Dobrym pomysłem wydaje się przywrócenie do formuły promocji doktorskich na wydziale prawa upoważnienia: „dajemy ci prawo do glosowania”. Względy asekuracyjne uzasadniają dodanie frazy: „korzystaj z niego mądrze”.
W antycznej grece rzeczownik „glossa” (w dialekcie attyckim: glotta) oznaczał język, mowę, a nawet wydawany przez człowieka głos. Od Greków pojęcie to przejęli Rzymianie, którzy spopularyzowali jeszcze jedno jego znaczenie: objaśnienie trudnego wyrazu.
Zapoczątkowana przez Greków technika glosowania przez wieki pozostawała niezmienna. Krótkie wyjaśnienia sprawiających trudności wyrażeń umieszczano na marginesie tekstu (glosa marginalna) bądź między jego wersami (glosa interlinearna). W ten sposób objaśniano już dzieła Homera, traktaty filozoficzne Arystotelesa, prace historyków, a następnie również Pismo Święte i rozprawy teologiczne. Od czasu do czasu jakiś skrzętny badacz sam pisał lub zbierał dostępne glosy, po czym ogłaszał je jako odrębne dzieło. W klasycznej łacinie księgę objaśniającą znaczenie wyrazów, słownik lub leksykon terminologiczny określano jako glossarium.
Szkoła glosatorów
Prawnicy, którzy w średniowieczu na nowo odkryli kodyfikację justyniańską, zaadaptowali do swych celów metodę gotową, sprawdzoną i wykorzystywaną od stuleci. Położyli również największe zasługi dla zachowania i udoskonalenia glosatorstwa. Środowisko skupione w XI-wiecznej Bolonii wokół profesora Irneriusa szybko zasłużyło na wspaniałą renomę i miano szkoły glosatorów. Choć jej przedstawiciele w pracy posługiwali się metodą scholastyczną, a w wyjaśnianiu wątpliwych wyrażeń chętnie odwoływali się nie tylko do prawa, ale i teologii, a nawet poezji, to jednak argumenty natury prawnej budowali jedynie w oparciu o źródła jurydyczne. Dzięki ich wysiłkom znacznie zmieniły się również proporcje tekstu głównego i glosy. Chęć powiedzenia „więcej” wymusiła rearanżację stron w fachowych rękopisach.
Autorytet wypowiedzi najsłynniejszych glosatorów, jak Odofredus czy Azo, był niekwestionowany. Na Półwyspie Apenińskim powtarzano humorystyczne powiedzonko: „Kto nie ma Aza, niech do sądu nie chadza”. Znaczenie ich wysiłków doceniano jeszcze w XVII w., o czym świadczy spopularyzowane przez niemiecką doktrynę powiedzenie: „czego nie uznaje glosa, tego nie uznaje sąd”.
Boski Justynian
Zapewne wielu z dostojnych profesorów prawa, grzejących się w cieple własnej mądrości na katedrach przesławnej bolońskiej wszechnicy, nęciła perspektywa stworzenia dzieła monumentalnego i w kompleksowy sposób opracowującego intelektualny dorobek rzymskiej jurysprudencji. W ziszczeniu się ich ambicji początkowo przeszkodził jednak autorytet wielkiego kodyfikatora prawa rzymskiego – cesarza Justyniana.
Władca ten, ogłaszając dzieło swego życia, zagroził surowymi karami wszystkim, którzy ośmieliliby się komentować wprowadzone przez niego przepisy. Dopuścił jedynie sporządzanie krótkich uwag wyjaśniających określonych jako paratitla, kata poda oraz indices. Mogły one przyjąć doskonale znaną formę krótkich marginalnych notatek lub pisanego maczkiem tłumaczenia z łaciny na grekę (i odwrotnie) lokowanego zwykle między wierszami. Niepokornym prawnikom, którzy zdecydowaliby się komentować słowa cesarza, groziła odpowiedzialność karna za... fałszerstwo. Co ciekawe, Justynian, choć kategorycznie zakazał sporządzania komentarzy i posługiwania się nimi, pozostawił wolną rękę kopistom. Nie wola władcy, ale poważny kryzys państwowy, jaki nastąpił po jego śmierci, który pozbawił wielką kodyfikację wszelkiego praktycznego znaczenia, sprawił, że w Bizancjum komentarze w istocie nie powstały.
Kiedy w Bolonii inaugurowała działalność szkoła glosatorów nikt nie obawiał się wprawdzie gniewu znanego skądinąd ze srogości bizantyjskiego imperatora, ale skoro w jego kodyfikacji widziano rozum objawiony w formie zmaterializowanej i traktowano ją z nabożeństwem porównywalnym do tego, jakie teolodzy okazywali Pismu Świętemu, nie wypadało post mortem robić przykrości „boskiemu Justynianowi”.
Sposób
Specyfika środowiska akademickiego sprawiła, że znalezienie wygodnego wytrycha pozwalającego uczonym prawnikom odejść od woli cesarza okazało się nieuniknione. Aby złagodzić przykry efekt niesubordynacji środowiska, większe dzieła poświęcone prawu rzymskiemu, których od XIII w. nastąpił prawdziwy wysyp, nazywano wzorem teologów Summami. Nazwa nie zmieniała jednak istoty rzeczy. Choć teoretycznie Summy nie były niczym innym niż zbiorami glos, w praktyce ich zawartość nie różniła się zbytnio od komentarzy we współczesnym rozumieniu tego słowa. Już wtedy zdarzało się, że o glosie można było powiedzieć wszystko, ale nie to, że jest to krótkie wyjaśnienie.
Akursjusz postanowił skończyć z fikcją i w sążnistym traktacie, zatytułowanym oczywiście „Glosa do kodeksu”, wyjaśnił, że choć Justynian zakazał dodawania nowych ustaw, to jednak nie zabronił w dowolny sposób wyjaśniać tych już istniejących. Dosadniej w tej materii wypowiedział się Andreas Alciatus: „W ostatniej konstytucji, uchylającej dawne prawo, cesarz postanowił, że nikomu nie będzie wolno sporządzać komentarzy do ius civile, aby nie powstały z tego jakieś wątpliwości, gdyż to najbardziej podważa porządek prawny. Chociaż zarządzeniem tym nie wzgardzono jawnie, to jednak w drodze stosowanej przez wieki interpretacji nadwyrężył je Irneriusz, pozbawił znaczenia Akursjusz, podczas gdy Bartolus, Baldus i inni zbrzydzili do reszty. Prawdą jest bowiem, że jeśli Bóg zechce, każde wręczenie doktoratu rozpoczyna się obecnie słowami: dajemy ci prawo do glosowania”.
Dobry pomysł
Choć symboliczny koniec założonej przez Irneriusza szkoły wyznacza rok śmierci ostatniego z jej wielkich przedstawicieli, Akursjusza (1260), idea przetrwała. Pozostali glosatorzy i ich glosy.
Współczesna glosa stanowi naukowe omówienie wyroku sądu. Jej konstrukcja różni się naturalnie od budowy średniowiecznej poprzedniczki. Ponieważ glosatora nie krępują obecnie żadne bariery objętościowe, po krótkim streszczeniu przebiegu rozprawy może dać prawdziwy popis erudycji i godzinami przykuwać uwagę zachwyconego czytelnika. Strategia ta sprawdza się jednak jedynie w wypadku autorów najbardziej wyrafinowanych stylistycznie i merytorycznie bezbłędnych w formułowanych ocenach. Pozostali, zwłaszcza debiutanci, powinni pamiętać o wielowiekowej tradycji, zgodnie z którą glosa powinna być krótka.
I jeszcze jedno. Dobrym pomysłem wydaje się przywrócenie do formuły promocji doktorskich na wydziale prawa upoważnienia: „dajemy ci prawo do glosowania”. Względy asekuracyjne uzasadniają dodanie frazy: „korzystaj z niego mądrze”.
Wielki kodyfikator prawa rzymskiego cesarz Justynian, ogłaszając dzieło swego życia, zagroził surowymi karami wszystkim, którzy ośmieliliby się komentować wprowadzone przez niego przepisy. Dopuścił jedynie sporządzanie krótkich uwag wyjaśniających