczas, gdy z dokumentu wynikałoby, że sędzia lub ktoś z jego najbliższej rodziny jest ciężko chory.
I wreszcie: co z oświadczeniem prof. Małgorzaty Gersdorf? Tego bowiem też próżno szukać na stronie SN, choć, jak nas zapewniono w sądzie, pierwsza prezes złożyła dokument.
– Ustawodawca wskazał prezydenta RP jako osobę właściwą do udostępnienia oświadczenia majątkowego pani prezes i nie będziemy tego uprawnienia panu prezydentowi odbierać – wyjaśnia Krzysztof Michałowski z zespołu prasowego sądu.
Nowelizacja kilkunastu ustaw, która wprowadziła m.in. zasadę jawności oświadczeń majątkowych sędziów, została uchwalona w listopadzie 2016 r. Weszła w życie 6 stycznia 2017 r. (stąd złożenie oświadczenia przed tym terminem zwalnia z obowiązku jego publikacji). Przy czym należy pamiętać, że sędziowie oświadczenia składają od dawna. Zmiana obejmuje to, że teraz są one dostępne dla wszystkich, a nie tylko podmiotów uprawnionych do kontroli, jak np. CBA.