Posłowie PiS, którzy złożyli w zeszłym tygodniu w Trybunale Konstytucyjnym wniosek o zbadanie przepisów określających procedurę wyboru I prezesa Sądu Najwyższego, podnieśli m.in., że kandydaci na to stanowisko nie są przedstawiani prezydentowi w formie uchwały.
A brak takiego aktu, w ich ocenie, narusza standardy demokratycznego państwa prawnego, gdyż „Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN jest organem kolegialnym, a więc prawną formą jego działania są uchwały”.
Politycy przypomnieli też „interesującą” kolejność zdarzeń. Otóż obecny stan prawny został wprowadzony 4 października 2004 r. Przed tą datą par. 8 regulaminu wyboru kandydatów na stanowisko I prezesa SN brzmiał następująco: „Przewodniczący Zgromadzenia Ogólnego przedstawia niezwłocznie Prezydentowi Rzeczpospolitej Polskiej uchwałę (...), ze wskazaniem liczby głosów uzyskanych przez kandydatów w poszczególnych głosowaniach”. Po korekcie przepis ten zyskał następującą treść: „Przewodniczący Zgromadzenia Ogólnego przedstawia niezwłocznie Prezydentowi Rzeczpospolitej Polskiej wyniki wyboru (...), ze wskazaniem liczby głosów uzyskanych przez kandydatów w poszczególnych głosowaniach”. Zmiana weszła w życie z chwilą jej podjęcia, a w tym samym dniu przeprowadzono wybory, w wyniku których pretendentami do fotela I prezesa SN zostali Lech Gardocki oraz Kazimierz Jaśkowski. Prezydent 18 października 2004 r. wybrał tego pierwszego. Parlamentarzyści PiS zwrócili uwagę na zbieżność dat. „Można się zatem zastanowić nad intencją zmiany w takim okresie” – czytamy w uzasadnieniu wniosku do Trybunału.
Sąd Najwyższy nie ma jednak w tej kwestii nic do ukrycia. Zapytany przez DGP wyjaśnia, że potrzeba skorygowania regulaminu wyboru kandydatów na I prezesa SN w 2004 r. podyktowana była przebiegiem obrad zgromadzenia ogólnego 13 września 2004 r. Wówczas nie udało się wyłonić kandydatów na stanowisko I prezesa SN. A winny okazał się właśnie regulamin.
Jak bowiem wyjaśnia Krzysztof Michałowski z zespołu prasowego SN, zgodnie z pierwotnym brzmieniem obowiązującego wówczas aktu każdy sędzia mógł oddać głos za kandydatem, przeciw lub wstrzymujący się. Z kolei za wybranych uważano te osoby, które otrzymały głosów „za” więcej niż „przeciw”.
– Taki sposób głosowania uniemożliwiał wyłonienie kandydatów na pierwszym zwołanym w tym celu Zgromadzeniu Ogólnym. Z uwagi na upływającą kadencję I prezesa SN Lecha Gardockiego konieczna była zmiana – tłumaczy Michałowski.
W tym celu zwołano więc kolejne posiedzenie zgromadzenia, podczas którego zaakceptowano projekt powracający do rozwiązań określonych w regulaminie wyboru kandydatów na stanowisko I prezesa SN z 15 czerwca 1998 r. A tam mowy o uchwale nie było. Przyjęte ostatecznie w 2004 r. rozwiązania obowiązują do dziś.
Do złożenia przez posłów PiS wspomnianego wniosku nawiązał w rozmowie z „Gazetą Polską” prezes PiS Jarosław Kaczyński. Zasugerował, że gdyby TK uznał racje posłów, a pełniąca obecnie funkcję I prezesa SN prof. Małgorzata Gersdorf wykazałaby opór wobec takiego wyroku, to państwo musiałoby zastosować przymus.
– Nie żaden drastyczny, ale oczywisty, jak wymiana przepustek – dodał.
Kaczyński odniósł się również do przyjętego we wtorek przez rząd projektu zmian w ustawie o Krajowej Radzie Sądownictwa. Stwierdził, że KRS to „niewątpliwie instytucja postkomunistyczna”. Jak tłumaczył, została wprowadzona zaraz po Okrągłym Stole, jeszcze przez komunistyczny parlament. I, jak ocenił, celem tego było uniemożliwienie dokonywania zmian w sądownictwie.
Paradoks tej wypowiedzi polega jednak na tym, że, jak wielokrotnie wspominał prof. Adam Strzembosz, Jarosław Kaczyński był uczestnikiem podstolika okrągłostołowego ds. wymiaru sprawiedliwości, który zdecydował m.in. właśnie o potrzebie powołania takiego organu jak KRS.