- Obowiązkiem wezwanego urzędnika – państwowego czy samorządowego – jest stawienie się przed oblicze tego gremium - mówi w wywiadzie dla DGP dr Łukasz Bernatowicz, radca prawny, autor książki „Reprywatyzacja na przykładzie gruntów warszawskich".
/>
Śledził pan pierwszą rozprawę przed komisją weryfikacyjną dotyczącą zwrotu nieruchomości przy ul. Twardej?
Oczywiście.
I jakie wrażenia?
Takie, jakich niestety się spodziewałem. Więcej było show niż merytorycznej analizy sytuacji, którą komisja miała się zająć.
Co się nie podobało?
Przede wszystkim sposób prowadzenia rozprawy przez przewodniczącego komisji, który nie pozwalał na swobodną wypowiedź pełnomocnikom strony. Widać, że nie jest to jego codzienne zajęcie i że nie odróżnia roli śledczego (oskarżyciela) od sędziego (arbitra), a kimś takim powinien być przewodniczący komisji. Widać również, że Patryk Jaki to bardziej polityk, który jest przyzwyczajony do tego, by nie pozwalać adwersarzowi dokończyć zdania, niż szef gremium, któremu powinno zależeć na dojściu do prawdy. Nie jest osobą bezstronną, która będzie oceniała w sposób sprawiedliwy i obiektywny sprawy reprywatyzacyjne.
Wniosek mec. Marka Gromelskiego o jego wyłączenie nie był więc pana zdaniem pozbawiony sensu?
W mojej ocenie nie był. Pan Jaki zachowuje się raczej jak prokurator. Chce oskarżać osoby ewentualnie uwikłane w proceder bezprawnej reprywatyzacji. Wystarczy zapoznać się z jego wypowiedziami dla prasy – nie wypowiada się jako osoba, która będzie w sposób obiektywny oceniała prawidłowość postępowań zwrotowych, lecz jako śledczy właśnie. I tak niestety zachowywał się podczas rozprawy. Niewątpliwie zachodzą prawne przesłanki do jego wyłączenia. Nie miejmy jednak złudzeń, że do tego dojdzie. Nie podobał mi się również sposób przesłuchiwania świadka. Praktycznie każde pytanie skierowane do Krzysztofa Śledziewskiego zawierało tezę, którą zadający chciałby usłyszeć w odpowiedzi. Widać, że członkowie komisji nie mają praktycznego doświadczenia prawnego. To rzuca się od razu w oczy. Można oczywiście powiedzieć, że był to pierwszy dzień i że później będzie lepiej, ale szczerze w to wątpię. Będzie jeszcze gorzej.
Śledziewski to były długoletni pracownik urzędu miasta. Musi dobrze znać kulisy postępowań zwrotowych.
Nie można jednak zapominać, że został dyscyplinarnie zwolniony z ratusza, przez co nie jest świadkiem bezstronnym, a więc do końca wiarygodnym. Pan Śledziewski przechowywał w swoim biurku informacje z resortu finansów o rozliczeniu wypłaty odszkodowania za Chmielną 70, słynną działkę przy Pałacu Kultury i Nauki. Nie ujawnił jednak tego dokumentu w trakcie postępowania reprywatyzacyjnego prowadzonego w ratuszu, kiedy o jej zwrot wystąpili Grzegorz Majewski, Robert N. i Marzena K., za co został właśnie zwolniony z pracy. Nie rozumiem, jak można go teraz traktować jako niemalże świadka koronnego w sprawie nieprawidłowości w ratuszu, skoro on sam był ich źródłem. Zeznania takiego świadka przez sąd powszechny byłyby traktowane z dużą dozą sceptycyzmu. Pan Śledziewski jest przecież zainteresowany dopieczeniem swojemu byłemu pracodawcy i wybieleniem siebie, jego zeznania niekoniecznie muszą być obiektywne.
Dziś ma zeznawać – jako strona postępowania – Hanna Gronkiewicz-Waltz. Ta deklaruje jednak, że się nie stawi. Podczas konferencji prasowej powiedziała, że komisja nie ma uprawnień, by wzywać prezydenta miasta jako stronę. Rola tego organu skończyła się bowiem w momencie wydania decyzji zwrotowej. Podziela pan tę argumentację?
Powiem szczerze, że mam z tym problem. Prezydent albo powinna uznać, że komisja ma rację bytu, skoro została powołana na podstawie ustawy, i wtedy z nią współpracować, stawiając się na wezwanie, albo przyjąć koncepcję, że jest to organ niekonstytucyjny, i ignorować jego poczynania w całości.
A prezydent zachowuje się, jakby była trochę w ciąży... Z jednej strony przesyła komisji dokumenty, o które ta wnioskuje, z drugiej – nie chce się stawić na jej wezwanie, uznając, że ciało to nie ma umocowania.
Rzeczywiście brakuje konsekwencji. Moim zdaniem mleko się wylało w momencie powołania komisji. Ciało to korzysta z domniemania konstytucyjności. Obowiązkiem wezwanego urzędnika – państwowego czy samorządowego – jest stawienie się przed jego oblicze. Zawsze można odmówić składania zeznań. Niemniej po zeznaniach Śledziewskiego rozumiem, że prezydent nie chce się angażować w pokazówkę. Nie może jednak sobie wybierać, na wezwanie którego organu się stawi, a którego nie.
Co grozi jej za niestawienie się przed komisją?
Najbardziej realna wydaje się grzywna. W arsenale skłaniania świadka do stawienia się jest również przymusowe doprowadzenie. Tego sobie jednak nie wyobrażam. Chociaż może mam zbyt skromną wyobraźnię.
Jeden ze świadków odmówił już składania wyjaśnień. Mowa o Gertrudzie Jakubczyk-Furman, byłej naczelnik Biura Gospodarki Nieruchomościami, której prokuratura przedstawiła zarzuty przekroczenia uprawnień przy wydawaniu decyzji administracyjnych. Nie chcąc się samooskarżać, odmówiła odpowiadania na pytania komisji, za co została ukarana grzywną. W pana ocenie słusznie?
Nie powinna być ukarana. Korzystała z prawa do nieobciążania samej siebie. Nie miała obowiązku ryzykować, że to, co powie przed komisją, zostanie wykorzystane przeciwko niej w postępowaniu prokuratorskim, a później sądowym. To, że została ukarana, świadczy o braku elementarnej wiedzy komisji, która będzie wychodzić na jaw pewnie jeszcze nieraz. Jestem pewien, że pani Furman odwoła się od tej kary, a sąd, do którego się zwróci, ją anuluje.
Zdaniem miasta w przypadku ul. Twardej mamy do czynienia z pozytywnym sporem kompetencyjnym. Komisja wszczęła postępowanie rozpoznawcze w tej sprawie, ratusz natomiast zdecydował się wznowić postępowanie dotyczące prawomocnej decyzji zwrotowej. Rozstrzygnięcia obu organów mogą doprowadzić do uchylenia decyzji reprywatyzacyjnej. Co teraz? Ktoś powinien chyba ustąpić?
To dobre pytanie. Ten spór kompetencyjny powinien rozstrzygnąć Naczelny Sąd Administracyjny. Do tego czasu zaś postępowanie komisji powinno zostać zawieszone.
I komisja wstrzyma się z procedowaniem?
Ale skąd! Sprawy dotyczące ulic Twardej, Chmielnej 70, Noakowskiego 16 są jednymi z najbardziej nośnych. Nie po to wszczęto w tych przypadkach postępowania, by teraz je zawieszać i zajmować się jakimiś przyziemnymi sprawami, gdzie ktoś bezprawnie został wyrzucony z kamienicy i rzeczywiście powinien być wzięty w obronę przez państwo. Komisja to niestety twór polityczny. Nie ma czasu, by zawieszać postępowania. Prawdziwe zamieszanie jednak dopiero przed nami. Nie wyobrażam sobie, by decyzje komisji nie były skarżone do sądów, a te z dużą dozą prawdopodobieństwa będą je uchylać. To zaś wprowadzi niepewność co do statusu prawnego wielu nieruchomości, a co za tym idzie – będzie godziło w bezpieczeństwo obrotu gospodarczego. Pamiętajmy, że dotychczas w ramach reprywatyzacji zwrócono 4 tys. nieruchomości. Obawiam się, że chęć inwestowania w grunty, które mogą być następnie objęte dochodzeniem komisji, a ich status prawny podważony, znacznie osłabnie. Stan ten spowolni inwestycje w Warszawie na wiele lat.